Reklama

Choroba to rodzaj łaski

Niedziela łódzka 18/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: - Hospicjum kojarzy się ze śmiercią, Państwa pacjenci to osoby, które już żegnają się z tym światem?

Dr Iwona Sitarska: - Są to przeważnie osoby z chorobą nowotworową. Można powiedzieć, że u schyłku życia, w sytuacji, gdy walka z chorobą nie będzie wygrana, co wcale nie oznacza, że są to tylko i wyłącznie osoby umierające. Czasem pacjenci w stanie stabilnym żyją wiele tygodni, miesięcy, zdarza się też, że i lat. I jakoś sobie radzą. Cały czas wymagają dobrej opieki - wspomagania, prowadzenia w uciążliwych objawach. Takie postępowanie objawowe pozwala pacjentowi być w niezłej kondycji i w miarę normalnie funkcjonować. Trafiamy także do pacjentów w najcięższym stanie. Zawsze jesteśmy z nimi do końca. Towarzyszymy pogarszaniu się zdrowia, umieraniu i śmierci.

- W jaki sposób funkcjonują hospicja domowe?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Hospicja domowe powstały, by pomóc od strony profesjonalnej rodzinie, która chce się opiekować swoim bliskim w domu. Osoby samotne niestety obnażają naszą bezsilność. Lekarz, pielęgniarki, mogą dojechać, ale nie mogą spędzić wielu godzin z pacjentem. Tak naprawdę przy pacjencie jest rodzina i to ona sprawuje codzienną opiekę. Nasza rola polega na tym, by tę opiekę właściwie ukierunkować - zastosować właściwe metody leczenia, pielęgnacji, rehabilitacji, wspomóc rodzinę, chwilami odciążyć. Dajemy także rodzinie poczucie bezpieczeństwa. Przez długie lata śmierć była wypierana z domu. Postęp medycyny przyniósł zjawisko marginalizacji śmierci. Jeszcze do niedawna wierzono, że każdy stan ciężki pacjenta wymaga pobytu w szpitalu, mówiono wtedy o tzw. śmierci za parawanem. Była to śmierć na szpitalnym korytarzu, gdy nie wpuszczano bądź ograniczono dostęp rodzin do osoby umierającej. Ruch hospicyjny i w Polsce, i na świecie sprzeciwiał się takiemu stanowi rzeczy. W większości wypadków dom jest naturalnym, bardziej przyjaznym miejscem dla pacjenta niż szpital. I jeśli pacjent ma wolę, by umierać we własnym łóżku, otoczony bliskimi, a nie obcymi osobami, ich miłością i opieką, ma do tego prawo i trzeba mu w tym pomóc.

- Każdego dnia spotyka Pani umierających, cierpiących, dotyka ich życia, czy po tych kilkunastu latach pracy w hospicjum oswoiła się już Pani ze śmiercią?

- Wielu moich pacjentów przeprowadzałam na drugą stronę. Czasem byłam obecna przy śmierci. Czy się przyzwyczaiłam? Na pewno zjawisko śmierci nie budzi mojego leku, obawy. Myślę oczywiście o śmierci moich pacjentów, nie o własnej - bo tej się boję, tak jak każdy. I tak do końca nie można przewidzieć, jak człowiek zachowa się w takiej sytuacji, gdy już tych dni nie można będzie liczyć w sposób nieograniczony, tylko są one policzalne. Spodziewałabym się u siebie wszystkich możliwych reakcji - praca z chorymi nauczyła mnie pokory. Ale śmierć cały czas budzi emocje. Najtrudniej jest w sytuacji, gdy przychodzi do mnie pacjent po pomoc, bo go boli, źle się czuje, bo postępuje bardzo szybko osłabienie. I mimo że często jest w pełni świadomy swojej choroby, to ma nadzieję, że się uda, że jakoś to będzie. Prowadzę pacjenta ze świadomością, że te różne jego nadzieje na wyzdrowienie i na długie życie pewnie się nie spełnią. Ale staram mu się pomagać w realizacji innych nadziei: że coś po sobie pozostawia, że rodzina sobie poradzi. Nie przyzwyczaiłam się do śmierci, ale traktuję ją jako coś bardzo naturalnego. Wiem, że jest, przychodzi, jest częścią naszego życia i nie wydaje się niczym złym. Wierzę, że nie jest kresem naszego istnienia, że Ktoś na nas czeka po tej drugiej stronie. Satysfakcja, jaką mam z prowadzenia pacjentów, pomagania im, nie dotyczy ich wyleczenia, lecz pomocy w funkcjonowaniu z chorobą.

Reklama

- Czy to właśnie chęć pomagania i tego szerszego spojrzenia na pacjenta spowodowała, że swoje życie zawodowe związała Pani właśnie z hospicjum?

- Zaczynałam pracę lekarza hospicyjnego dawno, 15 lat temu. Wówczas podejście do nieuleczalnie chorych było inne. Lekarze uważali, że możliwości medycyny koncentrują się na wyleczeniu. W Łodzi opiekę paliatywną tworzył dr Józef Stańczak, którego miałam okazję poznać. I to on kiedyś powiedział takie zdanie: „Medycyna paliatywna jest po to, by wobec chorego spłacić dług bezsilności medycyny”. To była dla mnie bardzo silna motywacja. Potem zobaczyłam, że opieka paliatywna oprócz tego, że wymaga olbrzymiej wiedzy, ma też głęboki sens. Bardzo odpowiadała mi koncepcja traktowania pacjenta nie tylko jako chorego fizycznie, ale też dotkniętego bólem we wszystkich sferach życia. Dlatego tu się odnalazłam i ta medycyna mnie urzekła.

- Czy w pracy z nieuleczalnie chorymi spotyka się Pani z sytuacjami, w których cierpiąca osoba prosi o eutanazję?

- Tak. To nie jest częste i też nie jest łatwe. Najczęściej te myśli, deklaracje słowne, to jest wołanie o pomoc. Często pacjent gdy nie otrzymuje właściwej pomocy, zostaje potraktowany niezgodnie z własnymi wyobrażeniami i oczekiwaniami, i to przez wszystkich - medycynę, rodzinę, znajomych, urzędy - w ten właśnie sposób prosi o pomoc. Wtedy często pomaga szczera rozmowa. Z wolontariuszem, lekarzem, kapłanem.

- Modlimy się „od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie” - czy w kontekście bólu i cierpienia pacjentów hospicjum oraz tragedii, jaka wydarzyła się pod Smoleńskiem, możemy powiedzieć, że lepiej jest umierać szybko i nagle?

- To głęboko mądre, by modlić się tymi słowami. Mam bardzo dużo pokory do tego, jak się zachowam, gdy dowiem się, że moje dni są policzone. Wiem, że może być rożnie. Ale jeśli o coś się modlę, to właśnie o to, by mnie Pan Bóg zachował od nagłej i niespodziewanej śmierci. I bardzo chciałabym mieć szansę się do niej przygotować. Wolałabym wiedzieć, że umieram, wolałabym mieć czas, by sobie uporządkować sprawy. Chciałabym się przygotować do tej śmierci - pogodzić z Bogiem i ludźmi. Chciałabym odchodzić w taki sposób, jak staram się, by odchodzili moi pacjenci. A jednak mimo wszystko bardzo dużo osób, które znam, boi się cierpienia, boi się być zależna, boi się prosić o pomoc. Szczególnie w takich sytuacjach, jak katastrofa pod Smoleńskiem, słyszałam wiele głosów, że może to tak lepiej - łatwiej, bez cierpienia, strachu. Czy bez strachu? Nie wiem... bo może strach trwa kilka sekund i jest przerażający…

- Podopieczni hospicjum, pacjenci, nieuleczalnie chorzy mają ten czas...

- Tak, ale nie zawsze z tego korzystają. To bardzo skomplikowane sprawy. Śmierć jest tajemnicą i dochodzenie do niej jest procesem niewytłumaczalnym. Strach przed śmiercią jest przeolbrzymi. Pacjenci zachowują się bardzo rożnie. Pacjentów, którzy potrafią sobie to przewartościować i wytłumaczyć i tak pięknie umierają, jest niewielu. Czasem to chorzy są gotowi, a niegotowe są rodziny. Ja to postrzegam - taką sytuację przewlekłej choroby, jako coś w rodzaju łaski. Tylko tak jak z każdą łaską w życiu - trudno ją przyjąć.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Turniej WTA w Madrycie - Świątek wygrała w finale z Sabalenką

2024-05-04 22:18

[ TEMATY ]

sport

PAP/EPA/JUANJO MARTIN

Iga Świątek pokonała Białorusinkę Arynę Sabalenkę 7:5, 4:6, 7:6 (9-7) w finale turnieju WTA 1000 na kortach ziemnych w Madrycie. To 20. w karierze impreza wygrana przez polską tenisistkę. Spotkanie trwało trzy godziny i 11 minut.

Świątek zrewanżowała się Sabalence za ubiegłoroczną porażkę w finale w Madrycie. To było ich 10. spotkanie i siódma wygrana Polki.

CZYTAJ DALEJ

Chełm. Powołani do miłości

2024-05-05 12:22

Tadeusz Boniecki

Alumni: Piotr Grzeszczuk z parafii archikatedralnej w Lublinie, Kamil Wąchała z parafii św. Teodora w Wojciechowie, Mateusz Perestaj z parafii Trójcy Przenajświętszej w Krasnymstawie i Cyprian Łuszczyk z parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Chełmie, 4 maja przyjęli święcenia diakonatu z rąk bp. Mieczysława Cisło w bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Chełmie. Uroczystość zgromadziła kapłanów, wychowawców seminaryjnych, rodziny i przyjaciół nowych diakonów.

CZYTAJ DALEJ

Francuskie rekolekcje w drodze

2024-05-05 15:00

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Archiwum prywatne

Już kolejny raz parafia Najświętszego Serca Jezusowego w Tomaszowie Mazowieckim oraz parafia św. Mikołaja w Wolborzu połączyły swoje siły, organizując niezapomniane rekolekcje w drodze, czyli pielgrzymkę, której tym razem celem była Francja.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję