Reklama

Wiara żywa

Prawdziwa miłość

Niedziela płocka 48/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Smużka białej pary unosiła się znad filiżanki gorącej kawy i znikała w białych płatkach pochylającej się ku czarnemu płynowi chryzantemy. Ten piękny kwiat po raz kolejny dawał przykład swojej niezwykłości. Pierwszy raz zrobił to, gdy październikowy mroźny wiatr zwarzył prawie wszystkie inne kwiaty, zerwał liście z drzew, pousypiał motyle i pszczoły. Wtedy chryzantema rozwarła swój kielich i razem z tysiącami swych sióstr rozbłysła paletą barw, tak jakby chciała zawstydzić gasnące na zimę słońce. Drugi raz zrobiła to na cmentarzu, kiedy bez żadnej przyczyny oderwała się od dużego krzaka i prosto z doniczki upadła pod stopy Anny, modlącej się nad grobem matki. Kobieta zabrała kwiat do domu i postawiła w małym wazonie na stole.
Było południe dnia Wszystkich Świętych. Anna wróciła właśnie z ojcem z cmentarza, gdzie na grobie matki zapalili znicze i modlili się. Teraz otulona we wspomnienia rozgrzewała się filiżanką kawy. Gdyby ktoś zapytał ją nagle, ile lat temu odeszła jej matka, miałaby trudności z odpowiedzią. Kiedy panował nad nią żal po stracie, każdy dzień, tydzień i miesiąc wyciskał w kalendarzu jej duszy bolesne piętno. Zawsze i wszędzie wiedziała, ile już czasu jest sama, opuszczona i bezbronna. Przypadkiem spotkała grupę osób skupionych wokół parafii. Przeżywali podobne problemy i razem szukali ratunku, by tak, jak ich bliscy, nie umrzeć dla świata nadal w nim żyjąc. Mieli mądrego księdza, który uczył ich nazywania śmierci siostrą. Wzajemne dzielenie się przeżyciami w grupie przynosiło ulgę. Cierpienie dzielone na kilka osób mniej ciążyło i łatwiej było z nim iść przez życie.
Po pewnym czasie pogodziła się z losem. Wtedy zgubiła rachubę dni dzielących ją od śmierci matki. Całą sobą zwróciła się ku żyjącym. Czuła, że nikt nie potrzebował teraz jej miłości i opieki tak bardzo, jak ojciec. Zabrała go do swojego mieszkania i roztoczyła nad nim opiekę tak troskliwą, że aż bolesną. Wiedziała lepiej od ojca, czego mu potrzeba, kiedy czuje się dobrze, a kiedy źle, co powinien robić, a czego unikać... Nie dostrzegała tylko śladów oporu rodzącego się w głębinach starego, ale wciąż dumnego serca, które jak ptak uwięziony w klatce szukało ucieczki z niewoli spełniającej wszelkie zachcianki, ale pozostającej niewolą.
Rozmyślania Anny przerwał hałas dochodzący z przedpokoju. Ojciec szykował się do wyjścia.
- Dokąd idziesz? - zapytała.
- Wracam na cmentarz. Chcę jeszcze pobyć z żoną. Jest taki wiatr, że z mogiły mogły pospadać wieńce, a znicze to już na pewno pogasły. Poczuwam przy grobie, może przyjdzie ktoś znajomy. Idziesz ze mną? - mówił do niej, nie przerywając ubierania się. Anna widziała jego nerwowe ruchy i drżącą siwą głowę.
- Nie, jestem zmęczona - odpowiedziała. - Tato, zostań w domu. Może odpoczniesz trochę i najwyżej pójdziemy wieczorem. Cmentarz jest wtedy taki piękny. Wziąłeś leki? - zapytała niby od niechcenia, ale kryła się pod tym zawsze czujna troska.
- Wieczorem będzie za późno. Nie jestem zmęczony i nic mi nie jest. Czuję się świetnie... To chyba jesień tak na mnie działa - uśmiechnął się do siebie, gdy w końcu poradził sobie z guzikami palta. Chwycił parasol i prawie wybiegł, jakby chciał uniknąć dalszych pytań zmuszających go do mówienia o swych dolegliwościach.
Anna słyszała cichnący stukot jego butów. Została sama z całą litanią pytań, próśb, porad i troskliwości, jakie zwykle wygłaszała przy okazji wychodzenia ojca z domu. Kiedyś w takich momentach najczęściej ubierała się i doganiała go, by mu towarzyszyć. Nic złego się jednak nie działo i od jakiegoś czasu pozwalała mu na samotne spacery. Nie rozumiała tylko, dlaczego ojciec coraz częściej uciekał, jakby nie chciał wysłuchiwać tych wszystkich słów, które były przecież wyrazem jej miłości do najbliższej osoby.
Anna czuła dziwnie błogie rozluźnienie i nie mogła nawet zebrać sił, by wyciągnąć niesforny płatek chryzantemy, który wpadł do stygnącej kawy, nie mówiąc już o pójściu do kuchni, żeby sprawdzić, czy ojciec wziął leki...
Nie wiedziała, jak długo siedziała pogrążona w tym dziwnym półśnie. Był to czas wystarczający do tego, by kolejnych kilka białych płatków upadło na powierzchnię zimnej już kawy. Anna obserwowała jak następny płatek - biały jak włosy ojca - najdelikatniej w świecie pochylał się ku upadkowi, gdy nagle w całym domu rozległ się przeraźliwy dźwięk telefonu. Kobieta poderwała się z biciem serca. Czuła całą sobą, że wie, co usłyszy w słuchawce. Przez ułamek sekundy miała nadzieję, że to pomyłka, a nawet postanowiła nie odbierać. Te dziecinne, chwilowe próby ucieczki nie zmieniły rytmicznego odzywania się dzwonka. W końcu podniosła słuchawkę. Ciemno w oczach zrobiło jej się jeszcze nim usłyszała, że jej ojciec miał wylew i zmarł wśród zapalonych zniczy na grobie żony...
Kolejne dni upłynęły szybko. Było tyle spraw do załatwienia. Jedne ważne, inne mniej, ale wszystkie pomagały zatracić się w chwili. Anna ze spokojem znosiła wyrazy współczucia od znajomych i gratulacje z powodu doskonałego przygotowania uroczystości pogrzebowych i wszystkich tych spraw, które związane są z wymazaniem zmarłego spośród żyjących. Wszystko to płynęło obok niej, a milczące rzucenie się w wir przykrych obowiązków było jej krzykiem o przebaczenie za to, że nie ocaliła ojca od śmierci. "Gdybym z nim była..." - setki razy rozpoczynała to zdanie, ale nigdy nie kończyła, gdyż zaraz wyszukiwała sobie jakąś pracę, coś, co mogła udoskonalić, poprawić, sprawdzić po raz kolejny. Nadchodziła jednak chwila, kiedy musiała usiąść, odpocząć i odnaleźć się w nowym świecie jako sierota. W ciszy wieczoru prawie słyszała, jak pękają gdzieś w środku pęta, trzymające w bezpiecznej odległości przerażające oskarżenie o to, że przez nią zginął ojciec. Wiedziała, że musi się ratować. Chwilę później w pokoju na plebanii rozległ się dzwonek telefonu. Nie musiała wiele mówić. I tak wszystkie słowa układały się w jedno wyznanie: "Niech ksiądz powie, że to nie przeze mnie umarł ojciec".
"Odkąd pamiętam - rozpoczął ksiądz - twój ojciec był bardzo aktywnym człowiekiem. Gdy z upływem lat własne ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a potem umarła żona, ta aktywność stała się jedyną siłą pchającą go do przodu. Gdyby wtedy się zatrzymał, nie ruszyłby już nigdy. Starzy ludzie żyją, dopóki działają, dopóki świat pozwoli im działać. Twój ojciec nie uciekał od ciebie. On wyzwalał się z nadopiekuńczości, która robiła z niego kogoś, kim nie był i nie chciał być. Najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić dla takich ludzi, to do końca pozwolić im być sobą. Nie zabiłaś ojca, dlatego, że na pewnym etapie twoja miłość do niego pozwoliła mu nadal być tym człowiekiem, którego kochałaś przez całe życie. Gdyby stało się inaczej, twoje uczucie do ojca zamieniłoby się w pragnienie takiej czy innej formy uśmiercenia go. Myślisz, że czym jest eutanazja: nie tłumaczą jej nienawiścią do człowieka, ale miłością tak wielką, tak straszną, że zmieniającą się w życzenie śmierci dla kochanej w ten sposób osoby. Jej starość i cierpienie urastają do takich rozmiarów, że przysłaniają obraz człowieka, którego kiedyś kochali. Przestają kochać osobę, bo zaczynają nienawidzić wady i braki, jakie są przecież jej nieodłączną częścią. Taka miłość może zabić, ale wtedy nie jest już miłością".
Anna słuchała. Kiedy odłożyła słuchawkę, wzięła różaniec. W każde Zdrowaś Maryjo wplatała słowa przeprosin. Nie wszystko jeszcze rozumiała, ale słowa prawdy o miłości powoli wyzwalały z chorego poczucia winy i zakrywały ranę jej serca, tak jak czarną powierzchnię stojącej od wielu dni kawy zakrywały białe płatki umierającej chryzantemy...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

„Po co się niepokoić…” – noworoczne przesłanie Brata Alberta

2025-12-31 12:57

[ TEMATY ]

Milena Kindziuk

dr Milena Kindziuk

Red.

Milena Kindziuk

Milena Kindziuk

„Po co się niepokoić, wszak Bóg w nas, a my w Nim, a poza tym wszystko takie mało znaczące…” – te słowa Brata Alberta, wyryte na drewnianym szyldzie w pustelni na Kalatówkach, mogłyby stać się mottem nie tylko mijającego Roku 2025, ale i noworocznego przesłania.

Odwiedziłam niedawno „Pustelnię św. Brata Alberta” w Tatrach – jedno z tych miejsc, gdzie cisza mówi więcej niż słowa, a widok na ostre granie i turnie budzi to, co Jan Paweł II nazywał mistyką gór. Już przy wejściu wita turystów skromna gablota z cytatami, które brzmią jak duchowa instrukcja wspinaczki: „Góry oczyszczają z egoizmu i samolubstwa, z zarozumialstwa i pychy. Góry stanowią wspaniały teren zdobywania wierności w szukaniu. Góry uczą szukania, uczą cierpliwości…”. A potem pada zdanie, które wydaje się kwintesencją całej tej drogi: „Gdy człowiek czuje się jak karzeł wobec ogromu gór i gdy, poznając samego siebie, swoje wnętrze, swoje możliwości, swoją niewystarczalność, zdobywa krok za krokiem jedną z najcenniejszych cech ludzkich – pokorę, która zdobyta w górach potem owocuje w dolinach. Właśnie wtedy, na pytanie: po co chodzisz po górach, jesteś zakłopotany i nie wiesz, co odpowiedzieć, to właśnie wtedy dajesz dowód, że szukasz NIEZNANEGO”.
CZYTAJ DALEJ

Biskupi z Polski z Paryża zapraszają do Łodzi na Taizé w 2026 roku

2025-12-31 09:18

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Archiwum redakcji

Biskupi z Polski na ESM w Paryżu

Biskupi z Polski na ESM w Paryżu

Stojąc przed Wieżą Eiffla, symbolem stolicy Francji polscy biskupi obecni na tegorocznym – 48 Europejskim Spotkaniu Młodych zapraszają do udziału w spotkaniu młodych w centrum Polski – w Łodzi!

- Za rok o tej porze bardzo serdecznie zapraszamy do Łodzi, będzie równie ciepło i gorąco jak tutaj, dlatego, że gorące są nasze serca. – mówi bp Piotr Kleszcz OFM Conv., biskup pomocniczy z Łodzi. 
CZYTAJ DALEJ

Orędzie noworoczne Prezydenta RP: W mijającym roku Polacy powiedzieli jasno: nie podoba nam się to, co jest

2025-12-31 20:34

[ TEMATY ]

Karol Nawrocki

Mikołaj Bujak KPRP

To moje pierwsze prezydenckie orędzie noworoczne. Wypowiadam te słowa z poczuciem wielkiego zaszczytu i wdzięczności, ale i odpowiedzialności – bo ten urząd nie jest nagrodą, jest przede wszystkim zobowiązaniem.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję