Reklama

Polityka w błędnym kole

Po tych wyborach nie obudziliśmy się w innej Polsce. Chyba tylko o tyle, że po raz pierwszy w historii III RP dotychczas rządzący ponownie wygrali wybory. W jaki sposób, dlaczego tak się stało i jakie będzie to miało konsekwencje - tu już zdania są wyraźnie podzielone

Niedziela Ogólnopolska 43/2011, str. 24-25

Dominik Różański/Niedziela

Dotychczasowy wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, jedyny spośród senatorów, który zasiadał w tej izbie od 1989 r., przegrał nie tyle z kandydatem PO, ile z nową ordynacją wyborczą

Dotychczasowy wicemarszałek Senatu Zbigniew Romaszewski, jedyny spośród senatorów, który zasiadał w tej izbie od 1989 r., przegrał nie tyle z kandydatem PO, ile z nową ordynacją wyborczą

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wyniki wyborów parlamentarnych mówią same za siebie. PO wprowadziła do Sejmu nieco ponad 200 posłów, PiS - prawie 160. Resztę SLD, PSL i Ruch Palikota - odpowiednio od 27 do 40 posłów. Natomiast Senat został podzielony między PO i PiS w proporcjach trzy do dwóch. Dlatego samodzielnych rządów PO, o których ta partia przebąkiwała, a jej lider powtarzał, że nie ma z kim przegrać, nie będzie. Nadal rządzić będzie dotychczasowa koalicja, najpewniej z życzliwym wsparciem SLD i Ruchu Palikota.
- Polacy obudzili się w powyborczy ranek i zetknęli z tymi samymi problemami, z jakimi spotykają się codziennie: kolejki w przychodniach, skandalicznie niskie płace - twierdzi europoseł PiS Tadeusz Cymański. - Polska ma jeszcze młodą demokrację. Ale trzeba wierzyć w nasze społeczeństwo.
- Nie spodziewam się większej zmiany w polityce rządu. Po prostu to mu się nie opłaca - dodaje dr Robert Gwiazdowski, prawnik i ekonomista, ekspert Centrum im. Adama Smitha. - Polska jest ta sama, ale szokuje bardzo niska frekwencja wyborcza - uważa Tadeusz Majchrowicz, wiceprzewodniczący „Solidarności”. - Zaskoczeniem jest też wejście do Sejmu miejskiej Samoobrony, jaką są ludzie Palikota, i słaby wynik lewicy - ocenia.

Błędne koło

Reklama

Wyniki tych dwóch ostatnich ugrupowań to niespodzianka. Z różnych powodów - jedno pożywiło się kosztem drugiego. - Nasz słaby wynik to jednak nie tylko wynik błędów przewodniczącego Napieralskiego, ale braku lojalności wielu kolegów z SLD demonstracyjnie dystansujących się od lidera, a także skutek grania Palikota na niskich, lewackich, antyklerykalnych instynktach i postawy mediów - mówi znany polityk SLD.
Dr Tomasz Żukowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, podkreśla, że w Polsce zawsze mieliśmy trochę obywateli o poglądach antyklerykalnych, jednak po raz pierwszy od dawna pojawił się polityk, który w pierwszej kolejności odwołuje się prawie wyłącznie do nich. Ten dobry wynik Palikota, jak ocenił w rozmowie z KAI, to konsekwencja zachowań części elit, które przyzwoliły na obecność radykalnego antyklerykalizmu w przestrzeni publicznej, o czym świadczy poparcie dla Palikota takich ludzi, jak Andrzej Olechowski, i zaaprobowanie przez media publiczne obecności w nich satanisty „Nergala”.
Dla Tadeusza Majchrowicza głosowanie w jego okręgu wyborczym w Krośnie na związaną z Ruchem Palikota Małgorzatę Marcinkiewicz to coś zdumiewającego. - To zupełnie anonimowa pani, której nikt nie widział ani nie słyszał, nie widziałem nawet żadnego jej plakatu. Ale posłanką została - mówi Majchrowicz. Jeszcze bardziej martwi go, że w młodej polskiej demokracji ponad połowa obywateli nie chodzi na wybory. - To może oznaczać, że ludzie są zbyt mało wyedukowani w tym względzie, ale też, że nabrali obrzydzenia do polityków i nie zamierzają ich wybierać - sądzi.
- Do tych ludzi trzeba docierać - podkreśla wiceprzewodniczący „Solidarności”. - Pod Gdańskiem, gdzie pracuję, pytano ludzi w miejscowości, w której była najniższa frekwencja, dlaczego tak się dzieje. Ludzie, łącznie z wójtem, mówili, że nikt się nimi nie interesuje, nigdy tam nie było żadnego posła, to dlaczego oni mają głosować. Moim zdaniem, jest to błędne koło: wykluczonymi nikt się nie zajmuje, bo oni i tak nie chodzą na wybory, a nie chodzą, bo nikt się nimi nie zajmuje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Partie, a nie osobowości

Reklama

Wybory do Senatu, które odbyły się według innych niż dotychczas zasad (głosowano w okręgach jednomandatowych), zapowiadały sporo zmian: miały się w nich liczyć osobowości. Nadzieje okazały się jednak płonne. Wygrały nie osobowości, lecz partie, a szczególnie jedna. Przegranymi wyborów są m.in. doświadczeni senatorowie - Zbigniew Romaszewski i Piotr Andrzejewski, startujący z rekomendacją PiS.
- Nowe rozwiązanie narzuciła rządząca koalicja PO-PSL, manipulując przy okazji granicami okręgów na korzyść swoich kandydatów - podkreśla Piotr Andrzejewski, senator poprzedniej kadencji, który tym razem nie został wybrany. - Ostrzegaliśmy, że przy rozdrobnieniu głosów na wielu kandydatów każdy z nich otrzyma minimalne poparcie, ale poprawka senatorów PiS, proponująca drugą turę wyborów, została odrzucona. Nie przebiło się to do mass mediów i świadomości wyborców.
W tej sprawie, jak pisał Andrzejewski m.in. w „Naszym Dzienniku”, koalicja PO-PSL przeprowadziła „istny blitzkrieg legislacyjny z zastosowaniem nadzwyczajnego trybu procesowania”. Złamano - ostrzegał - zasadę, że niedopuszczalne są zmiany prawa wyborczego dokonywane w doraźnym celu, i wykrojono okręgi tak, jak to odpowiadało rządzącym, dokonano manipulacji granicami okręgów wyborczych, dostosowując ich zasięg do geografii według preferencji dla PO.
Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przy wprowadzaniu tej zmiany przewidywał, że wzmacnia pozycję dużych partii. - Jednomandatowe okręgi wyborcze miały spowodować dominację osobowości. Realia są takie, że mamy do czynienia z dominacją dużych partii - twierdzi. W większości regionów gwarancją wygranej był szyld PO, a w południowej, południowo-wschodniej i częściowo środkowej Polsce - PiS. Rozkład głosów w wyborach senackich jest nieco podobny do tego w wyborach do Sejmu.

Po jednej stronie

Niektórzy komentatorzy podkreślają, że PiS w tych wyborach nie walczył o wynik, ale walczył z PO, a przede wszystkim z mediami. Przypadków skrajnego zaangażowania liberalnych mediów po stronie rządzącej partii było sporo. Zagrzewał ich Adam Michnik, a komentatorzy jego gazety otwarcie dziękowali Tomaszowi Lisowi, prezenterowi debat w publicznej telewizji, za to, że „rozszczelnił maskę” nielubianego przez nich lidera PiS. To tak - wskazywał jeden z komentarzy - jakby po meczu jedna z drużyn złożyła podziękowania za pomoc... sędziemu.
Wiktor Świetlik, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy i publicysta, ocenia (zastrzegając, iż robi to jako dziennikarz, a nie szef Centrum), że wielu dziennikarzy na czas kampanii wyborczej zapomniało, jaki wykonuje zawód. - Zamienili się w specjalistów marketingu politycznego, przy czym asymetria w sympatii i przekazie była wyraźnie na korzyść partii rządzącej, a nie na korzyść opozycji - mówi. - Dysproporcja była rażąca i niczym nieuzasadniona. PO była partią, z którą sympatyzowano, PiS tą, którą zwalczano.
Dobrze ilustruje to - jak podkreśla Świetlik - historia Ewy Czeszejko-Sochackiej, kandydatki PO do Sejmu z Warszawy. Sfilmowano ją, gdy tuż przed wyborami rysuje czyjś samochód w zemście za utrudnienie wyjazdu z garażu. - Gdyby zrobił to nawet nie kandydat na posła, lecz choćby radny PiS - media wałkowałyby sprawę przez trzy dni przed wyborami, a że była kandydatką PO, mało kto o tym słyszał. Ktoś trafnie napisał w „Polsce The Times”, że dziennikarze zachowywali się w tej kampanii, jakby załatwiali sobie pracę na kolejne cztery lata.

Słupki sondażowe

Sytuacja PiS nie jest komfortowa, wszak jego dystans do PO wyniósł nie kilka (jak przypuszczano w przeddzień wyborów), lecz prawie 10 procent. PiS nie wzmocnił się, jak przypuszczano, zachował jednak pozycję głównej siły opozycyjnej. Nic dziwnego, że większość liberalnych mediów, zgodnie z zasadą patrzenia na ręce nie rządzącym, lecz opozycji, zajęła się po wyborach z wielką energią właśnie partią Jarosława Kaczyńskiego.
- Badania, z których korzystaliśmy, nie do końca oddawały prawdziwą sytuację. W Polsce nie wszyscy przyznają się do swoich preferencji - tłumaczył Adam Hofman, rzecznik PiS. Jak przyznał jednak, ugrupowanie musi sobie odpowiedzieć na pytanie, jak przygotować się do następnych wyborów, jak rozmawiać i komunikować się z Polakami, żeby było to skuteczne. Tym bardziej że nie zanosi się na stabilizację, lecz na rozchwianie nastrojów społecznych.
Robert Gwiazdowski nie spodziewa się żadnej większej zmiany w polityce rządu. Poprzedni rząd Donalda Tuska nie przyzwyczaił nas do tego, że potrafi zrobić coś rozsądnego, i najpewniej nic się w tym względzie nie zmieni.
- Czasy takich polityków, którzy chcieli przejść do historii jako ci, którzy zrobili coś wielkiego i żeby historia - a nie wyborcy - ich oceniła, dawno minęły. Nie ma polityków na miarę Reagana, pani Thatcher, Kohla czy wcześniej Adenauera. Najważniejsze dla polityków okazuje się wygranie wyborów. Dziś znaczna większość kieruje się słupkami sondażowymi. A słupki nie pomagają w przeprowadzaniu niezbędnych dla Polski reform.
Nie należy się liczyć na początku kadencji - czyli wtedy, gdy najłatwiej przeprowadzić reformy - z istotnymi zmianami w postępowaniu rządu. Teraz jeszcze jest wszystko w miarę w porządku i tego rządzący będą się trzymać. Spodziewam się jednak sporych tąpnięć w gospodarce światowej. I te tąpnięcia wymuszą również zmiany w postępowaniu polskiego rządu - ocenia dr Gwiazdowski.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Nożownik zabił lekarza w szpitalu w Krakowie. "To niezadowolony pacjent"

2025-04-29 14:30

[ TEMATY ]

szpital

Kraków

lekarz

pacjent

nożownik

Adobe Stock

Nie żyje lekarz krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego. Został zaatakowany we wtorek, ok. godz. 10.30. Do gabinetu, w którym lekarz badał pacjentkę, wtargnął 35-letni mężczyzna i zaatakował lekarza nożem. Napastnika ujęła ochrona, mężczyzna jest w rękach policji.

Lekarza nie udało się uratować. Informację o jego śmierci potwierdziła minister zdrowia we wpisie na portalu X.
CZYTAJ DALEJ

Sztangista Grzegorz Kleszcz: Jan Paweł II przyniósł mi uwolnienie

2025-04-30 08:12

[ TEMATY ]

świadectwo

"Któż jak Bóg" YT

Sztangista Grzegorz Kleszcz

Sztangista Grzegorz Kleszcz

Fanom sportu Grzegorz Kleszcz kojarzy się przede wszystkim jako wybitny sztangista, mistrz Polski, brązowy medalista Mistrzostw Europy (2001), trzykrotny olimpijczyk (2000, 2004, 2008). Ale jego życie to również historia wielu zranień z dzieciństwa, afery dopingowej i licznych kontuzji, a wreszcie depresji, zniewoleń i uzależnień, które przyszły po zakończeniu kariery sportowej.

Nadużywałem alkoholu, "leczyłem się" marihuaną. Uciekałem od tej rzeczywistości coraz bardziej, znalazłem się nad krawędzią przepaści. Wychodziłem w lesie na polanę i krzyczałem do nieba, że ja nie chcę pełzać. Ja chcę latać. Boże, co ja mam robić i jak?! - wyznaje sportowiec.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję