Reklama

Pro i contra

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Budżet katastrofy

Pod takim alarmującym tytułem ukazał się w Głosie z 18 października tekst znanego ekonomisty - prof. Stefana Kurowskiego, bardzo krytycznie oceniający budżet proponowany przez wicepremiera Hausnera na 2004 r. Prof. Kurowski pisze o ciągłych posunięciach rządu w gospodarce, uderzających w biedniejszą część społeczeństwa, w tym o nowych drakońskich propozycjach obcięcia wydatków socjalnych. Równocześnie zaś wskazuje na dalszy, nieuzasadniony wzrost wydatków na administrację publiczną, i tak skrajnie rozrośniętą. Według prof. Kurowskiego, przegrywamy bitwę o państwo, gdyż: „Elementy tego państwa powoli usychają. Już nie mamy wojska, wymiar sprawiedliwości znajduje się w głębokim niedowładzie, policja coraz mniej nas chroni (bo nie ma środków, a ostatnio - bo protestuje)”.

Znaczenie dymisji Sobotki

Reklama

W prasie prawdziwy zalew tekstów pełnych spekulacji na temat wewnętrznych sporów w SLD. Tygodnik Wprost w tekście pt. Gambit Kurczuka, pióra Wojciecha Sumlińskiego i Grzegorza Pawelczyka (nr z 19 października), omawia wewnętrzne konflikty w SLD wokół sprawy byłego wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki. Zdaniem autorów, wyeksponowanym już w podtytule artykułu: Strzelając w Sobotkę, przeciwnicy Millera w SLD celowali w niego samego. Sumliński i Pawelczyk piszą m.in.: „Gdy Grzegorz Kurczuk, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, poinformował premiera Leszka Millera, że prokuratura chce postawić Zbigniewowi Sobotce zarzuty, minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik powiedział: «Kurczuk mnie ograł». W rzeczywistości Kurczuk ograł nie tylko Janika, ale i samego premiera. Szef resortu sprawiedliwości wziął udział w wewnątrzpartyjnej rozgrywce, której celem jest zmuszenie Millera do dymisji. Atak na najbliższe otoczenie premiera - nieważne, czy atakowani sami na to zapracowali, czy nie - ma pokazać, że Miller jest już tak słaby, iż nie potrafi bronić swoich. A przywódca, który nie potrafi tego robić, przestaje być traktowany jak przywódca (...)”.
Przypominając, że Sobotka był jednym z najbardziej zaufanych ludzi premiera L. Millera, autorzy Wprost piszą: „Miller i Sobotka to najbliżsi współpracownicy od końca lat 80., kiedy to współpracowali z sobą w KC PZPR. Obaj uchodzili też (i uchodzą) za głównych przeciwników Józefa Oleksego. Wprawdzie były premier twierdzi, że Miller wspierał go, gdy wyszła na jaw sprawa «Olina», ale nie wspomina, że zaufany człowiek Millera (czyli Sobotka) był wówczas zastępcą ministra Andrzeja Milczanowskiego, który przygotowywał dokumenty na szefa rządu. Liderzy ówczesnej SdRP mieli do Sobotki pretensje, że nie uprzedził ich o tych planach. Kiedy po reformie rządu Cimoszewicza Miller otrzymał nowy superresort - MSWiA - Sobotka został jego pierwszym zastępcą, a kiedy sam już tworzył rząd, kompletowanie gabinetu także zaczął od Sobotki, powierzając mu funkcję pierwszego wiceministra w MSWiA”.
Nawet związany z SLD dziennik Trybuna otwarcie pisze o „niesnaskach wewnątrz rządu” Millera na tle sprawy Sobotki (tekst Jarosława Karpińskiego i Jakuba Rzekanowskiego pt. Bitwa pod Starachowicami, w numerze z 16 października). W tekście czytamy m.in. alarmistyczne stwierdzenia SLD-owskiego posła Piotra Gadzinowskiego: „Ryzyko podziału istnieje, dlatego że Sojusz został wmanewrowany w konflikt sitwiarski. Co i rusz mamy do czynienia z kontrolowanymi przeciekami. Koterie policyjno-prokuratorskie wykorzystują instrumentalnie media, a przy okazji moczą SLD. Gdyby była inna koalicja, też by ją umoczyły, chyba że góra partyjna byłaby bardziej zdecydowana i postanowiłaby przeciąć to - sądzi Piotr Gadzinowski. - To, za co SLD jest najbardziej krytykowany, to brak zdecydowanego stanowiska w wielu sprawach. Chodzi mi o premiera, o kierownictwo partii. Za walki koteryjne odpowie góra partyjna i całe SLD. (...)”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

SLD chce wojny ideologicznej

Reklama

Zdesperowani ciągłym spadaniem poparcia SLD przywódcy postkomunistyczni podejmują desperacką próbę zdobycia głosów w radykalnych środowiskach antykościelnych. Temu celowi mają służyć właśnie przygotowywane wewnątrz SLD projekty aborcji na życzenie i legalizacji związków homoseksualnych. Eliza Olczyk w tekście Sojusz idzie na wojnę (Rzeczpospolita z 20 października) pisze, iż: „SLD przygotowuje się do ofensywy ideologicznej. Już wkrótce posłowie Sojuszu będą forsowali dwa projekty ustaw: wprowadzający aborcję na życzenie i legalizujący związki homoseksualne. Drugi z nich ma wpłynąć do laski marszałkowskiej jeszcze w tym miesiącu”.
W tym samym numerze Rzeczpospolitej znajdujemy godny uwagi komentarz na temat nowej ofensywy ideologicznej SLD - Niebezpieczna gra pióra Krzysztofa Gottesmana. Autor, jeden z czołowych publicystów, stanowczo ostrzega przed negatywnymi skutkami podjęcia przez SLD tak agresywnej akcji ideologicznej przeciwko Kościołowi. Zdaniem Gottesmana:
„Sojusz Lewicy Demokratycznej zaczyna niebezpieczną grę. Świadome spadającego poparcia wyborców i niezadowolenia we własnych szeregach, trudnej sytuacji gospodarczej, pojawiających się niemal codziennie afer, kierownictwo Sojuszu decyduje się na wojnę ideologiczną.
Stosunek do aborcji i związków homoseksualnych dzielą społeczeństwa nie tylko w Polsce. Nie jest prawdą, że przeciwny zmianom jest tylko Kościół. Znacznie więcej ludzi i środowisk widzi w takich projektach, jak te przygotowane przez SLD, przejaw szerszego zjawiska upadku wartości tradycyjnie łączących kobietę i mężczyznę oraz scalających społeczeństwa. To, co w zamian proponują twórcy zmian ustawowych, nie jest krokiem w kierunku wolności. Jest krokiem w kierunku sprowadzenia miłości, małżeństwa, życia, dziecka tylko do pojęć prawnych i medycznych. (...) Nie pierwszy raz w szeregach SLD rodzą się podobne pomysły. Aborcja na życzenie nawet do 12. tygodnia ciąży, równe prawa dla związków homoseksualnych i likwidacja IPN to żelazne tematy pojawiające się, gdy Sojusz traci w sondażach i nie zabiega o poparcie Kościoła. Dotychczas znajdowało się dość rozsądnych ludzi, by takie projekty zablokować. Dobrze byłoby, gdyby tak się stało i tym razem”.

Bez panegiryzmu o UE

Nawet w najbardziej prounijnych gazetach i czasopismach coraz częściej pojawiają się nowe tony, wolne od ciągłego panegirycznego euroentuzjazmu, który je cechował przez ostatnie lata. Były minister ds. europejskich Jacek Sariusz-Wolski uskarża się w wywiadzie udzielonym Katarzynie Pastuszko z lewicowej Angory (Unia różami nie usłana, nr z 19 października) na wyraźną bardzo niekorzystną dla nas erozję solidarności między krajami w Unii Europejskiej. Małgorzata Barwicka w tekście pt. To jest gra (postkomunistyczna Trybuna z 14 października) pisze o tym, że na tle różnych sporów gospodarczych w UE widać, iż „europejski duch wydaje się być bardzo małostkowy”. Cytowany już J. Sariusz-Wolski w rozmowie na łamach Gazety Wyborczej z 10 października w tekście pt. Czy umierać za Niceę stwierdził, iż zwolennicy UE w Polsce są wyraźnie rozczarowani nowym stanowiskiem wielkich państw Europy Zachodniej wobec Polski i innych krajów wchodzących do Unii. Jego zdaniem: „Wielcy zmierzają do Europy egoistycznej (...). W bilansie kosztów i korzyści, jakie przedstawialiśmy społeczeństwu przed referendum, wskazywaliśmy na silną polityczną pozycję Polski w Unii. Wówczas przez myśl nam nie przeszło, że system nicejski może zostać naruszony! Zresztą na konferencji w Laeken Konwent nie otrzymał do tego mandatu. Miesiącami dyskutowano w Konwencie o wszystkim, a sprawy najważniejsze zostały wprowadzone pod koniec prac, tylnymi drzwiami, bez dyskusji i woli większości. Obrona Nicei jest więc kwestią wiarygodności elit politycznych, które namawiały - z sukcesem - do głosowania na «tak» w referendum. Nie tylko w Polsce, ale w całej Europie Środkowo-Wschodniej! Lekceważąco potraktowano legitymację demokratyczną wyrażoną niedawno przez narody w referendach”.
Z alarmistycznymi ostrzeżeniami na temat naszej przyszłej sytuacji w UE występuje nawet tak długo skrajnie proeuropejski tygodnik Wprost. W numerze z 19 października czytamy m.in. takie oto ostrzeżenia znanego specjalisty od problematyki międzynarodowej Jerzego Marka Nowakowskiego w tekście Chiracoschröderoland: „(...) wyrzucenie projektu eurokonstytucji do kosza leży w naszym narodowym interesie (...). Wiele polskich mediów głosi, że «Nicei nie da się obronić» (A niby dlaczego? Niech wielcy Europy zechcą nam wreszcie racjonalnie wytłumaczyć nagłą, krańcową zmianę w podejściu do fundamentalnych spraw Starego Kontynentu!), że trzeba tylko polską kapitulację dobrze sprzedać. W istocie zaś jest to zawoalowana sugestia, by jeszcze przed przystąpieniem do UE Polska zgodziła się na odgrywanie roli satelity niemiecko-francuskiego tandemu”.
Według Nowakowskiego: „W Komisji Europejskiej urzędnicy już przygotowują dokumenty mające umożliwić wyłączenie Polski ze wspólnej polityki rolnej (...). Już teraz Unia jest wspólnotą państw o nierównych prawach. Wystarczy przypomnieć, że małe kraje płacą kary za łamanie ustaleń budżetowych, a wielka Francja i jeszcze większe Niemcy spokojnie i bez konsekwencji powiększają deficyt. (...) Projekt konstytucji europejskiej został wymyślony jako dokument utrwalający Europę nierównych partnerów. (...) kraje takie, jak Polska zostaną przesunięte do Europy C. Storpedowanie projektu, choćby przy użyciu groźby referendum, nie jest nacjonalistyczną fanaberią ani polityczną gierką. Jest to polska racja stanu. Nie po to ogromnym wysiłkiem przezwyciężamy kompleks peryferii, by lądować na nich ponownie”.

O Europę ducha!

Po tylu manipulacjach wokół wypowiedzi Jana Pawła II na temat Unii Europejskiej warto odnotować mocno spóźniony druk papieskiego dokumentu Ecclesia in Europa, opublikowany pt. Europo, opamiętaj się w tak prounijnym Newsweek-u. Oto kilka jakże wymownych stwierdzeń publikowanego tam papieskiego dokumentu: „Dzisiejsza Europa w tym samym czasie, gdy umacnia i poszerza swą jedność gospodarczą i polityczną, przeżywa głęboki kryzys wartości. Choć dysponuje większymi środkami, sprawia wrażenie, że brakuje jej rozmachu, by wypracować wspólny plan i przywrócić nadzieję swoim mieszkańcom. Kościół w Europie też jest wystawiany na pokusę gaszenia nadziei. (...) W Europie wciąż nie brakuje bowiem symboli chrześcijańskiej obecności, ale wraz ze stopniowo wkraczającym zeświecczeniem powstaje niebezpieczeństwo, że staną się one jedynie pamiątkami przeszłości. (...) Wielu ludzi obawia się, że trwająca obecnie globalizacja, zamiast prowadzić ku większej jedności rodzaju ludzkiego, pójdzie za logiką, która spycha najsłabszych na margines i zwiększa liczbę ubogich na ziemi. W powiązaniu z coraz powszechniejszym indywidualizmem dostrzega się coraz mniej przejawów solidarności międzyludzkiej: podczas gdy instytucje opieki pełnią godną uznania funkcję, zauważa się zanik poczucia solidarności, co powoduje, że ludzie - choć nie brakuje im tego, co konieczne pod względem materialnym - czują się pozostawieni samym sobie, pozbawieni uczuciowego oparcia.(...)”.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

Wielki Piątek zostawia nas nagle samych na środku drogi... Zapada cisza

Agnieszka Bugała

Te godziny, które dzieliły świat od śmierci do zmartwychwstania musiały być czasem niepojętego napięcia...

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy. Wielki Piątek, po straszliwej Męce Pana, zostawia nas nagle samych na środku drogi. Zapada cisza, która gęstnieje. Mrok, w którym nie ma Światła. Wielka Sobota – serce nabrzmiewa od strachu, oczekiwanie zadaje ból fizyczny. Wróci? Przyjdzie? Czy dobrze to wszystko zrozumieliśmy? Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.
CZYTAJ DALEJ

Rozmowa z Ojcem: Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

2025-04-19 10:37

[ TEMATY ]

abp Wacław Depo

Karol Porwich/Niedziela

Jak wygląda życie codzienne Kościoła, widziane z perspektywy metropolii, w której ważne miejsce ma Jasna Góra? Co w życiu człowieka wiary jest najważniejsze? Czy potrafimy zaufać Bogu i powierzyć Mu swoje życie? Na te i inne pytania w cyklicznej audycji "Rozmowy z Ojcem" odpowiada abp Wacław Depo.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję