Reklama

Budzenie Kościoła

Przyjazd papieża Benedykta XVI na Kubę będzie impulsem wiary dla tamtejszego Kościoła, bo jest w dobrym czasie - mówi ks. Dariusz Iżykowski, salezjanin, który sześć lat pracował na Kubie jako misjonarz

Niedziela Ogólnopolska 13/2012, str. 8-9

Grzegorz Gałązka, Arturo Mari/ Biały Kruk

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

JOLANTA MARSZAŁEK: - Co Księdza najbardziej zaskoczyło po przyjeździe na Kubę?

KS. DARIUSZ IŻYKOWSKI SDB: - Kuba to kraj egzotyczny, więc ma prawo zaskakiwać nas wszystkim. Wzruszające jest świadectwo życia wiarą tamtejszych katolików, jak i w ogóle życie tamtejszego Kościoła. Ich ogromne poczucie przynależności do Kościoła, poczucie wartości, jaką jest wiara chrześcijańska, entuzjazm wobec bezmiaru problemów i duchowej pustki w społeczeństwie robią ogromne wrażenie. Przejmująca jest sytuacja życiowa całego społeczeństwa, ogromne poczucie bezsilności, strachu, niemoc wobec codziennych wyzwań, osobistych, moralnych czy rodzinnych problemów. Ogromne poczucie zła, stagnacji i bezradności.

- Czy doświadczenie komunizmu odcisnęło na Kościele kubańskim swoje piętno i jaką ofiarę poniósł Kościół pod rządami Fidela Castro?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Oczywiście, że tak. Ucierpiał Kościół, ale ucierpiał również naród. Komunizm na Kubie był czymś innym niż tu, w Europie, czy nawet w Polsce. Panuje tam też inna mentalność, inne czynniki historyczne i geopolityczne. Dziś każdy Kubańczyk jest świadomy, że żyje w postkomunistycznym relikcie, już martwym i całkowicie niewydolnym. I to, co istnieje dziś na Kubie, już nie jest nazywane przez samych Kubańczyków komunizmem tylko ma swoją inną nazwę.
Zmiany zaszły bardzo głęboko, nie tylko zmiotły z powierzchni wyspy Kościół, który odradza się zupełnie na nowo, i nie tylko uległo zniszczeniu życie społeczne, lecz dziś mówi się o całkowicie dysfunkcyjnym pokoleniu. W sposób szokujący została zniszczona rodzina. Konsekwencje sięgały głęboko nawet w życie osobiste. Wpływ na to miała nie tylko wewnętrzna sytuacja polityczna, materialistyczna ideologizacja czy wprowadzana równość społeczna i jednakowa dystrybucja środków koniecznych do życia. Wpłynęła na to również polityka emigracyjna wewnętrzna i zewnętrzna. Dziś w społeczeństwie kubańskim panują demoralizacja, materialistyczne spojrzenie na życie, całkowita duchowa pustka, wyjałowienie nawet od wartości ogólnoludzkich. W skrajnych przypadkach dochodzi nawet do tego, że dzieci zdemoralizowane w zamkniętych szkołach są w stanie okraść nawet rodzinne domy. Pozbawienie własności prywatnej i socjalistyczny system dystrybucji zniszczył inicjatywę i uczynił ludzi niezdolnymi zaspokoić swoje potrzeby. Zagraniczna polityka emigracyjna, zwłaszcza ze strony Stanów Zjednoczonych, i atrakcyjne oferty pracy za granicą w ramach misji proponowane przez rząd prowadzą do pozbawiania społeczeństwa ludzi najbardziej wartościowych. Całkowitemu zniszczeniu uległa rodzina.
Jeśli chodzi o Kościół, to trzeba wiedzieć, że przed objęciem władzy przez Fidela Castro, był to Kościół postkolonialny, skostniały w strukturach, choć dobrze rozwinięty. Był elitarny i mimo że posiadał wiele dzieł, takich jak szkoły, szpitale, to jednak społeczeństwo słabo się z nim identyfikowało. W 1961 r. większość duchowieństwa i zgromadzeń zakonnych, pozostawiając cały majątek, w pośpiechu opuściło wyspę, źle rozumiejąc sytuację, uważając ją za przejściową. Wielu zmuszono do wyjazdu pogróżkami. Dla nielicznej garstki pozostałych i tych, którzy zdecydowali się ukrywać, nadszedł mroczny czas. Byli tacy, którzy w obronie kościołów nie wychodzili z nich ani na chwilę, spędzając tam całe lata bez prądu i bez wody bieżącej, zdani na łaskę ludzi o odważnym sercu. Zapanował model całkowicie bezwyznaniowy albo nawet antywyznaniowy. Za wyznawanie wiary można było stracić pracę, mieszkanie. Wtedy pozostała garstka wiernych. Do kościołów „funkcjonujących” przychodziło niewiele osób, były takie, które w niedziele odwiedzała jedna lub dwie osoby. Tam, gdzie nie było kościołów ani kapłanów, spotykano się w domach, w których w małych grupkach prowadzono również katechezę dla dzieci. Dla wiernych z miast, gdzie nie było kapłanów, przywożono Komunię św. często z bardzo odległych miejscowości. Był to ponury okres, po którym pozostały zrujnowane i rozgrabione świątynie i garstka wiernych. Aż przyszedł rok 1985.

- Nie ma kościołów, nie ma kapłanów - to jak się Kościół rozwija?

Reklama

- Kościół na Kubie istnieje i działa dzięki ludziom świeckim, dzięki laikatowi. Wszyscy, od dziecka aż do najstarszego wiernego, zaangażowani są w życie Kościoła. Opiera się ono na małych wspólnotach, tak jak w początkach chrześcijaństwa. Są to wspólnoty bardzo kameralne, gdzie wszyscy się dobrze znają, zdecydowana większość z nich nie posiada własnej świątyni ani jakiegoś lokalu, gromadzą się wtedy w domach albo pod drzewami. W dużych miastach te wspólnoty dochodzą do tysiąca osób, są takie, które gromadzą kilka osób lub same dzieci albo tylko młodzież. Takie wspólnoty mają swoje rady, animatorów, liderów, katechetów, agentów pastoralnych. Sami utrzymują te kościoły i kaplice, które posiadają, sami prowadzą katechezę, odwiedzają chorych, zanoszą im Komunię św. po Mszach św. niedzielnych. Prowadzą dożywianie i Caritas dla najuboższych w swoich osiedlach. Wszystko to w ścisłej współpracy z centrum duszpasterskim, jakim są kurie diecezjalne. Taka struktura Kościoła misyjnego, który wycieka spod szponów ograniczeń prawnych, to prawdziwy fenomen wiary. Parafię w San Diego w diecezji Santa Clara prowadził młody lekarz neurochirurg Lester Quiros, katechizował dzieci i dorosłych, organizował domy modlitw, pocieszał na duchu, dodawał zapału, rozbudzał nadzieję. Znam katechetów, którzy pokonują 20 km piechotą, a ich jedyną zapłatą jest nadzieja, że przyjdzie taki dzień, kiedy wszyscy poznają wartość Dziesięciu Przykazań.

- Jak wygląda praca misjonarza na Kubie?

Reklama

- Kuba liczy 11 mln mieszkańców, a liczba kapłanów wciąż nie przekracza 500. Kościół zorganizowany jest w dziesięć diecezji o bardzo zróżnicowanych potrzebach. Pomimo ograniczeń i niemożliwości działania w wielu środowiskach, takich jak szkoły, szpitale, ośrodki pomocy społecznej, instytucje państwowe i miejsca publiczne, to jednak kapłanom brakuje czasu, aby wszystkim się zająć. Pracę ogromnie utrudnia sytuacja materialno-bytowa. Przejmującym świadectwem jest poświęcenie starszych kapłanów, którzy pomimo wyeksploatowania wciąż są na pierwszej linii, bez prądu, wody, bez transportu, w górach, w stepie. Schorowanego ks. Jordano, salezjanina z Santa Clara, w każdą niedzielę młodzież na rękach przenosiła z łóżka do kościoła del Carmen, aby odprawiał niedzielną Mszę św. dla tamtejszych wiernych. Młodzi kapłani generalnie są przepracowani, swą posługę pełnią w kilku parafiach jednocześnie, często bez koniecznych środków materialnych, ich zapleczem i wsparciem są rodziny, sąsiedzi i wierni. Praca kapłana na Kubie nie ogranicza się tylko do sakramentów czy katechezy. Każdego dnia trzeba pomagać rozwiązać problemy dnia codziennego wiernych i tych, którzy w Kościele widzą ostatnią deskę ratunku, a są to problemy ekonomiczne, moralne, osobiste, rodzinne, często niełatwe. Zawsze i w każdym miejscu jest zapotrzebowanie na dobre słowo, otuchę i troszkę ciepła. Bez poczucia, że Bóg naprawdę prowadzi i towarzyszy, byłoby naprawdę ciężko.

- Jaki wpływ na rozwój Kościoła kubańskiego miała wizyta Jana Pawła II?

- W Polsce panuje takie przekonanie, że pojechał tam nasz Papież i dokonał rewolucyjnych przemian. Nic takiego nie było. W 1986 r. mała grupa kapłanów kubańskich, pragnąc włączyć się w wielki program reewangelizacji obu Ameryk, postanowiła przygotować własny program, polegając całkowicie na własnych siłach. Od tego momentu Kościół katolicki na Kubie rośnie. To był przełom, który wyszedł z sanktuarium Del Cobre. Jan Paweł II zastał już raczkujące niemowlę. Wizyta papieska pozwoliła Kościołowi na nowo zaistnieć w mentalności społeczeństwa. Kiedy Papież objeżdżał miasta Kuby, większość ludzi pozostawała w obawie w swoich domach, oglądając jedynie transmisję telewizyjną. Jeszcze wtedy nieliczni byli ci, którzy pokonali czasem sporo kilometrów, nawet pieszo, aby wziąć udział na żywo w spotkaniu z Ojcem Świętym. Wielu nie miało jak dostać się na place z powodu ograniczeń w transporcie. W Santa Clara do ostatniego momentu najodważniejsi i najwierniejsi wyciągali sąsiadów na stadion, aby go zapełnić przed przyjazdem Papieża. Było to przełamanie lodów, przebudzenie świadomości.

- Czy do Matki Bożej ludzie pielgrzymują tak jak u nas?

Reklama

- La Virgen de la Caridad del Cobre to symbol narodowy, nie tylko religijny. Z tą figurką Maryi najwięksi bohaterowie kubańscy stawali do bitew o wolność i niepodległość wyspy. To Cudowna Figurka bardzo bliska każdemu kubańskiemu sercu. Dziewica Miłosierdzia z El Cobre jest Patronką Kuby od 1916 r., ogłoszoną na prośbę Kubańczyków przez papieża Benedykta XV. Podczas wizyty na wyspie w 1998 r. Jan Paweł II ukoronował figurkę Maryi koronami papieskimi, ogłaszając Ją jednocześnie Matką Pojednania Kuby. Spotykałem nawet takich, którzy mówili, że o Bogu nie wiedzą nic, ale wierzą w Dziewicę z El Cobre. Nawet wśród sekt zielonoświątkowców spotykałem takich, którzy głęboko w szafie trzymali wizerunek La Virgen del Cobre. Dziś samo sanktuarium jest raczej miejscem wyciszenia, modlitwy. Spełnieniem marzeń każdego Kubańczyka jest wizyta w El Cobre. Prawie każdy mieszkaniec wyspy coś Panience Dziewicy ślubował w skrytości serca. Jednak organizowanie pielgrzymek pieszych jest zbyt skomplikowane ze względu na brak środków.

- Papież Benedykt XVI odwiedzi sanktuarium Matki Bożej z El Cobre, w tym roku przypada bowiem 400. rocznica znalezienia figurki Dziewicy Miłosierdzia. Jakie znaczenie dla Kubańczyków ma to sanktuarium? Czy takie jak dla Polaków Jasna Góra?

- Tak, to stąd wyruszyła wielka ewangelizacja Kuby niecałe dwa lata temu. Wierna replika Cudownej Figurki wyruszyła z sanktuarium i pielgrzymuje po całej Kubie, wędrując przez miasta i wsie i rozbudzając na nowo wiarę i nadzieję Kubańczyków, którzy się budzą, dla których Dziewica z El Cobre i Kościół katolicki na nowo są nadzieją i miejscem spotkania z Bogiem, pojednania i pokoju. Wizyta papieża Benedykta XVI w tym miejscu będzie miała niezwykłe znaczenie nie tylko symboliczne, ale przede wszystkim duchowe. To tak, jakby wejść w sumienie narodu, w sumienie każdego mieszkańca Kuby, wejść w to, co najbardziej intymne i wciąż jeszcze zarezerwowane dla samego Boga.

- Jak Kubańczycy przygotowują się do wizyty Papieża?

- Wizyta zbiega się z obchodami jubileuszu 400-lecia znalezienia Cudownej Figurki, a obchody te poprzedza wielka akcja ewangelizacyjna, w którą zaangażowany jest każdy, ale to naprawdę każdy katolik, łącznie z dziećmi. Dziś nie ma domu na Kubie, gdzie nie byłoby wizerunku La Virgen del Cobre. Katoliccy misjonarze odwiedzili każdy dom, każdą rodzinę, zapukali do wszystkich drzwi, rozbudzając na nowo nadzieję i wiarę. W peregrynacji bierze udział więcej osób niż jest mieszkańców w danej okolicy, gdzie przechodzi Cudowna Figurka. Pojawiają się spontaniczne procesje, bez pozwoleń władz. Na ulice i place, gdzie przejeżdża La Virgen, wylegają rzesze ludzi. Są tysiące, panuje klimat modlitwy, widać łzy. Cudowna Figurka już bez pozwoleń władz wjeżdża do szkół, do szpitali, do publicznych zakładów opieki społecznej, do więzień i zakładów pracy. Wszystko to w klimacie modlitwy, jeszcze wśród wzruszenia i łez, ale z nieukrywanym entuzjazmem i ogromną nadzieją. Planowany jest także Krajowy Kongres Mariologiczny - może nie będzie to wielkie wydarzenie społeczne, ale dla relacji Kościół - Państwo znaczące. Dziś małe wspólnoty katolików rosną w siłę. Dziś zaczyna brakować katechetów, w parafiach powstaje po kilka grup katechumenalnych. Największy procent powracających do Kościoła stanowią środowiska akademickie.
Taki Kościół czeka na następcę św. Piotra. Jest to wiosna Kościoła na Kubie.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Święty Hieronim – patron miłośników Pisma Świętego

Dnia 30 września w kalendarzu liturgicznym obchodzone jest wspomnienie św. Hieronima, doktora Kościoła, patrona biblistów, archeologów, tłumaczy, ale także – o czym pamięta niewielu – uczniów i studentów. Jest to postać niezwykła, fascynująca, będąca przykładem doskonałego połączenia wiary z nauką, życia duchowego z życiem intelektualnym.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Ingres abp. Andrzeja Przybylskiego do katedry Chrystusa Króla w Katowicach

2025-10-01 09:24

[ TEMATY ]

ingres

Katowice

abp Andrzej Przybylski

Archiwum Bp. Andrzeja

W sobotę 4 października w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach odbędzie się ingres abp. Andrzeja Przybylskiego. Ceremonia poprzedzona będzie kanonicznym objęciem urzędu w kurii metropolitalnej. Mszy świętej podczas ingresu przewodniczyć będzie nuncjusz apostolski w Polsce.

Kanoniczne objęcie urzędu przez abp. Andrzeja Przybylskiego w kurii metropolitalnej w Katowicach zaplanowano na godz. 9.00; nowy metropolita przedstawi kolegium konsultorów bullę nominacyjną podpisaną przez papieża Leona XIV, po czym kanclerz kurii sporządzi i odczyta protokół podpisany przez członków kolegium.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję