Reklama

30. rocznica stanu wojennego

Wojna w Warszawie

Mimo upływu 30 lat od wprowadzenia stanu wojennego, wiedza na jego temat wciąż nie jest pełna, jest jak dziurawy ser. Możliwe, że nigdy nie poznamy prawdziwej liczby ofiar. Były wśród nich osoby, do których, wskutek wyłączonych telefonów, nie przyjechało pogotowie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Żarty się skończyły jeszcze 12 grudnia 1981 r. przed północą, gdy o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego wiedziała tylko wąska grupa dowódców wojskowych i działaczy partyjnych. Do akcji w Warszawie i wokół niej wkroczyli wtedy wojacy z Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Po zajęciu przez nich centrum telekomunikacyjnego w Warszawie, została przerwana łączność telefoniczna.
Ogółem w rejon stolicy skierowano, według dostępnych danych, prawie 20 tys. żołnierzy, 340 czołgów, 470 transporterów opancerzonych i samochodów pancernych. Szturm na puste miasto prowadził Batalion Powietrznodesantowy z Wesołej, który nad ranem opanował obiekty radia i telewizji przy ul. Woronicza oraz 30. piętro Pałacu Kultury, gdzie znajdowały się stacje przekaźnikowe. W całej Warszawie obsadzono 60 obiektów radiowo-telewizyjnych, telekomunikacji i łączności.
Nie obyło się bez 1. pułku zmechanizowanego z Wesołej, który zablokował warszawskie węzły drogowe oraz obsadził ważne obiekty po wschodniej stronie Wisły. Do centralnej Polski ściągano zresztą także jednostki z dalszych rejonów WOW. Zamknięcia pierścienia wokół zachodniej części Warszawy dokonały np. 13. i 55. pułki zmechanizowane z Torunia i Mazur. Saperzy z 2. brygady z Kazunia chronili natomiast warszawskie mosty.
Wojacy zajmowali stolicę, jakby wybuchła albo miała wybuchnąć wojna. Czy było to potrzebne? - Robiono to na wszelki wypadek. Chodziło o zabezpieczenie wszystkich ważniejszych punktów miasta. Zwalniane były nawet miejsca w szpitalach, bo liczono się z ofiarami - podkreśla dr Tadeusz Ruzikowski, autor prac nt. stanu wojennego na Mazowszu. - Władze nie wiedziały do końca, jaki napotkają opór. Pod uwagę brano różne możliwości rozwoju sytuacji, łącznie z wychodzeniem ludzi z zakładów pracy i czynnym sprzeciwem.
Nic dziwnego, że osławione przemówienie gen. Jaruzelskiego, szefa tzw. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, nagrywano w koszarach przy ul. Żwirki i Wigury w specjalnie utworzonym studiu. Gdy niektórzy słuchali generała o godz. 6, czyli godzinie G (tak nazywano ją w planach pacyfikacyjnych kraju), do boju przystąpił batalion powietrznodesantowy, opanowując lotnisko Okęcie.
Jaki był w Warszawie sprzeciw przeciwko stanowi wojennemu w jego pierwszych dniach? Historycy nie mają wątpliwości: w porównaniu z niektórymi innymi regionami - raczej słaby i krótkotrwały. Taki - jaki w zamierzeniu generałów - miał być.
W samej Warszawie w pierwszym dniu stanu wojennego zatrzymano i internowano, według danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, 303 osoby, jednak źródła opozycyjne mówiły o 425. Mężczyźni trafiali na ogół do obozu dla internowanych w Białołęce, panie początkowo do aresztu w Olszynce Grochowskiej. W obu warunki były podłe. - Jest odsłonięty kibel, obok stół, stołki, piętrowe prycze, kołchoźnik i kilka metrów do przejścia po celi, kilkanaście osób - opisywała potem celę jedna z internowanych.
Wieść o nocnych zatrzymaniach i splądrowaniu siedziby regionalnej „Solidarności” rozniosła się po stolicy. Przed jej budynkiem przy ul. Mokotowskiej zebrały się 13 grudnia setki osób. Milicja musiała ponownie opanowywać budynek i rozganiać kilkakrotnie w ciągu tego dnia ludzi przy użyciu pałek i armatek wodnych.

Uzbrojeni po zęby

W ok. 30 zakładach, według danych MSW, w Warszawie i okolicy wybuchły strajki. Jednak nawet w największych z nich uczestniczył tylko niewielki odsetek pracowników. W FSO na Żeraniu w strajku uczestniczyło na 15 tys. pracowników ok. 4 tys. z nich. W ZM Ursus na 17 tys. pracowników, było to ok. 2 tys. osób. A tuż przed interwencją ZOMO, do której tam doszło, już tylko kilkaset.
- Ludzie szybko się rozchodzili, słysząc komunikaty o zagrożeniu śmiercią, o tym, że działalność związkowa jest zakazana, a byt państwa zagrożony - mówi dr Tadeusz Ruzikowski. Świadomość otoczenia przez siły milicyjno-wojskowe, widok uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy i żołnierzy mocno oddziaływały na ludzi.
Strajki kończono albo nie decydowano się na nie, wobec zastraszania przez komisarzy wojskowych, a także w obliczu groźby pacyfikacji przez siły bezpieczeństwa lub też wskutek pacyfikacji (Ursus, Huta, FSO). W niektórych wypadkach, radykalni młodzi ludzie ustępowali przed argumentami starszych kolegów lub wolą większości. Tak było np. w Polkolorze.
- Zrobiliśmy normalne głosowanie, czy przerywamy strajk - wspominał po latach Jan Sidorowicz, przewodniczący komitetu strajkowego. Jemu i kilku jego kolegom wytoczono zresztą potem proces za kierowanie strajkiem. Najdłuższe kary spotkały organizatorów strajku w Ursusie - po 3, 5 roku więzienia.
Obserwatorami procesów byli znani artyści, głównie aktorzy, którzy długo prowadzili akcję odmowy występów w państwowej telewizji i radiu, nazywaną najdłuższym strajkiem w historii PRL-u. Wśród obserwatorów był też obecny błogosławiony, ks. Jerzy Popiełuszko.
Wielu członków „Solidarności” chciało później odreagować porażkę. Wyrażało się to m.in. w popularnym wówczas haśle „Zima wasza, wiosna nasza”, co jak wiadomo pozostało tylko w sferze życzeń. Na stosunkowo słabą siłę oporu w Warszawie, jak zwracają uwagę historycy, miało wpływ zgromadzenie tu ogromnych sił bezpieczeństwa. Dzielili się zadaniami. Zakłady pacyfikowali - tam, gdzie było to potrzebne - ZOMO i SB. Blokowało je wojsko, przy użyciu samochodów pancernych i czołgów.
- Nikt tych sił wtedy oczywiście nie liczył, ale byli bardzo widoczni - podkreśla dr Tadeusz Ruzikowski. - I mieli tacy być. W pierwszych dniach stanu wojennego regularnie urządzali demonstracyjne przejazdy przez Warszawę pojazdami opancerzonymi. Wojskowym towarzyszyły samochody milicyjne. Pokazywali, że władza nie żartuje. Mieli wywrzeć presję na potencjalnych protestujących, także tych, którzy zamierzali wziąć udział w demonstracji, którą „Solidarność” zwołała jeszcze przed 13 grudnia.

Nieznane ofiary

Czym wyróżniał się sprzeciw wobec stanu wojennego w Warszawie? - Chyba przede wszystkim w dużej mierze inteligenckim charakterem - uważa dr Ruzikowski. - Ówczesna inteligencja miała już tradycje w kontestacji systemu. Była w nią zaangażowana co najmniej od 1976 r., gdy po fali represji - i pomocy - w stosunku do robotników z Radomia i Ursusa, powstał KOR, a potem ROPCiO.
Zdecydowanie inteligencki charakter tamtego sprzeciwu mógł mieć też wpływ na to, że opór w początkach stanu wojennego w Warszawie nie był tak silny, jak w niektórych innych regionach. Inteligencja mniej była skłonna do radykalnych wystąpień, była bardziej świadoma, do czego czynny opór w zderzeniu z siłami milicyjno-wojskowymi może doprowadzić. Ale miało to też wielki wpływ na ruch wydawniczy, niezależną działalność kulturalną czy samokształceniową. W Warszawie kwitł drugi obieg, ukazywała się przecież ogromna część polskiej „bibuły”, wychodziło mnóstwo literatury politycznej i pięknej.
Czy czas stanu wojennego jest dobrze zbadany, czy pojawiają się, mogą pojawić nowe informacje, dokumenty? Wciąż, zdaniem badaczy, dzieje się i wciąż jest szansa na uzupełnianie tej wiedzy. Pojawiają się nowe relacje, dokumenty. Jednak niektóre sprawy będzie coraz trudniej wyjaśnić. Np. już najpewniej nigdy nie poznamy prawdziwej liczby ofiar stanu wojennego. A mogło ich być najpewniej więcej niż nam się wydaje.
Jest sprawa coraz trudniejsza do zbadania: ofiar stanu wojennego, które wynikały z niedziałających telefonów. - Zerwana łączność telefoniczna utrudniała lub uniemożliwiła przyjazd na czas karetki pogotowia - mówi dr Tadeusz Ruzikowski. - Próbowałem badać tę sprawę. Okazało się, że to chyba już niemożliwe: książki interwencji pogotowia miały niską rangę, czyli tzw. kategorię archiwizacji, i zostały po prostu zniszczone. Informacji już nie ma. To ważna, a niezbadana sprawa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Rzym: otwarto nowe przejście na Plac św. Piotra

2025-04-06 10:41

[ TEMATY ]

Watykan

Plac św. Piotra

Adobe Stock

Podróżujący koleją mogą teraz dotrzeć do Watykanu bez kontaktu z ruchem samochodowym. W Rzymie w sobotę na stacji San Pietro otwarto ścieżkę dla pieszych, która prowadzi na Plac św. Piotra bez konieczności przechodzenia przez ulicę.

„Passeggiata del Gelsomino” (przejście jaśminowe) rozpoczyna się na włoskiej stacji kolejowej Watykan i prowadzi przez stary most kolejowy z którego roztacza się wspaniały widok na Bazylikę św. Piotra, bezpośrednio do Murów Watykańskich. Idąc nimi dochodzi się do Placu św. Piotra. Według władz miasta koszt renowacji, która obejmowała także zasadzenie ponad tysiąca roślin, wyniósł 2,6 mln euro.
CZYTAJ DALEJ

Gdy sakramentu udziela człowiek niegodny, to czy traci on swoją moc?

2025-04-05 20:57

[ TEMATY ]

Katechizm Wielkopostny

Adobe Stock

Wielki Post to czas modlitwy, postu i jałmużny. To wiemy, prawda? Jednak te 40 dni to również czas duchowej przemiany, pogłębienia swojej wiary, a może nawet… powrotu do jej podstaw? W kolejnym dniu naszego katechizmu odpowiedź na pytanie - czy jeśli sakramentu udziela człowiek niegodny, to traci on swoją moc?

Czy wiesz, co wyznajesz? Czy wiesz, w co wierzysz? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Jeśli nie, zostań z nami. Jeśli tak, tym bardziej zachęcamy do tego duchowego powrotu do podstaw z portalem niedziela.pl. Przewodnikiem będzie nam Katechizm Kościoła Katolickiego oraz Youcat – katechizm Kościoła katolickiego dla młodych.
CZYTAJ DALEJ

25 lat Źródełka

2025-04-06 21:43

Magdalena Lewandowska

Pracownicy i wolontariusze "Źródełka" z bpem Jackiem Kicińskim.

Pracownicy i wolontariusze Źródełka z bpem Jackiem Kicińskim.

Centrum Rozwoju Dzieci i Młodzieży „Źródełko” od 25 lat działa przy parafii św. Jadwigi na wrocławskiej Leśnicy.

Nową wyremontowaną siedzibę poświęcił bp Jacek Kiciński. – To bardzo ważne miejsce dla wszystkich dzieci, które przychodziły kiedyś i będą tu jeszcze przychodzić. Pięknie wyremontowane pomieszczenia na pewno zachęcają, ale tym, co tworzy największą wartość tego miejsca są ludzie: opiekunowie i same dzieci – mówił biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję