KS. WOJCIECH KANIA: – Według różnych danych statystycznych, w Polsce mieszka od 1 do 2 mln Ukraińców. Niektórzy z nich przychodzą do naszych świątyń lub w inny sposób uczestniczą w życiu Kościoła katolickiego. Zawierają także małżeństwa z katolikami. Jak Ksiądz Biskup ocenia taką integrację na płaszczyźnie religijnej?
BP KRZYSZTOF NITKIEWICZ: – Powinniśmy pamiętać, że mieszkańcy Ukrainy są w zdecydowanej większości prawosławni. Mówi się o 71 proc., chociaż religijność kształtuje się nierównomiernie. Ateizacja prowadzona w czasach ZSRR odcisnęła swoje piętno szczególnie na wschodzie kraju. Na Ukrainie są także grekokatolicy, łacinnicy, Ormianie apostolscy i katoliccy, protestanci. Obok nich jest spora grupa nieochrzczonych. Gdy Ukraińcy przyjeżdżają do naszego kraju, mogą znaleźć parafie odpowiadające swojej przynależności kościelnej. Jest ważne, abyśmy nie uprawiali przy tej okazji prozelityzmu i nie robili z nich na siłę lub podstępem katolików. Jednocześnie trzeba uczynić wszystko, aby czuli się wśród nas dobrze – jest to także szansa, żeby poznać inne Kościoły, ich liturgię i zwyczaje.
– O naszych wschodnich sąsiadach zrobiło się ostatnio głośno w związku z powstaniem Prawosławnej Cerkwi Ukrainy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Owszem, sporo się na ten temat mówiło w środkach masowego przekazu, z tym że w centrum uwagi znalazły się głównie relacje Ukraina – Rosja, a także kampania przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie. Powszechnie wiadomo, że prezydent Petro Poroszenko bardzo mocno się zaangażował w sprawę utworzenia jednej samodzielnej, czyli autokefalicznej Cerkwi prawosławnej na Ukrainie. Miała ona powstać z istniejących dotychczas: Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, związanej hierarchicznie z patriarchatem moskiewskim, Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego oraz Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej. Ostatecznie połączyły się tylko dwie ostatnie i utworzyły Prawosławną Cerkiew Ukrainy. Nazwisko Poroszenki znalazło się w tomosie, porównywalnym do naszej bulli apostolskiej. W związku z tym jego rywal do prezydentury Wołodymyr Zełenski, wówczas aktor i komik, robił sobie niewybredne żarty z cerkiewnej terminologii. Już jako prezydent spotkał się z patriarchą Bartłomiejem, ale przecież w internecie nic nie ginie. Tomos nadający autokefalię został podpisany 5 stycznia br. przez patriarchę ekumenicznego Bartłomieja, który dzień później w Fanarze (Stambuł) przekazał go Epifaniuszowi (Dumence) wybranemu na zwierzchnika nowej Cerkwi.
– Co to może oznaczać dla nas, katolików?
– Uważam, że jest to wewnętrzna sprawa prawosławia, do której nie powinniśmy się mieszać. Tym bardziej że ani Ojciec Święty Franciszek, ani watykański sekretarz stanu, ani żadna dykasteria Kurii Rzymskiej nie wypowiedzieli się oficjalnie na ten temat. Owszem, w dzienniku „L’Osservatore Romano” ukazała się 7 stycznia br. relacja ze wspomnianego wydarzenia w Fanarze, lecz każde słowo było wyważone. Rzym nie wydał również żadnych wiążących instrukcji, jeśli chodzi o relacje z duchownymi i wiernymi Prawosławnej Cerkwi Ukrainy. Jeśli więc idzie o płaszczyznę duszpasterską, obowiązują nas przepisy Kodeksu prawa kanonicznego i nimi trzeba się kierować. Należy jednak pamiętać, że przed trzema laty Franciszek wprowadził zmiany w normach dotyczących sakramentów chrztu i małżeństwa. Chodziło o to, aby współbrzmiały one z Kodeksem kanonów Kościołów wschodnich, który został wydany 7 lat po kodeksie łacińskim.
– Czy zaistniała sytuacja nie wpłynie negatywnie na dialog katolicko-prawosławny?
Reklama
– Są już konsekwencje dotyczące Międzynarodowej Komisji mieszanej do dialogu teologicznego między Kościołem katolickim a Kościołem prawosławnym. Miałem okazję uczestniczenia w dwóch ostatnich jej posiedzeniach, w Ammanie i Chieti. Współprzewodniczącym komisji jest obok kard. Kurta Kocha hierarcha patriarchatu konstantynopolitańskiego abp Hiob (Getcha). Dlatego już 19 października 2018 r. metropolita Hilarion poinformował papieża Franciszka, że z powodu ingerencji patriarchy Bartłomieja w sprawy Cerkwi na Ukrainie patriarchat moskiewski zawiesił swoje uczestnictwo w pracach wspomnianej komisji. Dialog bilateralny Moskwa – Rzym jest natomiast kontynuowany. Podobnie zresztą jak dialog Rzym – Konstantynopol, czego wyrazem było przekazanie patriarsze Bartłomiejowi relikwii św. Piotra Apostoła. Pewien niepokój wzbudza wypowiedź Epifaniusza, który nie wykluczył w przyszłości zjednoczenia jego Cerkwi z „patriotyczną Cerkwią Ukrainy”, czyli z grekokatolikami. Dlatego bardzo dobrze się stało, że w ostatnim czasie Franciszek spotkał się w Rzymie najpierw z synodem stałym Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, a na początku września z całym (wielkim) synodem złożonym ze wszystkich biskupów. Biorąc jeszcze pod uwagę wojnę w Donbasie i aneksję przez Rosję Krymu, sytuacja na Ukrainie wymaga naprawdę wielkiej mądrości.
– Jest jakaś szansa na uznanie Prawosławnej Cerkwi Ukrainy przez wszystkie prawosławne patriarchaty i Cerkwie autokefaliczne?
– Powtórzę, że mogę mówić jedynie z pozycji obserwatora, chociaż ta problematyka jest mi bliska. Pod koniec sierpnia niektóre media ogłosiły, niezgodnie z prawdą, że Grecka Cerkiew Prawosławna uznała Prawosławną Cerkiew Ukrainy. Tymczasem chodziło o komunikat z posiedzenia synodu stałego (a więc ograniczonej liczbowo grupy hierarchów), który wypowiedział się ogólnie na temat kanonicznego prawa patriarchy ekumenicznego Konstantynopola do udzielenia autokefalii oraz przywileju przysługującego zwierzchnikowi Cerkwi Greckiej abp. Hieronimowi II, żeby zajmować się sprawą uznania nowej Cerkwi na Ukrainie. Arcybiskup Hieronim już zapowiedział, że nie podejmie żadnych działań, lecz przekaże tę kwestię do rozpatrzenia Świętemu Synodowi Cerkwi Greckiej, który liczy ok. 80 biskupów. Bo chociaż w przeszłości Konstantynopol udzielał autokefalii różnym Cerkwiom, to jednak przypadek ukraiński wygląda zupełnie inaczej. To jest jak na razie jedyna „nowość” – pozostałe patriarchaty i Cerkwie autokefaliczne nie podjęły żadnych działań w kierunku uznania decyzji Konstantynopola, mają natomiast różne wątpliwości.
– Czego dotyczą punkty sporne?
– Zacznę od tego, że my, katolicy, patrzymy na prawosławie przez pryzmat naszej teologii i prawa kanonicznego, co może prowadzić do niewłaściwych wniosków. Sprawa jest niewątpliwie złożona. Wspomnę tylko, że chodzi głównie o zakres uprawnień patriarchy ekumenicznego, o cerkiewną jurysdykcję na Ukrainie, która do 1686 r. należała, owszem, do Konstantynopola, ale potem została przekazana Moskwie. Nawiasem mówiąc, historycznym tłem są tutaj wojny Rzeczypospolitej z Rosją i Turcją oraz unia brzeska. Chodzi wreszcie o status kanoniczny Epifaniusza, który otrzymał sakrę biskupią (chirotonię) od „patriarchy” Filareta w momencie, gdy ten, z powodu samowolnego utworzenia na Ukrainie tzw. patriarchatu kijowskiego, był ekskomunikowany i przeniesiony do stanu świeckiego. W przypadku terytorium kanonicznego i jurysdykcji podobne problemy występują w niektórych katolickich Kościołach wschodnich, szczególnie teraz, w dobie masowej emigracji. Nie można również zapominać, że w przypadku Ukrainy sprawą interesują się Rosja i przynajmniej kilka innych krajów. O wiele bardziej złożony wydaje się natomiast problem biskupa, który został wydalony ze stanu duchownego, a następnie przywrócony do swojej rangi hierarchicznej, bo taką decyzję podjął patriarcha Bartłomiej wobec Filareta (Denysenki) i Makarego (Małetycza) i zdjął z nich ekskomunikę. Jaką wartość mają podejmowane przez niego akty władzy święceń i rządzenia po depozycji i obecnie? Myślę, że warto tutaj sięgnąć po komunikat Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego z 15 listopada ub.r. Może jakiś katolicki teolog wzruszy ramionami, bo nie będzie widział problemu. Nasze kryteria teologiczne oraz prawne mają tu jednak ograniczone zastosowanie. Prawosławie ma swoje cerkiewne kanony, swój sposób postępowania i na pewno znajdzie się właściwe rozwiązanie.