Reklama

Zatrzymała mnie mapka Afryki

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 34/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ks. Dariusz Gronowski: - Pracuje Siostra w Oranie. Gdzież to jest i jak się tam Siostra znalazła?

S. Małgorzata Popławska: - Tak, jestem tutaj od kilku miesięcy. Oran jest to drugie co do wielkości miasto w Algierii, położone na zachodzie kraju, tuż przy Morzu Śródziemnym. Zostałam tutaj posłana do pracy misyjnej zaraz po złożeniu moich pierwszych ślubów zakonnych u Sióstr Białych.

- Dlaczego w Algierii?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Najświętszej Maryi Panny Królowej Afryki (zwane często siostrami białymi) zostało założone w 1969 r. właśnie tutaj, w Algierii, przez kard. Charlesa Lavigerie, który bardzo mocno wierzył, że kraj ten jest bramą do ewangelizacji kontynentu afrykańskiego.
Zgromadzenie wyrosło z silnego przekonania kard. Lavigerie, że „mimo całego zapału misjonarzy ich wysiłki nigdy nie przyniosą oczekiwanych owoców, jeśli nie pomogą im w tym kobiety apostołujące wśród kobiet”.
Arcybiskup Algieru, arcybiskup Kartaginy i prymas Afryki, założyciel Zgromadzenia Ojców Białych, wyraził to przekonanie jeszcze dobitniej, stwierdzając, że działalność apostolska sióstr wśród ludu afrykańskiego jest o wiele ważniejsza niż praca mężczyzn, gdyż to one rozpoczną prawdziwe nawrócenie Afryki w jej sferze najbardziej podstawowej, to znaczy w kobietach, które staną się matkami i głowami rodzin chrześcijańskich. Pracę tę pojmował w jasny sposób. Siostry miały żyć wśród Afrykańczyków i pomagać im, szanując ich tożsamość, także religijną.
Nasze zgromadzenie jest misyjne, międzynarodowe i poświęcone wyłącznie Afryce. Również większa część formacji odbywa się na tym kontynencie.

- Jak to się stało, że z parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Gorzowie trafiła Siostra do Sióstr Białych?

- Kiedy byłam w szkole średniej (liceum plastycznym), zaczęłam interesować się rzeźbą afrykańską i z czasem czytałam coraz więcej książek o rożnych kulturach i religiach tradycyjnych w Afryce. Wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że w wielu religiach i wierzeniach jest mnóstwo wspólnych cech, jest coś uniwersalnego, coś, co czasami bardziej łączy, niż dzieli.
To mnie tak zafascynowało, że powoli zaczęłam myśleć, że te rzeźby afrykańskie, które widzę w książce, któregoś dnia mogłabym zobaczyć na żywo, co więcej - mogłabym spotkać ludzi tam żyjących i rozmawiać z nimi o ich przekonaniach i wierze.
Po paru latach poszukiwań i po kilku spotkaniach z misjonarzami i misjonarkami zaczęłam zdawać sobie sprawę, że nie chciałabym wyjechać tam jako osoba świecka, która angażuje się na kilka lat, ale pragnęłam „pójść na całość”. Zaczęłam myśleć o zakonie, chociaż początkowo bałam się tej myśli i walczyłam z nią przez dłuższy czas. Któregoś dnia poszłam do księgarni, gdzie znalazłam „Leksykon zgromadzeń zakonnych”, który po kryjomu kupiłam. Kiedy przyszłam do domu, zaczęłam go przeglądać i coś zatrzymało mnie przy Zgromadzeniu Sióstr Białych. Nie było to zdjęcie sióstr, tak jak przy innych zakonach, lecz mapka Afryki.
Kiedy zaczęłam czytać o duchowości i działalności sióstr, natknęłam się na zdanie, którego nigdy nie zapomnę: „Prowadzimy dialog miedzy muzułmanami a chrześcijanami”. To było tak mocne doświadczenie, że od razu łzy mi pociekły i głęboko w sobie poczułam, że to jest to, czego szukam, oczywiście nie rozumiejąc jeszcze wiele albo raczej rozumiejąc wszystko, do czego byłam zdolna w tym momencie.
Powoli nawiązałam kontakt z siostrami w Lublinie, wyjechałam na obóz powołaniowo-misyjny i tam też podjęłam decyzję, że chciałabym zacząć formację w tym zgromadzeniu. Już przy pierwszym spotkaniu z jedną z sióstr zauważyłam tam ogromną prostotę i jednocześnie bliskość.
W Lublinie przygotowywałam się prawie 3 lata, m.in. ucząc się języka angielskiego. We wrześniu 2004 r. wyjechałam do Ugandy do postulatu, później na kilka miesięcy do Tanzanii, na rok do Kenii, by po trzech latach pobytu we wschodniej Afryce zacząć mój nowicjat w Tanzanii. Tam też 21 marca 2009 r. w Arusha w Tanzanii złożyłam moje pierwsze śluby zakonne i zostałam posłana do Oranu, do Algierii.

Reklama

- Jak wygląda złożenie ślubów zakonnych w Afryce?

- W nowicjacie było nas pięć: Lina Siabana (Zambijka), Vickness Muleya Nangongo (również Zambijka), Lucy Nabweteme (Ugandyjka) i Brygitta Gremm (Niemka) i ja.
Śluby odbyły się na zewnątrz naszego domu, gdzie wszyscy goście siedzieli pod wielkim namiotem, ponieważ było bardzo gorąco. Było wiele osób z naszej parafii, przyjaciele z małych wspólnot chrześcijańskich, do których każda z nas należała, ojcowie biali, nasi współbracia, i wiele innych osób. Msza św. była sprawowana w dwóch językach, angielskim i suahili, a śpiewy były w dziesięciu językach, w tym polskim.
Każda z nas podchodziła do ołtarza, przy którym stał duży bęben, klękała, robiąc znak krzyża, kładła rękę na Biblii i ślubowała posłuszeństwo, ubóstwo i czystość oraz całkowite oddanie się służbie Kościołowi w Afryce, według Konstytucji naszego zgromadzenia. Podpis formuły ślubów i złożenie jej na ołtarzu był jakby widocznym przypieczętowaniem naszych słów. Nasze śluby przyjmowała s. Helen Mbuyamba (Kongijka), która reprezentowała s. Piluke, naszą przełożoną generalną. Po poświęceniu krzyży zgromadzenia przez głównego celebransa s. Helen nałożyła je nam jako widoczny znak naszego wolnego wyboru pójścia za Chrystusem oraz jako znak przynależności do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Najświętszej Maryi Panny Królowej Afryki. Był to niesamowity dzień radości, ale i ogromnego pokoju.

- Jakim krajem jest Algieria?

- Jest to kraj ogromnie zróżnicowany. Do tej pory nie miałam okazji, aby odwiedzić południe czy zachód tego kraju, ale to, co widziałam i doświadczyłam, pozwala mi stwierdzić, że jest to kraj paradoksów i niespodzianek. Z jednej strony widać pewne zamknięcie, np. niektóre kobiety są ubrane od stop aż po czubek głowy i czasami nawet trudno zobaczyć oczy, a z drugiej strony ogromną otwartość i gościnność tutejszych ludzi, jakiej chyba nigdzie dotąd nie doświadczyłam. To dzięki nim moje wyobrażenie Boga zaczęło się zmieniać, przez doświadczenie tutejszej gościnności i dobra zaczęłam zdawać sobie sprawę, jak nasz Pan jest wielki i dobry.

- Co robi misjonarka w takim kraju?

- Zaraz po przybyciu zaczęłam pracować w jednym z tutejszym szpitali, na oddziale chirurgii dziecięcej, gdzie zajmuję się animacją plastyczną dzieci, czyli kolorujemy, wycinamy różnego rodzaju prace plastyczne, czasami z dziećmi, które w miarę się poruszają, gramy w piłkę czy tańczymy.
Dzieci spędzają w szpitalu od kilku dni do nawet czasami kilku miesięcy. Są to najczęściej dzieci z rodzin najuboższych, czasami zdarza się, że do niektórych rodzice ani rodzina nie przychodzą w odwiedziny albo przychodzą bardzo rzadko, ponieważ są z daleka.
Moja praca polega na tym, aby dzieci czymś zająć, żeby zapomniały na chwilę, gdzie są. Czasami próba wyrażenia swoich uczuć i emocji za pomocą papieru i kredek jest dobrą terapią. Te dzieci często stają się moimi nauczycielami arabskiego, zazwyczaj jest przy tym dużo śmiechu.
Zajmuję się też animacją dzieci w naszej diecezji. Jest taki klub dla dzieci, do którego przychodzą raz w tygodniu po lekcjach na zajęcia plastyczne, francuskiego, sportu i zabawy.
Podczas wakacji mamy też co roku trzytygodniowe półkolonie, na których prowadzimy mnóstwo ciekawych zajęć.

- Jak wygląda Kościół w Algierii?

- Wyobraźmy sobie, że Algieria to kraj ponad siedem razy większy od Polski, ale są tutaj tylko cztery albo aż cztery diecezje. Każda diecezja jest różna i ich problemy są nieco inne.
Tutejszy Kościół to przede wszystkim studenci i emigranci z Afryki Subsaharyjskiej, cudzoziemcy, którzy przyjeżdżają do pracy na kontrakt, parę osób zakonnych, księży, no i oczywiście chrześcijanie Algierczycy. Kościół tutaj to zazwyczaj małe chrześcijańskie wspólnoty, ale za to bardzo żywe.
Naszą misją jako Kościoła jest obecność wśród muzułmanów, z którymi na co dzień pracujemy i żyjemy.

- Czy „Przyjaciele Paradyża” z Siostry parafii w Gorzowie modlą się także za Siostrę, choć Oran nie leży blisko Paradyża?

- Myślę, że tak. Często dochodzą do mnie pozdrowienia z mojej rodzinnej parafii, często słyszę zapewnienia o pamięci i modlitwie. Wiem, że jest to niezmiernie potrzebne. W mojej rodzinnej parafii zawsze spotykam się z ogromną gościnnością i otwartością, zwłaszcza ze strony księdza proboszcza. I bardzo to cenię.
Wierzę, że to właśnie Kościół, z którego pochodzę, posyła mnie na misje, więc wiem, że nie jestem sama, że należę, jak my wszyscy, do Kościoła apostolskiego i powszechnego.

- Kiedy przyjeżdża Siostra do Gorzowa?

- Mam nadzieję, że za rok przyjadę na urlop, „Insza’allah” (co znaczy po arabsku - „jak Bóg da”) oczywiście.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pojechała pożegnać się z Matką Bożą... wróciła uzdrowiona

[ TEMATY ]

Matka Boża

świadectwo

Magdalena Pijewska/Niedziela

Sierpień 1951 roku na Podlasiu był szczególnie upalny. Kobieta pracująca w polu co i raz prostowała grzbiet i ocierała pot z czoła. A tu jeszcze tyle do zrobienia! Jak tu ze wszystkim zdążyć? W domu troje małych dzieci, czekają na matkę, na obiad! Nagle chwyciła ją niemożliwa słabość, przed oczami zrobiło się ciemno. Upadła zemdlona. Obudziła się w szpitalu w Białymstoku. Lekarz miał posępną minę. „Gruźlica. Płuca jak sito. Kobieto! Dlaczegoś się wcześniej nie leczyła?! Tu już nie ma ratunku!” Młoda matka pogodzona z diagnozą poprosiła męża i swoją mamę, aby zawieźli ją na Jasną Górę. Jeśli taka wola Boża, trzeba się pożegnać z Jasnogórską Panią.

To była środa, 15 sierpnia 1951 roku. Wielka uroczystość – Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Tam, dziękując za wszystkie łaski, żegnając się z Matką Bożą i własnym życiem, kobieta, nie prosząc o nic, otrzymała uzdrowienie. Do domu wróciła jak nowo narodzona. Gdy zgłosiła się do kliniki, lekarze oniemieli. „Kto cię leczył, gdzie ty byłaś?” „Na Jasnej Górze, u Matki Bożej”. Lekarze do karty leczenia wpisali: „Pacjentka ozdrowiała w niewytłumaczalny sposób”.

CZYTAJ DALEJ

Wielkopolskie lekcje pokory

2024-05-05 13:08

[ TEMATY ]

Ryszard Czarnecki

Archiwum TK Niedziela

Jeżdżąc teraz intensywnie po Wielkopolsce zawsze znajduję czas, aby choć na chwilę w różnych miejscowościach znaleźć się tam, gdzie czas płynie inaczej, bo w rytmie wieczności. Katolickie świątynie: niektóre jeszcze z zachowanymi elementami architektury romańskiej czy gotyckiej, inne pamiętające czasy baroku, wreszcie niektóre budowane w wieku XIX i później.

Jednak połączone, powiem niezwykłym w tym miejscu językiem matematycznym: „wspólnym mianownikiem”. Przybywają tu ludzie bardzo bogaci i niezamożni, bardzo wiekowi i na ramionach rodziców, ludzie „różnych stanów” jakby to powiedziano w I Rzeczypospolitej czy też „różnych klas” ,jakby to ujęli „marksiści”. I są tu razem. Być może, a nawet prawie na pewno jest to jedyne miejsce, gdzie mogą spotkać się i być wspólnotą bez uprzedzeń, zawiści, negatywnych emocji. Czy idealizuję? Chyba nie.

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję