Reklama

Wczoraj i dziś

Przed wyjazdem do Iraku

Niedziela Ogólnopolska 4/2005

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W parafiach polonijnych wieczór jest najlepszym czasem na wizyty duszpasterskie, zwane kolędą. Często można wtedy zastać w komplecie całą rodzinę. Przemierzam rozświetlone bożonarodzeniowymi dekoracjami ulice Nowego Jorku. W świetle ulicznych latarni wirują topniejące płatki śniegu. Z okien domów, szczególnie czekających na wizytę duszpasterską, emanuje jasność i rodzinne ciepło. Ta atmosfera współgra z nastrojem domowników gotowych na kolędowe odwiedziny. Uścisk dłoni, życzliwy uśmiech - i już jesteśmy przy stole nakrytym białym obrusem, który dzisiaj pełni rolę rodzinnego ołtarza. Wspólna modlitwa, błogosławieństwo, a później rozmowy na różne tematy. Jedna z takich rozmów głęboko zapadła w moją pamięć i o niej chciałem napisać.
W progu domu przywitał mnie dwudziestokilkuletni chłopiec z wygoloną głową. Matka czekała przy kolędowym ołtarzyku. Po modlitwie nawiązała się rozmowa, w której wyczuwałem pewne napięcie. Po kilku minutach dowiedziałem się, skąd się ono bierze. Marek trzy lata temu przyjechał z Polski do Nowego Jorku i zamieszkał u mamy. W krótkim czasie podjął decyzję wstąpienia do armii amerykańskiej. Jak mówi, miał w tym swoje osobiste cele. Nie powiedział, jakie one są, ale często młodzi ludzie decydują się na ten krok, aby skorzystać z wielu ułatwień w legalizacji swojego pobytu w Stanach Zjednoczonych lub zdobyć wykształcenie, na które nie stać ich samych czy też ich rodziców. Marek, wybierając wojsko, zdawał sobie sprawę, jakie są konsekwencje tego wyboru. Jednak bliska perspektywa wyjazdu do Iraku stała się dla niego pewnego rodzaju zaskoczeniem. O wyjeździe dowiedział się przed świętami Bożego Narodzenia. Dostał urlop, który postanowił spędzić z mamą w świątecznej atmosferze. Mówi, że w tym czasie chce zapomnieć o wojsku, a szczególnie o wyjeździe do Iraku. Podobnie jego mama, także chce o tym zapomnieć i cieszyć się teraz bliskością syna i świętami. Ale jak tu o tym wszystkim zapomnieć, gdy prawie codziennie widzimy w prasie fotografie młodych, przystojnych chłopców w wojskowych mundurach, którzy już nigdy nie zasiądą przy rodzinnym stole. Nie da się o tym zapomnieć, bo to jakby automatycznie wciska się w rozmowy. W pewnym momencie Beata, matka Marka, mówi: „Zeszliśmy na taki przykry i smutny temat, porozmawiajmy o czymś innym”. Udało nam się to, ale nie na długo, temat wyjazdu Marka wracał bowiem jak bumerang. Znowu zaczęliśmy rozmawiać o tym, o czym matka i syn chcieli zapomnieć w czasie tych świąt.
W trakcie rozmowy pytam Marka, czy wyjazd do Iraku to jest jego wolny wybór. „Tak - odpowiada. - Decydując się na wstąpienie do armii, brałem pod uwagę taką możliwość”. - Ale czy dzisiaj, będąc w wojsku, mając wybór, zdecydowałbyś się na ten wyjazd? - pytam, nie dając za wygraną. „Oczywiście, że nie” - pada odpowiedź. Marek jest chłopcem inteligentnym i myślącym, ma swój pogląd na wojnę w Iraku. Nie we wszystkim zgadza się z oficjalną propagandą wojskową. Ale, jak sam mówi, nie chce o tym myśleć, gdyż powoduje to wewnętrzne rozbicie i niepokój. Traci wtedy pewność siebie. „Wraz z kolegami muszę zaakceptować uzasadnienia i cele, jakie stawia przed nami dowództwo. Wewnętrzna zwartość i jedność z kolegami w myśleniu i działaniu jest konieczna, gdy staniemy wobec trudnej irackiej rzeczywistości” - dodaje. A że jest to trudna rzeczywistość, Marek wie o tym nie z telewizji i prasy, ale z relacji kolegów, którzy wrócili z tego piekła. Pytam, czy nie boi się tam jechać. „Tak jak wszyscy boję się, ale muszę wraz z innymi udawać twardziela. To też jest potrzebne, aby sprostać zadaniu, jakie stoi przed nami” - mówi Marek. I jako usprawiedliwienie dodaje, że to nieprawda, gdy mówi się nieraz o bezduszności i okrucieństwie żołnierzy. „Jeśli widzimy okrucieństwa wojny i cień pada na żołnierzy, to nie jest to tak, że oni czynią to z potrzeby serca. Ale tylko dlatego, że ktoś ich tam posłał i postawił w sytuacji bez wyboru”. Gdy słucham Marka, wierzę, że tak jest. Szczególnie wtedy, gdy mówi załamującym się głosem o próbie, na którą będzie wystawiony. „Zdaję sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie mogę być zmuszony, by wycelować w człowieka i pociągnąć za spust. Jeśli ja tego nie zrobię, może to być ostania chwila w moim życiu” - mówi Marek.
Rozmowa schodzi na tematy religijne. Marek mówi, że w czasie pokoju jego koledzy zbytnio nie manifestują swojej religijności. Można odnieść wrażenie, że są twardzi, liczą tylko na siebie, swoją siłę i uzbrojenie. Jednak tak naprawdę to są maski, które w chwili zagrożenia pękają. „Ale to nie jest tak, jak mówi polskie porzekadło: „Jak trwoga, to do Boga”. Tak naprawdę prawie każdy z nas ma swój osobisty i bliski kontakt z Bogiem, chociaż koszarowe warunki i styl życia nie sprzyjają temu” - twierdzi. Wielu kolegów Marka często się modli i nosi przy sobie teksty różnych modlitw. Wśród nich jest także Psalm 91 i słowa:

W nocy nie ulękniesz się strachu
ani za dnia - lecącej strzały,
ani zarazy, co idzie w mroku,
ni moru, co niszczy w południe.
Choć tysiąc padnie u twego boku,
a dziesięć tysięcy po twojej prawicy,
ciebie to nie spotka.

Marek mówi, że obecna sytuacja przełamała w nim wszelkie opory do publicznego okazywania swej wiary. W dniu Bożego Narodzenia stanął na środku kościoła przed ołtarzem i pogrążył się w głębokiej modlitwie. „Nie obchodziło mnie, co sobie mogą pomyśleć ludzie zgromadzeni w kościele, widząc moje zachowanie” - mówi.
W czasie całej rozmowy mama Marka ukradkiem ocierała łzy, a on sam, aby jeszcze bardziej nie ranić matczynego serca, starał się trzymać na uwięzi swoje emocje.
Po tej wizycie pomyślałem, że ci wszyscy, którzy przedkładają militarne rozwiązywanie konfliktów ponad dyplomatyczne, powinni przejąć się tymi dylematami. A najlepiej by było, gdyby sami, jako szeregowi żołnierze piechoty, stanęli do walki w pierwszym szeregu frontu lub też stanęli przed perspektywą posłania własnego dziecka na wojnę, która nie była koniecznością. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie mielibyśmy na świecie mniej wojen, a więcej pokoju.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2005-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Festiwal Eucharystii z okazji 100-lecia Eucharystycznego Ruchu Młodych

2025-02-09 08:47

[ TEMATY ]

Eucharystia

erm.pl

W dniach 16-18 maja 2025 roku, odbędzie się w Pniewach Festiwal Eucharystii organizowany z okazji 100-lecia Eucharystycznego Ruchu Młodych. Zapisy ruszyły 1 lutego i potrwają do 31 marca.

Wśród zaproszonych gości są m.in. ks. kard. Grzegorz Ryś, metropolita łódzki, oraz ks. Sebastian Kosecki. Eucharystię na zakończenie Festiwalu będzie sprawował abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański.
CZYTAJ DALEJ

Uczniowie w dzisiejszej Ewangelii zachwycili się Jezusem

2025-02-06 08:29

[ TEMATY ]

O. prof. Zdzisław Kijas

Lorenzo Veneziano, Powołanie uczniów/pl.wikipedia.org

Uczniowie w dzisiejszej Ewangelii zachwycili się Jezusem. Zachwycili się mocą Jego słów, bo rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!», a kiedy to zrobił, zagarnął wielkie mnóstwo ryb.

Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim.
CZYTAJ DALEJ

Dziękowali za 115 lat parafii

2025-02-09 16:39

[ TEMATY ]

Częstochowa

parafia św. Józefa

115 lat parafii

Maciej Orman/Niedziela

– Postawa wdzięczności jest postawą na wskroś chrześcijańską. Jest nie tylko pamięcią serca, ale przede wszystkim miłością wzrastającą, bo jest uznaniem dobra, które dokonuje się przez konkretnych ludzi – powiedział abp Wacław Depo. Metropolita częstochowski 9 lutego przewodniczył Mszy św. w parafii św. Józefa Rzemieślnika w Częstochowie, w 115. rocznicę jej utworzenia.

Arcybiskup poświęcił tablicę upamiętniającą 100. rocznicę ustanowienia diecezji częstochowskiej i 115. rocznicę erygowania parafii.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję