Reklama

Przebłyski dialogu

Niedziela warszawska 4/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Andrzej Tarwid: - Miesiąc temu muzułmanie z Francji składali chrześcijanom serdeczne życzenia. W ubiegłym tygodniu malezyjscy muzułmanie zaczęli podpalać katolickie świątynie. W jakim więc miejscu jest dialog chrześcijańsko-muzułmański?

Prof. Eugeniusz Sakowicz: - Uważam, że jesteśmy na początku tego dialogu. Bowiem przez większość z blisko tysiąca czterystu lat sąsiedztwa po obu stronach nie było ani otwartości, ani gotowości do porozumienia. Jeśli pojawiały się inicjatywy dialogowe, to były one co najwyżej przebłyskami w historii zdominowanej przez konflikty.

- Gdzie dzisiaj, w przededniu X Dnia Dialogu z Islamem, widać najlepiej początki porozumienia, bo przecież nie w Malezji?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Przede wszystkim nie wolno zapominać, że świat islamu nie jest jednolity. W konsekwencji inaczej wygląda dialog we Francji, w Norwegii czy Polsce, a inaczej w krajach, gdzie islam jest religią dominującą. Ale nawet mimo wielu różnic trzeba stwierdzić, że to, co nazywamy dialogiem życia i codzienności, toczy się wszędzie tam, gdzie chrześcijanie i muzułmanie żyją obok siebie.

- Mówi Pan o dialogu sąsiadów, ale w jakich jeszcze innych obszarach toczą się rozmowy?

Reklama

- Istnieją pewne próby podejmowania dialogu teologicznego. Od razu jednak powiem, że na tej płaszczyźnie nie ma jakiegoś ogromnego zaangażowania, bo uczestniczą w nim w dużej mierze teologowie muzułmańscy żyjący od lat w świecie kultury Zachodu. Oni są otwarci na dyskusję o pewnych kwestiach dotyczących wiary, tajemnicy Boga itd.
Znacznie lepiej wygląda kondycja tzw. dialogu społecznego zaangażowania. Odbywa się on tam, gdzie chrześcijanie i muzułmanie wspólnie walczą z wypaczeniami życia moralnego, takimi jak: pornografia, prostytucja czy brak szacunku dla życia w ogóle. Ten obszar dialogu ujawniał się bardzo wyraźnie w czasie światowych konferencji poświęconych rodzinie. Na tych forach przedstawiciele obu religii wspólnie bronili rodziny i trwałości małżeństwa. I to, moim zdaniem, są znaki dające nadzieję, że ten dialog będzie dalej pulsował, a nawet się rozwijał.

- Fakty są jednak takie, że z jednej strony jest życzliwość, a z drugiej strony widzimy brak otwartości i przypadki prześladowań. Czy przy tak diametralnie różnych warunkach w ogóle możliwy jest dialog?

- Ktoś, kto odpowie, że taki dialog jest możliwy, może być uznany za osobę naiwną. Myślę jednak, że trzeba się wyzwolić z fobii i lęku przed kontaktami z wyznawcami islamu. W tym kontekście warto przypomnieć postawę Jana Pawła II, który miał doskonałą wiedzę, znał tematy religijne, obszar polityczny, a mimo to spotykał się z muzułmanami twarzą w twarz. Co więcej, spotykał się także z reprezentantami tych krajów, gdzie chrześcijanie byli i są prześladowani.
Tak więc jeśli nawet uwzględnimy szereg bulwersujących faktów, po których analizie trudno być optymistą, to jednocześnie nie można być pesymistą. I tego uczy nas postępowanie Jan Pawła II.

- Jan Paweł II był orędownikiem pokoju. A dzisiaj dialog, o którym mówimy, odbywa się w czasie wojny - teraz w Afganistanie, a wcześniej w Iraku. Jaką w tym szczególnym kontekście rolę do odegrania ma dialog między chrześcijanami a muzułmanami?

Reklama

- Obecny konflikt to w decydującej mierze walka o podłożu ekonomicznym, a nie religijnym. Z tego powodu rola dialogu i religii w tym sporze jest niezwykle trudna. Niemniej - w tej wojennej perspektywie - głównym celem dialogu jest rozbrojenie ludzkich serc. A także wyzwolenie ludzkich myśli z resentymentów i agresji, które są gdzieś głęboko wpisane w serce każdego chrześcijanina i muzułmanina.

- Często przyczyną agresji jest nieznajomość drugiej strony, fałszywe o niej wyobrażenia...

-...zgadzam się z tym poglądem. Uważam, że przydałaby się nam wszystkim wiedza o tym, co nas łączy, a co dzieli. Niejednokrotnie bowiem posługujemy się stereotypami, które zawsze są fałszywe. W efekcie mówimy, że coś nas łączy, a tymczasem tak naprawdę dana kwestia nas dzieli.

- Co konkretnie ma Pan na myśli?

- Chrześcijaństwo siebie i muzułmanów uważa za monoteistów. Lecz według islamu, chrześcijanie wierzą w trzech bogów, a nie w jednego Boga zgodnie z formułą Prawdy o Trójcy Przenajświętszej.
Inny przykład pozornej łączności dotyczy osoby Jezusa Chrystusa. Muzułmanie wierzą w Jezusa, nie przydając Mu tytułu Chrystus. Innymi słowy, Chrystus nie jest czczony przez muzułmanów jako Mesjasz, ale jest On jednym z największych proroków islamu. I znowu w Jezusie się spotykamy, ale jednocześnie nasze drogi się rozchodzą. A wraz z nimi rozumienie siebie nawzajem.

- To różnice teologiczne, które były, są i będą. A co dzieli nas w taki sposób, że wywołuje nieporozumienia?

Reklama

- Według klasycznego islamu nie ma rozdziału pomiędzy sferą sacrum a profanum. W efekcie muzułmanie często odbierają zachowania Europejczyków, którzy są ateistami, jako zachowania ludzi religijnych. Podobnie rzecz się ma z decyzjami politycznymi podejmowanymi przez przywódców państw. My wiemy, że oni nic nie mają wspólnego z religią, a przez muzułmanów są oni odczytywani jako przywódcy chrześcijańscy. Dziennikarze, którzy szkalują islam, są traktowani jako dziennikarze chrześcijańscy, a przecież mogą oni należeć do formacji niemającej nic wspólnego z chrystianizmem. Tak więc tutaj jest wielka trudność w porozumieniu, bo mamy spotkanie dwóch światów o różnych tożsamościach. Ale nici porozumienia można w jakiś sposób snuć między tymi dwoma światami.

- Co nas w takim razie autentycznie łączy?

- Chrześcijanie i muzułmanie są w kategoriach wiary dziećmi Abrahama - tego, który szedł w nieznane, a zatem ufając Bogu, zmierzał ku nowej ziemi. To są prawdy - można rzec - teologiczne, ale jest wiele innych elementów dziedzictwa religijnego. Chociażby: modlitwa, otwarcie się na Boże miłosierdzie, wielka cześć dla świętych ksiąg. Chrześcijanie wielką miłością otaczają Biblię, muzułmanie taką czcią otaczają Koran.

- Pan z racji zawodowych „obserwuje” muzułmanów. Czego możemy się od nich nauczyć?

- Przede wszystkim ogromnego oddania i zaufania Bogu. Zresztą samo słowo „muzułmanin” wskazuje na poddanie się woli Allacha. Muzułmanie, którzy gorliwie wierzą, całkowicie powierzają siebie woli Boga. Druga rzecz, na którą bym wskazał, to w obliczu pewnych trudności i niepewności jutra muzułmanie zachowują dużą równowagę i spokój wewnętrzny.

- W mediach widzimy zupełnie inny obraz muzułmanów.

Reklama

- To są kolejne stereotypy, a właściwie zabiegi manipulacyjne, które w tym wypadku wynikają z edukacji medialnej, karmiącej się logiką wydobywania tego, co jest agresywne i co się wiąże z przemocą. Oczywiście, wydarzenia dramatyczne w relacjach chrześcijańsko-muzułmańskich mają miejsce i nie chcę ich neutralizować. Ale pamiętajmy też, że jest to postrzeganie niesprawiedliwe, bo przecież fundamentaliści stanowią zaledwie kilka procent globalnej liczby muzułmanów.

- Ale nikły procent jakiegoś społeczeństwa może mieć wpływ na całość.

- Rzeczywiście, na tym polega siła fundamentalistów, że udało im się zdominować środowiska bardziej umiarkowane. Stało się tak m.in. dlatego, że część osób stojąca za sterami fundamentalizmu to ludzie bardzo bogaci. To oni finansują budowę meczetów, a także są zaangażowani w propagowanie pewnych działań ideologicznych dążących do wprowadzenia świata islamu na przekór różnym demokratycznym mechanizmom, które ukształtowały się w świecie Zachodu.
Jednocześnie sam fundamentalizm ma różne oblicza. I tak obok opcji agresywnej są też fundamentaliści, których główne zaangażowanie widać na polu szkolnictwa i działalności charytatywnej.
Pamiętajmy też o kontekście politycznym. Świat islamu w wielu miejscach jest zdominowany przez despotie, żelazną ręką trzymające całe społeczeństwo. Te siły nie mają żadnej tolerancji wobec muzułmanów, którzy chcieliby nawiązać kontakt ze światem Zachodu. Nota bene trudno sobie wyobrazić, aby ci sami władcy otaczali sympatią chrześcijan, skoro tak traktują swoich współwyznawców.

- Skoro fundamentaliści zepchnęli zwolenników dialogu do defensywy, to może powinniśmy im jakoś pomóc...

Reklama

- Zdaniem wielu specjalistów, fundamentalizm jest spóźnioną reakcją świata arabskiego na opresję, jaka wynikała z czasów kolonializmu. Tak więc wspieranie przez chrześcijan czy świat kultury Zachodu tych, którzy są zaangażowani na polu dialogu, wyglądałoby na pomaganie w pewnym sensie dysydentom muzułmańskim i byłoby „wodą na młyn” dla agresywnych fundamentalistów. Myślę więc, że tę sprawę islam powinien rozwiązać we własnym gronie.

- Tylko że jeśli tam nie będzie szybko przełomu, to kraje europejskie mogą pójść w ślady Szwajcarii, która zakazała budowy kolejnych meczetów. Jak Pan ocenia tę decyzję?

- Jest kilka aspektów, które trzeba dostrzec komentując tę decyzję. Po pierwsze, pamiętajmy, że zapadała ona w kraju, który w dużej mierze odszedł od religii. Byłem niedawno w jednej z katedr szwajcarskich na niedzielnej Mszy św., w której uczestniczyło 9 osób. Z tego sześcioro to członkowie mojej rodziny. A więc ta decyzja podjęta w referendum nie wynika z troski o chrześcijaństwo, lecz stoi za nią racja polityczna.
Po drugie, dom modlitwy w islamie nie tylko pełni funkcję rytualną, religijną, ale jest także przestrzenią społeczną, polityczną i areopagiem kultury. I stąd bierze się lęk - ja to tak interpretuję - żeby pokazać światu islamu, że gospodarzem są tutaj ludzie kultury Zachodu. Są jeszcze inne racje, ale ich omówienie wymagałoby oddzielnej rozmowy.

- Czy chce Pan powiedzieć, że teraz „dostało się” islamowi, a wcześniej coś podobnego spotkało chrześcijan?

- Znowu odwołam się do osobistego doświadczenia. Kiedy 20 lat temu byłem w Szwajcarii, wszędzie słyszałem dzwoniące dzwony. Ostatnio już ich nie słyszałem. Znajomi wytłumaczyli mi, że lokalne władze zabroniły używania dzwonów, bo zakłócają ciszę.

- Jaki z tego wniosek?

- Sądzę, że Europa przeżywa bardzo poważny problem i błędem byłoby sprowadzenie tego do uprzedzeń wobec religii muzułmańskiej. Na Starym Kontynencie są liczne i wpływowe kręgi bardzo agresywnie nastawione do każdego wyznania. Chrześcijanie i muzułmanie mają tego świadomość. I wspólnie wyrażają lęk z powodu braku szacunku dla religii w ogóle w Europie. I myślę, że to jest największym zagrożeniem w Europie - nie lęk przed islamem, ale w ogóle lęk przed religią.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Galbas: w miłości nie ma handlu; nie chodzi w niej o utarg, ale o wielkoduszność

2025-04-17 21:37

[ TEMATY ]

Warszawa

Wielki Czwartek

Msza Wieczerzy Pańskiej

Abp Adrian Galbas

BP Episkopatu

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Sprawiedliwość nie może być ostatnim zawołaniem chrześcijan. Od niej ważniejsza jest miłość do ostatniego tchnienia – powiedział abp Adrian Galbas podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze warszawskiej. Podkreślił, że w miłości nie ma handlu, ale chodzi o wielkoduszność.

W Wielki Czwartek metropolita warszawski abp Adrian Galbas przewodniczył wieczorem mszy Wieczerzy Pańskiej w archikatedrze św. Jana Chrzciciela.
CZYTAJ DALEJ

Dlaczego godzina dziewiąta jest godziną piętnastą?

Niedziela lubelska 16/2011

Triduum Paschalne przywołuje na myśl historię naszego zbawienia, a tym samym zmusza do wejścia w istotę chrześcijaństwa. Przeżywanie tych najważniejszych wydarzeń zaczyna się w Wielki Czwartek przywołaniem Ostatniej Wieczerzy, a kończy w Wielkanocny Poranek, kiedy zgłębiamy radosną prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa i umacniamy nadzieję naszego zmartwychwstania. Wszystko osadzone jest w przestrzeni i czasie. A sam moment śmierci Pana Jezusa w Wielki Piątek podany jest z detaliczną dokładnością. Z opisu ewangelicznego wiemy, że śmierć naszego Zbawiciela nastąpiła ok. godz. dziewiątej (Mt 27, 46; Mk 15, 34; Łk 23, 44). Jednak zastanawiający jest fakt, że ten ważny moment w zbawieniu świata identyfikujemy jako godzinę piętnastą. Uważamy, że to jest godzina Miłosierdzia Bożego i w tym czasie odmawiana jest Koronka do Miłosierdzia Bożego. Dlaczego zatem godzina dziewiąta w Jerozolimie jest godziną piętnastą w Polsce? Podbudowani elementarną wiedzą o czasie i doświadczeniami z podróży wiemy, że czas zmienia się wraz z długością geograficzną. Na świecie są ustalone strefy, trzymające się reguły, że co 15 długości geograficznej czas zmienia się o 1 godzinę. Od tej reguły są odstępstwa, burzące idealny układ strefowy. Niemniej, faktem jest, że Polska i Jerozolima leżą w różnych strefach czasowych. Jednak jest to tylko jedna godzina różnicy. Jeśli np. w Jerozolimie jest godzina dziewiąta, to wtedy w Polsce jest godzina ósma. Zatem różnica czasu wynikająca z położenia w różnych strefach czasowych nie rozwiązuje problemu zawartego w tytułowym pytaniu, a raczej go pogłębia. Jednak rozwiązanie problemu nie jest trudne. Potrzeba tylko uświadomienia niektórych faktów związanych z pomiarem czasu. Przede wszystkim trzeba mieć na uwadze, że pomiar czasu wiąże się zarówno z ruchem obrotowym, jak i ruchem obiegowym Ziemi. I od tego nie jesteśmy uwolnieni teraz, gdy w nauce i technice funkcjonuje już pojęcie czasu atomowego, co umożliwia jego precyzyjny pomiar. Żadnej precyzji nie mogło być dwa tysiące lat temu. Wtedy nawet nie zdawano sobie sprawy z ruchów Ziemi, bo jak wiadomo heliocentryczny system budowy świata udokumentowany przez Mikołaja Kopernika powstał ok. 1500 lat później. Jednak brak teoretycznego uzasadnienia nie zmniejsza skutków odczuwania tych ruchów przez człowieka. Nasze życie zawsze było związane ze wschodem i zachodem słońca oraz z porami roku. A to są najbardziej odczuwane skutki ruchów Ziemi, miejsca naszej planety we wszechświecie, kształtu orbity Ziemi w ruchu obiegowym i ustawienia osi ziemskiej do orbity obiegu. To wszystko składa się na prawidłowości, które możemy zaobserwować. Z tych prawidłowości dla naszych wyjaśnień ważne jest to, że czas obrotu Ziemi trwa dobę, która dzieli się na dzień i noc. Ale dzień i noc na ogół nie są sobie równe. Nie wchodząc w astronomiczne zawiłości precyzji pomiaru czasu możemy przyjąć, że jedynie na równiku zawsze dzień równy jest nocy. Im dalej na północ lub południe od równika, dystans między długością dnia a długością nocy się zwiększa - w zimie na korzyść dłuższej nocy, a w lecie dłuższego dnia. W okolicy równika zatem można względnie dokładnie posługiwać się czasem słonecznym, dzieląc czas od wschodu do zachodu słońca na 12 jednostek zwanych godzinami. Wprawdzie okolice Jerozolimy nie leżą w strefie równikowej, ale różnica między długością między dniem a nocą nie jest tak duża jak u nas. W czasach życia Chrystusa liczono dni jako czas od wschodu do zachodu słońca. Część czasu od wschodu do zachodu słońca stanowiła jedną godzinę. Potwierdzenie tego znajdujemy w Ewangelii św. Jana „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin?” (J. 11, 9). I to jest rozwiązaniem tytułowego problemu. Godzina wschodu to była godzina zerowa. Tymczasem teraz godzina zerowa to północ, początek doby. Stąd współcześnie zachodzi potrzeba uwspółcześnienia godziny śmierci Chrystusa o sześć godzin w stosunku do opisu biblijnego. I wszystko się zgadza: godzina dziewiąta według ówczesnego pomiaru czasu w Jerozolimie to godzina piętnasta dziś. Rozważanie o czasie pomoże też w zrozumieniu przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20, 1-17), a zwłaszcza wyjaśni dlaczego, ci, którzy przyszli o jedenastej, pracowali tylko jedną godzinę. O godzinie dwunastej zachodziło słońce i zapadała noc, a w nocy upływ czasu był inaczej mierzony. Tu wykorzystywano pianie koguta, czego też nie pomija dobrze wszystkim znany biblijny opis.
CZYTAJ DALEJ

500 paczek trafiło do najuboższych

2025-04-19 12:30

Marzena Cyfert

Poświęcenie darów dla ubogich

Poświęcenie darów dla ubogich

Abp Józef Kupny pobłogosławił w Wielką Sobotę 500 paczek dla ubogich. Przygotowane one zostały przez wrocławską Caritas ze środków przekazanych przez wiernych archidiecezji.

– Nasze akcje angażują bardzo wielu ludzi, aby te działania pomocowe były przeprowadzone sprawnie, dokładnie i docelowo trafiły do najbardziej potrzebujących. Dzisiaj zostanie rozdanych 500 paczek, poświęconych przez naszego metropolitę, dla naszych podopiecznych, którzy korzystają na co dzień z łaźni i kuchni – mówił ks. Dariusz Amrogowicz, dyrektor wrocławskiej Caritas.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję