Reklama

Wiadomości

Amerykański jastrząb pokoju

Historyczny szczyt Trump-Kim w Singapurze stał się faktem. Zdaniem wielu, to przełomowy moment w dziejach ludzkości, a szczególnie w relacjach na linii Waszyngton-Pjongjang. Pokojowy Nobel dla prezydenta Donalda Trumpa wisi w powietrzu. Otwarte pozostaje jednak pytanie, czy spotkanie realnie przełoży się na zapewnienie pokoju na Półwyspie Koreańskim.
Co tak naprawdę uzgodnili najkrwawszy dyktator na świecie oraz przywódca wolnego świata?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prezydent USA Ronald Reagan w trakcie swojej przemowy inauguracyjnej wypowiedział następujące słowa: „Pokój jest najwyższym celem narodu amerykańskiego. Będziemy dla niego negocjować, poświęcać się, ale nie poddamy się dla niego ani teraz, ani nigdy. Jesteśmy Amerykanami!”. Był styczeń 1981 r. Ameryka zmieniała swoją doktrynę polityki zagranicznej. Od teraz miała się ona opierać na zasadzie „pokoju poprzez siłę”. Po słabo ocenianej kadencji ustępliwego Jimmy’ego Cartera w Białym Domu zasiadł wreszcie prawdziwy amerykański jastrząb. Dekadę później Związek Sowiecki przestał istnieć, co dla wielu stało się potwierdzeniem słuszności strategii obranej przez Waszyngton. Ronald Reagan wierzył w to, że silna i nowoczesna armia daje Ameryce lepszą pozycję negocjacyjną. Stanowi najlepsze wsparcie dyplomacji, bo zmusza wrogów, by zasiedli przy stole i chcieli rozmawiać na zasadach i warunkach Waszyngtonu.

Trump jak Reagan

Wydaje się, że prezydent Donald Trump implementuje do swojej polityki zagranicznej dokładnie tę samą doktrynę. Podobnie jak Reagan stawia na zdecydowaną, twardą retorykę, za którą stoi silna armia, gotowa bronić bezpieczeństwa narodowego USA oraz sojuszników wszędzie tam, gdzie zawiedzie dyplomacja. Niedawno Trump wypracował z Kongresem rekordowe zwiększenie wydatków na obronność. To zdecydowana zmiana po prowadzonej przez jego poprzednika polityce cięć w budżecie Pentagonu. „Utrzymujemy pokój dzięki naszej sile; słabość tylko zachęca do agresji” – przypomniał w 1983 r. prezydent Reagan. Przychylni Trumpowi komentatorzy zwracają uwagę, że historyczne spotkanie z północnokoreańskim dyktatorem to efekt twardej retoryki siły, którą od początku stosował prezydent USA. Na prowokacyjne groźby ze strony Kim Dzong Una, którymi północnokoreański dyktator próbował zastraszyć Amerykę, Trump odpowiadał zdecydowanie i ostro. Drwił ze swojego wroga, określając go mianem „Malutkiego Człowieka Rakiety”, co było bezpośrednim nawiązaniem do kolejnych prób rakietowych przeprowadzanych przez Koreę Północną.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Administracja Trumpa nie ograniczała się jednak wyłącznie do ostrej retoryki. Za słowami szły również czyny, chociażby ponowne wpisanie Korei Północnej na listę państw sponsorujących terroryzm oraz nałożenie na Pjongjang kolejnych sankcji gospodarczych. Nie bez znaczenia były także zakrojone na szeroką skalę manewry wojskowe oraz wysłanie do koreańskich wybrzeży potężnego lotniskowca USS Ronald Reagan.

Retoryka siły

We wrześniu 2017 r., po raz pierwszy przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, prezydent Trump stwierdził, że „Człowiek Rakieta” prowadzi samobójczą misję zarówno dla siebie, jak i dla swojego reżimu. – Stany Zjednoczone są bardzo silne i cierpliwe – powiedział. W kolejnych słowach użył jeszcze bardziej ostrego i zdecydowanego tonu. Zagroził, że jeżeli USA zostaną przez północnokoreański reżim zmuszone do obrony siebie lub swoich sojuszników, to nie pozostanie im nic innego, jak tylko całkowite unicestwienie Korei Północnej. Wtedy demokraci krytykowali go, sugerując nieodpowiedzialną retorykę. Bili na alarm, twierdząc, że takie wypowiedzi mogą doprowadzić do konfliktu i rozlewu krwi na Półwyspie Koreańskim. Kiedy jednak Reagan określał Związek Sowiecki mianem „Imperium Zła”, miałcy politycy spod znaku ustępstw i słabości również obawiali się wybuchu III wojny światowej. historia pokazała, że mylili się wówczas równie mocno jak ich dzisiejsi odpowiednicy.

Tworząc historię

Po 65 latach od zakończenia wojny koreańskiej, 12 czerwca 2018 r., w relacjach na linii Waszyngton – Pjongjang doszło do historycznego momentu. Organizowany w hotelu Capella na wyspie Sentosa w Singapurze szczyt Trump-Kim stał się faktem. W ten sposób amerykański przywódca realizuje kolejny krok w drodze do zażegnania zagrożenia płynącego ze strony Korei Północnej. W trakcie bilateralnych negocjacji prezydent USA Donald Trump podpisał z dyktatorem Kim Dzong Unem specjalne porozumienie, w którym obaj przywódcy zobowiązali się ustanowić nowe relacje między swoimi krajami oraz współpracować w celu zbudowania trwałego i stabilnego pokoju w regionie. Umowa zakłada także podjęcie wspólnych wysiłków na rzecz całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego. Waszyngton zobowiązał się ponadto zapewnić gwarancję bezpieczeństwa dla komunistycznego reżimu z Pjongjangu. Sygnatariusze umowy mają także współpracować w kwestii identyfikacji i wymiany szczątków żołnierzy, którzy polegli w wojnie koreańskiej oraz których uznano za zaginionych. Obie strony wyraziły chęć i gotowość do odbycia kolejnych spotkań bilateralnych w najbliższej przyszłości w celu wprowadzenia w życie postanowień wypracowanych na szczycie.

Reklama

Koniec manewrów?

Na odbywającej się po spotkaniu konferencji prasowej prezydent Trump zapewnił, że dotychczasowe amerykańskie sankcje nałożone na Koreę Północną pozostają w mocy. Wyraził również przekonanie, że chciałby kiedyś sprowadzić amerykańskich żołnierzy stacjonujących na Półwyspie Koreańskim do domu. Zastrzegł jednak, że nie było o tym mowy w trakcie negocjacji. Trump ogłosił także koniec wspólnych manewrów wojskowych, które USA przeprowadzały do tej pory razem z sojuszniczą Koreą Południową. Północnokoreański reżim od zawsze określał je mianem „prowokacyjnych”. Ku zdziwieniu niemalże wszystkich, dokładnie tego samego słowa do ich opisania użył Trump, dodał ponadto, że ich zakończenie pozwoli zaoszczędzić ogromne sumy pieniędzy. Tym samym gospodarz Białego Domu ściągnął na siebie falę krytyki. Tym razem już nie tylko ze strony Demokratów, ale również niektórych polityków republikańskich, m.in. senatora Lindsey’a Grahama. Wyraził on przekonanie, że co prawda popiera wstrzymanie manewrów, jako pewnego rodzaju gest dobrej woli wobec Korei Północnej, jednak za poważny błąd uważa określanie ich mianem „prowokacyjnych” oraz „bardzo kosztownych”. Senator podkreślił, że pieniądze wydane na wspólne ćwiczenia militarne Ameryki z jej sojusznikami zawsze są pieniędzmi dobrze wydanymi. Krytycy prezydenta USA ostrzegają, że odwołując manewry wojskowe, Trump poszedł na zbyt duże ustępstwa wobec reżimu Korei Północnej, jednocześnie dostał w zamian ze strony Kim Dzong Una jedynie puste obietnice bez żadnego pokrycia. Mój rozmówca jest jednak innego zdania.

Reklama

– Myślę, że prezydent Trump jest bardzo dobrym negocjatorem. Manewry wojskowe można łatwo odwołać i tym samym dać Kimowi coś, co wygląda na pokaźny gest. Równie łatwo można je jednak reaktywować, gdyby północnokoreański dyktator zaczął sobie znowu pogrywać. To świetny ruch Donalda Trumpa – mówi „Niedzieli” Rocco Spencer, emerytowany major U.S. Army: – Zobacz, robię wobec ciebie gest. Hej, znowu zaczynasz fikać? W takim razie za chwilę możesz mieć 75 tys. amerykańskich żołnierzy ćwiczących tuż pod twoimi drzwiami. To wszystko w zaledwie 72 godziny – dodaje.

Według Spencera, nie kto inny jak prezydent Trump powinien przypisywać sobie zasługi za doprowadzenie do historycznego spotkania z Kim Dzong Unem. Spotkania, które jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się zupełnie nieprawdopodobnym scenariuszem.

Pokojowy Nobel?

Poprzednie amerykańskie administracje nie potrafiły skutecznie zatrzymać nuklearnego programu Korei Północnej ani też zastopować kolejnych i coraz bardziej zaawansowanych prób rakiet balistycznych Pjongjangu. Jak się okazuje, obecny prezydent USA potrzebował zaledwie nieco ponad roku, by osiągnąć to, czego przez dwie kadencje nie mogli dokonać Bill Clinton, George W. Bush oraz Barack Obama. Ten ostatni wycofał większość sił USA z Iraku, zachęcony przyznaną z góry Pokojową Nagrodą Nobla. Dzisiaj wielu komentatorów zwraca uwagę, że doprowadzając do historycznego szczytu z północnokoreańskim przywódcą, Trump zdecydowanie bardziej zasłużył sobie na wyróżnienie przez norweski Komitet Noblowski. Podobną opinię wyraził m.in. prezydent Korei Południowej Moon Jae-in. Na początku maja br. grupa kilkudziesięciu republikańskich kongresmenów w specjalnym liście do norweskiego Komitetu Noblowskiego oficjalnie nominowała Trumpa do Pokojowej Nagrody Nobla. Niedługo po zakończonym szczycie w Singapurze uczyniło to również dwóch polityków z norweskiej narodowo-konserwatywnej i neoliberalnej Partii Postępu. Jeżeli Komitet Noblowski podzieli te opinie, Trump ma szansę zostać 5. amerykańskim prezydentem, który obok Obamy, Cartera, Wilsona i Roosevelta dostąpi tego zaszczytu.

Post factum

Doprowadzając do historycznego szczytu w Singapurze, prezydent USA ewidentnie triumfuje, choć na próżno szukać potwierdzenia tego faktu w lewicowych mediach głównego nurtu. Z drugiej jednak strony wraca ze szczytu z pustymi deklaracjami. Wielu ekspertów powątpiewa w to, że Kim Dzong Un dotrzyma słowa w sprawie denuklearyzacji i zrezygnuje ze swojej najmocniejszej karty przetargowej, czyli broni nuklearnej. Tej samej, której posiadanie utorowało mu przecież drogę na najważniejsze salony polityczne świata. Donald Trump wrócił jednak ze szczytu w przekonaniu, że Kim Dzong Un dotrzyma warunków umowy. Z dumą ogłosił, że Korea Północna nie stanowi już zagrożenia nuklearnego, a Amerykanie mogą wreszcie spać spokojnie. Takie wypowiedzi przywodzą jednak na myśl rok 1938, kiedy to brytyjski premier Neville Chamberlain ogłosił po negocjacjach z Hitlerem, że oto zapewnił Europie pokój. Problem w tym, że owe negocjacje polegały de facto na kolejnych ustępstwach wobec III Rzeszy, i zaledwie rok później po obiecanym pokoju nie było śladu. Sam Trump przyznał jednak na antenie stacji ABC, że choć teraz wierzy przywódcy z Pjongjangu, to w przyszłości może się okazać, że w tej ocenie się pomylił i będzie musiał przyznać się do błędu. Faktem pozostaje jednak ogromny sukces administracji Trumpa, czyli doprowadzenie do historycznego porozumienia. Może się ono okazać kluczowym preludium w drodze do faktycznego rozbrojenia nuklearnego Korei Północnej i zapewnienia pokoju w regionie. Jeżeli tak się właśnie stanie, Donald Trump nie tylko może zagwarantować sobie reelekcję. Przejdzie również do historii jako mąż stanu i jeden z najlepszych prezydentów USA, bo jak sam powiedział: „Każdy może rozpocząć wojnę, ale tylko najbardziej odważni mogą wprowadzić pokój”.

2018-06-19 11:34

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

USA: „100 dróg, poprzez które św. Jan Paweł II zmienił świat”

[ TEMATY ]

Jan Paweł II

USA

Adam Bujak, Arturo Mari/Biały Kruk

Patrick Novecosky, amerykański dziennikarz katolicki postanowił uczcić setną rocznicę urodzin św. Jana Pawła II nową książką. Starał się w niej, jak pisze, odpowiedzieć na pytanie, które nurtowało go od dłuższego czasu: „w ilu różnych dziedzinach święty zmienił świat?”. Znalazł ich aż sto. Dziennikarz znał osobiście papieża, który pięciokrotnie przyjął go na audiencji. Poza tym wziął udział w ponad 20 zagranicznych podróżach papieskich.

Jak zauważa jedna z komentatorek książki, Deborah Castellano Lubov, każda ze 104 podróży zagranicznych Jana Pawła II była nowym wyrazem miłości papieża do rodziny ludzkiej, ale pięć wizyt, które złożył w USA świadczy o „szczególnej bliskości, jaką czuł do tego kraju”.

CZYTAJ DALEJ

Obchody Triduum Paschalnego w diecezji

2024-03-27 17:00

[ TEMATY ]

Zielona Góra

Gorzów Wielkopolski

Głogów

sulechów

Nowa Sól

Karolina Krasowska

bp Tadeusz Lityński

bp Tadeusz Lityński

Najważniejsze dni w ciągu roku liturgicznego są poświęcone obchodom męki, śmierci i zmartwychwstania Pańskiego. W wybranych parafiach diecezji posługę będą sprawowali biskupi.

Triduum Paschalne rozpoczyna się w Wielki Czwartek wieczorem od celebracji Mszy Wieczerzy Pańskiej, kończy się zaś wieczorem w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Uroczyste celebracje Triduum Paschalnego odbędą się we wszystkich kościołach parafialnych.

CZYTAJ DALEJ

Bp Piotrowski: w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus uświadomił uczniom punkt wyjścia do ich misji

2024-03-28 16:15

[ TEMATY ]

bp Jan Piotrowski

diecezja kielecka

Msza Krzyżma

Episkopat Flickr

Bp Jan Piotrowski

Bp Jan Piotrowski

W czasie Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus pragnął uświadomić swoim uczniom, gdzie jest punkt wyjścia do pełnienia ich misji i skąd płynie siła do jej realizacji - mówił bp Jan Piotrowski w bazylice kieleckiej podczas Mszy Krzyżma Świętego, wskazując znacznie Eucharystii, szczególnie bardzo licznie zebranym kapłanom diecezji kieleckiej.

Podczas tej szczególnej Mszy św., koncelebrowanej przez biskupów pomocniczych, bp. Mariana Florczyka i bp. Andrzeja Kaletę, kapłani odnowili swoje przyrzeczenia, a bp Piotrowski poświęcił oleje święte.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję