Reklama

Wiedeń, klasztor i wolontariat

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 34/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KATARZYNA JASKÓLSKA: - W czerwcu i w lipcu pracowałaś jako wolontariuszka w domu dziecka przy klasztorze sióstr benedyktynek w Wiedniu.

PAULINA ZAPASEK: - Znajomy ksiądz zapytał w listopadzie zeszłego roku, czy bym nie chciała, bo zna kogoś, kto już tam był. Pomysł mi się spodobał. I pojechałam.

- I zamieszkałaś w klasztorze.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak, mieszkałam w części, gdzie nie ma klauzury. To w sumie bardzo duży budynek - mieszka w nim 20 sióstr, są dom dziecka i pokoje gościnne.
Siostry są bardzo otwarte na wolontariuszy. Szczególnie, że lato to sezon urlopowy i dodatkowa pomoc przy dzieciach zawsze się przydaje. Połowa sióstr w tym klasztorze pochodzi z Polski.

- Jak to się stało?

- W pewnym momencie zaczęło brakować powołań i siostry przestraszyły się, że trzeba będzie zamknąć dom dziecka. Postanowiły przyjechać do Polski i zachęcać dziewczyny, żeby wstępowały do klasztoru w Wiedniu. I faktycznie takie się znalazły. Obecnie mieszka tam 9 Polek, w tym jedna w nowicjacie. Jedna z pracujących tam świeckich opiekunek też jest z Polski.

Reklama

- Jak funkcjonuje ten dom dziecka?

- Dom dziecka mieści się na drugim piętrze w klasztorze. Mieszka tam 25 dzieci, które są podzielone na trzy grupy. Wszystkie w mniejszym lub większym stopniu są niepełnosprawne. Najmłodsze mają 5-6 lat, najstarsze 19. Mają rodziców, ale oni nie mogą się nimi zajmować, bo np. nie mają warunków albo umiejętności. Dzieci zostały im odebrane, ale rodzice nie tracą praw do nich. Mogą je odwiedzać, zabierać do siebie na weekend, więc generalnie kontakt jest utrzymywany. Tylko kilkoro dzieci nie ma kontaktu ze swoimi rodzicami.
Codziennie przyjeżdżają minibusy i zawożą dzieci do szkoły albo przedszkola. Zajęcia trwają do godz. 13-14. Potem dzieci wracają do klasztoru. Te bardziej sprawne odrabiają lekcje, a pozostałe po prostu się bawią.
Mają też zajęcia terapeutyczne prowadzone przez siostry, np. jedna z nich jest logopedą. Pracuje tam też ergoterapeutka, która uczy różnych rzeczy poprzez zabawę. W takiej formie dzieci przyswajają sobie codzienne czynności. Są też zajęcia z muzykoterapii. Tak więc klasztor jest przygotowany do pracy z takimi dziećmi.

- A Twoje obowiązki na czym polegały?

- Przychodziłam popołudniami, kiedy dzieci już wracały ze szkoły. Zaczynałam od obiadu, czyli albo kogoś karmiłam, albo patrzyłam, czy je. Potem wychodziliśmy na taras. Ponieważ panowały upały, więc bawiliśmy się wodą na różne sposoby - polewanie, chłodzenie, spryskiwanie wężem, przelewanie wody do foremek i miseczek. Ale też rysowaliśmy kredą, graliśmy na cymbałkach, chodziliśmy na huśtawki. Wszystko to, co można robić z dziećmi latem, łącznie z różnymi wyjściami na lody czy do aquanarium.
A po zabawach był czas na mycie, potem kolacja i kładzenie dzieci spać. Dość wcześnie, bo młodsze chodziły spać wpół do siódmej.

- Do takiego wyjazdu musiałaś się jakoś przygotować.

- Stwierdziłam, że muszę poćwiczyć swój niemiecki. Spotykałam się z koleżanką, która studiuje germanistykę, siedziałyśmy w kawiarni i rozmawiałyśmy po niemiecku. Chciałam się przyzwyczaić do tego, że nawet jeśli mówię źle, to nie przerywam. I że mogę mówić o czymkolwiek, byle w tym języku. Wiedziałam, że właściwie nie mogę zrobić nic więcej oprócz tej nauki języka, bo i tak sytuacja na miejscu na pewno mnie zaskoczy i wszystkiego nie przewidzę.

- Nie przewidziałaś np., że przyda się Twój licencjat z fizjoterapii.

- Jedna siostra była po operacji łokcia. Zapytała, czy nie chciałabym prowadzić jej rehabilitacji, bo inaczej musiałaby jeździć do miasta, a kolejna siostra musiałaby wtedy ją zawozić i przywozić, co byłoby skomplikowane. Tak więc okazało się, że robiłam też rzeczy związane z fizjoterapią.

- A jak się mieszka z siostrami?

- Świetnie. Były bardzo otwarte, szczególnie te siostry z Polski. Ciągle pytały, czy wszystko w porządku, czy dobrze się tu czuję. Pomagałam im też w zwykłych obowiązkach. Czasem trzeba było zerwać czerwone porzeczki na dżem, czasem prać dywany.
Z siostrami z Polski kontakt był bezproblemowy, bo nie było bariery językowej. Natomiast siostry z Austrii mówiły często bardzo szybko i wtedy po prostu się uśmiechałam i kiwałam głową. Kiedy nie rozumiałam, pokazywały mi dokładnie, gdzie co jest. W języku obrazkowym można się porozumieć z każdym.
Dziwiły się, że przychodzę na Mszę św. w dzień powszedni. Mówiły: „Myślałyśmy, że chcesz odpocząć, a ty przychodzisz codziennie” albo „Ty umiesz się posługiwać brewiarzem!”.

- Dałaś radę modlić się na Mszy św. w obcym języku?

- Tak. Siostry dały mi cały tekst po niemiecku. Trudniej się śpiewa, bo kiedy pierwszy raz słyszy się pieśń, nie jest łatwo się włączyć, szczególnie że dla mnie nutki nic nie znaczą. Ale kiedy np. był śpiew brewiarza na recytatywie, to już pod koniec pierwszego tygodnia bez problemu mogłam się włączyć.
Udało mi się też być na ślubach wieczystych jednej z sióstr, Polki. I ona poprosiła, żeby kilka pieśni było po polsku, więc wtedy sobie pośpiewałam. Gorzej z pieśniami lednickimi miały siostry z Austrii.

- A co robiłaś w wolnym czasie?

- Wolne miałam od 8 do 11.40. I wtedy albo chodziłam pomóc w kuchni, albo poznawałam Wiedeń. Zwiedzałam muzea, oglądałam zabytki - głównie kościoły i miejsca związane z Habsburgami. Siostry dały mi bilet miesięczny i roczną kartę do siedmiu muzeów. Karta jest wciąż ważna, więc jeśli tylko się uda, wrócę tam, bo nie dałam rady wszystkiego zobaczyć.

* * *

Paulina Zapasek, pochodzi z Zielonej Góry, jest animatorką Ruchu Światło-Życie, obecnie studiuje historię sztuki w Poznaniu
Kiedy czytam (słyszę) o zmianach w podatkowej uldze prorodzinnej w przyszłym roku, zmianach na korzyść rodziców z dwojgiem, trojgiem czy też czworgiem dzieci, natychmiast szukam w tej informacji tzw. drugiego dna. I oczywiście znajduję go w enuncjacjach ekonomistów zarówno wyliczających ile nasz (?) rząd per saldo na tym zaoszczędzi (sic!), jak i tych nastawionych pragmatycznie i kontekstowo, którzy dowodzą, iż duża część rodzin, głównie wielodzietnych, z tych „dobrodziejstw” zwyczajnie nie skorzysta. Ujmując rzecz najkrócej, nie będzie miała z czego owych ulg odliczyć. Ale te szczegóły są tylko częścią większej całości, której na imię polityka prorodzinna, będąca wszak elementem osobliwej troski naszych rządów od ponad 20 lat. Oczywiście każde dziecko w Polsce wie (?), że żadnej polityki prorodzinnej się u nas nie prowadziło i nie prowadzi, a osobliwie nie czyni tego stosowne ministerstwo. Ponoć tam straszy jeszcze duch Jacka Kuronia, który na początek „rzucony na ten odcinek” (ideologiczny?) z dezynwolturą laika i propagandysty pomylił politykę społeczną z pomocą społeczną. Swoją drogą dziś mało kto pamięta jego regularne wystąpienia telewizyjne, które już wtedy złośliwi określali jako „bajki dla dorosłych”, nie tylko ze względu na porę ich nadawania. Zawierały bowiem taką ilość bałamutnych bredni i komunałów, że dziś śmiało można je nadawać w pasmach satyrycznych. Tyle, że po 20 latach mało komu w tej materii jest do śmiechu, a ideowi spadkobiercy Jacka-dobrodzieja („kuroniówki”), dziś tłumnie zaludniający np. Kancelarię Prezydenta RP, nie tylko o żadnej polityce wzmacniającej polską rodzinę nie myślą, a chciałoby się rzec, wręcz przeciwnie. Jednocześnie od lat trwa u nas antyrodzinna kampania, zarówno w sferze kultury, edukacji, prawa, jak i wspomnianej ekonomii, której towarzyszy rozdzielnie demograficzna troska pełna (przepraszam za słowo) impotentnych zarówno intelektualnie, jak i pragmatycznie debat. Czysta schizofrenia zatem, która każe te zjawiska w naturalny sposób zależne i zbieżne traktować oddzielnie, skłania do pytań natury zasadniczej. Notabene na początku lat 90. jako organizator konferencji z udziałem wybitnych polskich demografów te wszystkie przyczynowo-skutkowe, zweryfikowane przez czas oczywistości słyszałem m.in. w formie praktycznych zaleceń. A pytania metodologicznie precyzyjne, czyli o przyczynę (dlaczego?) i cel (o co?) antyrodzinnych kampanii warto skierować zarówno do ich ideologów i inspiratorów jak i, być może, nieświadomych wykonawców. Stopnia naiwności zaś owych kampanii odbiorców zmierzyć wszak nie sposób.

2012-12-31 00:00

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

Generał Zakonu Paulinów: aby troska o życie i jego poszanowanie zwyciężyła nad obleczonym w nowoczesność zachwytem śmiercią

2024-05-03 12:11

Jasna Góra/Facebook

O wielkiej duchowej spuściźnie Polaków naznaczonej aktami zawierzenia Maryi, które wciąż powinny być codziennym rachunkiem sumienia, tak poszczególnego człowieka jak i całego narodu - przypomniał na rozpoczęcie głównych uroczystości odpustowych ku czci Królowej Polski na Jasnej Górze przełożony generalny Zakonu Paulinów. O. Arnold Chrapkowski apelował, aby troska o życie i jego poszanowanie zwyciężyła nad obleczonym w nowoczesność zachwytem śmiercią. Sumę odpustową z udziałem przedstawicieli Episkopatu Polski i tysięcy wiernych celebruje abp Tadeusz Wojda, przewodniczący KEP.

O. Arnold Chrapkowski zauważył, że uroczystość Najświętszej Maryi Panny, 3 maja, jest szczególnym czasem, by na nowo „Bożej Rodzicielce zawierzyć Polskę, naszą najdroższą Ojczyznę”, przynosząc Jej bogactwo historii, przeżywane troski codzienności i nadzieję na przyszłości.

CZYTAJ DALEJ

Niech miłość do Maryi będzie sprawdzianem polskiego ducha

2024-05-03 23:18

Karol Porwich / Niedziela

- Maryja Królowa Polski, to tytuł, którym określił Bogarodzicę 1 kwietnia 1656 r. król Jan Kazimierz podczas ślubów lwowskich, by dramatyczne wówczas losy Ojczyzny i Kościoła powierzyć jej macierzyńskiej opiece, przypomniał na rozpoczęcie wieczornej Mszy św. w intencji archidiecezji częstochowskiej o. Samuel Pacholski, przeor Jasnej Góry. Wieczorna Eucharystia pod przewodnictwem abp Wacława Depo, metropolity częstochowskiego oraz Apel Jasnogórski z udziałem Wojska Polskiego zwieńczyły uroczystości trzeciomajowe na Jasnej Górze. Towarzyszyła im szczególna modlitwa o pokój oraz w intencji Ojczyzny.

Witając wszystkich zebranych o. Samuel Pacholski, przypomniał, że „Matka Syna Bożego może być i bardzo chce być także Matką i Królową tych, którzy świadomym aktem wiary wybierają ją na przewodniczkę swojego życia”. Przywołując postać bł. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który tak dobrze rozumiał, że to właśnie Maryja jest Tą, „która zawsze przynosi człowiekowi wolność, wolność do miłowania, do przebaczania, uwolnienie od grzechu i każdego nieuporządkowania moralnego”, zachęcał wszystkich, by te słowa stały się również naszym programem, który będzie pomagał „nam wierzyć, że zawsze można i warto iść ścieżką, która wiedzie przez serce Królowej”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję