Mija urlopowy sezon, pozostały wspomnienia, puste portfele i refleksje nad minionymi wakacjami. Tegoroczny urlop spędziłem w Mrągowie - mieście, które większości Polaków kojarzy się z Picnic Country, Festiwalem Piosenki Kresowej czy Ogólnopolskim Przeglądem Kabaretów. Podczas sezonu turystycznego miasto tętni życiem, a przybywający turyści nakręcają koniunkturę właścicieli kwater, pensjonatów, licznych restauracji i sklepów. Nic dziwnego, że lokalne władze czynią wszystko, aby gościom uatrakcyjnić pobyt. I chociaż mieszkańcy Mrągowa są mili, gościnni, przysłowiową łyżką dziegciu są zachowujący się wulgarnie wędkarze, szczególnie przy reprezentacyjnym deptaku nad jeziorem Czos, i grupy wyrostków upojonych tanim winem, grasujące w okolicach odbywających się imprez kulturalnych. Takie zachowanie, przy braku reakcji ze strony policji i straży miejskiej, niszczy cały efekt gościnności, zniechęcając nie tylko dość licznie przybywających w tym roku Francuzów, ale też liberalnie nastawionych niemieckich i polskich turystów, którzy po prostu odchodzili, rezygnując z przygotowanej dla nich przez organizatorów rozrywki.
Jednak Mrągowo, jak większość tego typu miast w Polsce, to nie tylko sielanka z kolorowych folderów, to także miasto kontrastów. W tym zdawałoby się bogatym mieście obok gustownych willi i pensjonatów ludzie żyją i mieszkają na skraju nędzy, w warunkach zupełnie nielicujących z godnością człowieka XXI wieku. Szkoda, że w czasie wielkich imprez, pokazując uśmiechnięte twarze władz i gości z Warszawy, kamery telewizyjne nie pokażą tej mniej widowiskowej strony miasta i ludzi, którzy żyją tutaj na co dzień, z dala „od świateł rampy”.
Mieszkańcom turystycznych miast, które Bóg obdarował cudami natury, chciałoby się życzyć więcej uśmiechu, optymizmu, wiary w Opatrzność Bożą i drugiego człowieka, zrozumienia u władz, a także tej prostej polskiej kultury w kontaktach z każdym człowiekiem, nie tylko tym z wypchanym portfelem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu