Reklama

Na wzgórzu z Panem Bogiem...

Niedziela świdnicka 41/2007

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Beata Moskal-Słaniewska: - Jak w dzisiejszych, zlaicyzowanych czasach pisać o Panu Bogu. Pisać tak, by inni chcieli to przeczytać?

Mirosław Sośnicki: - Wydaje mi się, że recepta jest prosta - pisać szczerze, z serca. Nie jestem teologiem, nie wymądrzam się w tym, co tworzę. Przedstawiam tylko to, co sam przeżyłem.

- Literatura „od zawsze” była obecna w Pana życiu. Jednak na druk pierwszej książki czekał Pan wiele lat. Był Pan dziennikarzem, politykiem, organizatorem turniejów szachowych…

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Nie ukrywam - te turnieje były dla mojego syna Michała - świetnego szachisty, bardzo zdolnego matematyka. Michał, mając piętnaście, szesnaście lat, jeździł samodzielnie na turnieje do Francji, Niemiec, Czech. Tak jak każdy rodzic martwiłem się o to, czy podczas podróży nic mu się nie stanie. Najpierw wymyśliłem Festiwal w Świdnicy. Były z tym kłopoty, ponieważ w Świdnicy nie było żadnych tradycji szachowych. Ale się udało. Pierwszy Festiwal wypadł znakomicie. Później przyszła pora na Festiwal w Polanicy-Zdroju. Władze Polanicy zaufały mi i tak to się zaczęło.

- Po kilku latach Festiwal w Świdnicy był uznawany za jeden z największych w Europie, a Festiwal w Polanicy-Zdroju jako jeden z najlepszych na świecie. Jak się to Panu udało?

- Wiedziałem, co chcę osiągnąć. Pukałem do wielu drzwi. Szukałem sojuszników i znajdowałem. Wszędzie. Ważna była każda życzliwa osoba.

Reklama

- Dla Michała? …

- Wtedy się nad tym nie zastanawiałem. Teraz jestem o tym przekonany, że te wszystkie moje dążenia do tego, aby te festiwale były najlepszymi z najlepszych, brały się z dążeń Michała. On chciał zostać jednym z najlepszych szachistów świata. Mnie nie pozostawało nic innego, niż organizować znakomite festiwale. Stanowiliśmy doskonałą parę. Idealnie się uzupełnialiśmy. I nagle...

- Nagle Michała zabrakło…

- I wtedy wszystko, co do tej pory było ważne, przestało się liczyć. Najważniejszym pytaniem było: Gdzie jest teraz Michał? Drugim pytaniem: Jak mu mogę pomóc? Trzecie pytanie brzmiało: Czy jest Bóg? Nie potrafiłem odpowiedzieć na żadne z nich. Miałem wtedy czterdzieści siedem lat. Mój syn zginął. A ja nie wiedziałem, co mam robić. Zrozumiałem, że ta cała moja wiedza o świecie jest nic niewarta.

- Bardzo przejmująco opowiada Pan o tym we „Wzgórzu Pana Boga”.

- Tę powieść zacząłem pisać trzy lata po śmierci Michała. Rany się trochę zabliźniły, ale wszystko jeszcze bolało. Opowiadałem o swoim odnalezieniu Boga. O moim życiu, które uległo zdecydowanej przemianie. Dziś wiara to dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy. Jako członek katolickiej wspólnoty uważam, że jestem zobowiązany, by dać jej coś z siebie. Wstąpiłem do świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, jestem szafarzem. Każdy dzień zaczynam od modlitwy i medytacji. To daje mi siłę, energię.

- Po wydaniu powieści pisarz spotyka się z czytelnikami. Imponująco wyglądały te świdnickie spotkania.

- Bardzo się bałem tego spotkania w bibliotece na Osiedlu Młodych. Prowadził je ks. prał. Kazimierz Jandziszak Wśród wielu osób byli także sąsiedzi z mojego bloku, znajomi z ulicy. Mówiłem o radości, jaką daje odnalezienie Boga. Mówiłem o tym, że można pokonać nawet największe cierpienie. Zaczęła się rozmowa. Mija jedna godzina, druga. Nikt nie chce wychodzić. Podczas tego spotkania dostałem zaproszenie na kolejne.

- Byłam na tym spotkaniu. Prowadził je ks. prof. Roman Rogowski. Z trudem weszłam do Galerii Fotografii. Tam chyba nigdy nie było tylu gości. Ludzie stali nawet przed drzwiami. A jaka cisza. Jakby to było jakieś misterium, a nie spotkanie autorskie.

- Zauważyłem jedną rzecz. Ludzie cenią sobie szczerość. Po kilku wypowiedzianych słowach wiedzą, czy mówisz to, w co wierzysz, czy też używasz słów po to, aby się przypodobać. „Wzgórze...” jest pisane na maksymalnej szczerości. Tak samo wyglądają moje spotkania. Ponieważ otwieram się przed ludźmi, oni również otwierają się przede mną. Rozmawiamy o Bogu. O miłości. O cierpieniu. Nagle wytwarza się jakaś wspaniała więź. Takie namacalne poczucie wspólnoty. Wspólnoty bliskich sobie ludzi. Otrzymywałem sporo listów od ludzi, którym ta powieść pomogła znaleźć nadzieję w swoim życiu, a także od osób, dla których „Wzgórze...” to po prostu dobra literatura. Któregoś dnia niespodzianka. List z Watykanu. Otwieram kopertę, a w niej list z podziękowaniami i błogosławieństwem od abp. Stanisława Dziwisza.

- To wielkie wyróżnienie.

- Pierwsze egzemplarze „Wzgórza Pana Boga” wysłałem do Watykanu. Z dedykacją dla Ojca Świętego Jana Pawła II. Chciałem w ten skromny sposób podziękować Ojcu Świętemu za to, co dla nas zrobił. Wysłałem także książki sekretarzowi Ojca Świętego abp. Stanisławowi Dziwiszowi, którego darzę wielką sympatią. W ferworze spotkań autorskich zapomniałem o tych listach. Po kilkunastu dniach kolejna niespodzianka. List w imieniu Ojca Świętego. Wraz ze mną cieszyła się cała rodzina. Te listy przyszły w samą porę. Nabrałem nowych sił. Wciąż zapraszano mnie na spotkania. Przez wiele miesięcy byłem w drodze. Doświadczałem dużo ciepła, przychylności.

- Miał Pan wtedy czas na pisanie?

- Wypracowałem sobie rytm. Pobudka o piątej trzydzieści. Niezależnie od tego, gdzie jestem i co robię. Modlitwa-medytacja. Po śniadaniu pisanie. Co najmniej dwie stroniczki dziennie. Jak wyrobię swoją normę, mam czas dla siebie. Wieczorem czytanie i ewentualne poprawianie tego, co napisałem rano. Ten rytm musiał być zachowany. Nawet, gdy byłem daleko od domu. Tak powstała „Astrachowka”.

- Czyli powieść o stanie wojennym, która zebrała znakomite recenzję… Jeden z najlepszych polskich krytyków literackich, jakim jest profesor o. Jacek Bolewski SJ, porównuje Pana prozę do prozy światowej klasy pisarza Vładimira Nabokova.

- Musiałem tę powieść napisać. Jak cegła we mnie zalegała. Dopiero po jej napisaniu w jakiś sposób uwolniłem się od tego, co przeżyłem w stanie wojennym. Obok wielu znaczeń, o których mówią krytycy, „Astrachowka” ma jeszcze jedno przesłanie. Miłość. Zawsze chciałem napisać powieść o miłości i „Astrachowka” w jakiś sposób taką powieścią jest.

- Potem była świetna adaptacja książki na sztukę teatralną. A późnej pojawił się Wiesław Saniewski z propozycją filmu.

- Wiesława Saniewskiego zainteresował „Astarchowką” redaktor naczelny „Odry” Mieczysław Orski... Dopiero po roku pracy uznałem, że scenariusz może ujrzeć światło dzienne. Była to chyba dziewiętnasta czy też dwudziesta wersja scenariusza. Wysłałem ją do producenta. Po tygodniu telefon. Robimy film!

- Jak Pana znam, po skończeniu scenariusza zaczął pisać Pan nową powieść. Pan musi przecież ciągle coś tworzyć!

- Nauczyłem się szanować czas. Nie wiem, ile mam go jeszcze przed sobą. Chciałbym dobrze wykorzystać to, co zostało mi ofiarowane. Dalej wstaję rano, dalej spędzam kilka godzin przy klawiaturze. Najpierw miała być to powieść współczesna, ale pomyślałem, że to nie są dobre czasy na pisanie takich rzeczy. Jako antidotum wymyśliłem powieść, której akcja dzieje się jeszcze przed narodzeniem Jezusa. Znów wracam do tematu „Bóg i człowiek”.

- Kiedy premiera książki?

- Jeśli wszystko pójdzie dobrze - w zimie. Mam taką wielką nadzieję…

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nabożeństwo majowe - znaczenie, historia, duchowość + Litania Loretańska

[ TEMATY ]

Matka Boża

Maryja

nabożeństwo majowe

loretańska

Majowe

nabożeństwa majowe

litania loretańska

Karol Porwich/Niedziela

Maj jest miesiącem w sposób szczególny poświęconym Maryi. Nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, niezwykle popularne są w tym czasie nabożeństwa majowe. [Treść Litanii Loretańskiej na końcu artykułu]

W tym miesiącu przyroda budzi się z zimowego snu do życia. Maj to miesiąc świeżych kwiatów i śpiewu ptaków. Wszystko w nim wiosenne, umajone, pachnące, czyste. Ten właśnie wiosenny miesiąc jest poświęcony Matce Bożej.

CZYTAJ DALEJ

To święty również na dzisiaj

Niedziela Ogólnopolska 42/2010, str. 8-9

wikipedia

Czy kanonizacja średniowiecznego kapłana z Zakonu Kanoników Regularnych ma jakieś znaczenie dla nas, żyjących w XXI wieku? Czy ks. Stanisław z krakowskiego Kazimierza, który świetnie rozumiał problemy XV-wiecznych parafian, potrafi zrozumieć nasze problemy - ludzi żyjących w epoce technicznej?

Stanisław Kazimierczyk, choć umarł w 1489 r., jest ciągle żywy i skutecznie działa w niebie. W rok po śmierci przy jego grobie Bóg dokonał 176 uzdrowień, które zostały udokumentowane. Do dzisiejszego dnia tych niezwykłych interwencji były setki tysięcy. Ludzie są uzdrawiani z wielu chorób, umacniani w realizowaniu trudnych obowiązków, podtrzymywani na duchu w ciężkich chwilach życia. Dzięki skutecznej interwencji Kazimierczyka ludzie odzyskują wiarę w Boga miłującego i są uzdrawiani ze zranień duchowych i psychicznych.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Tadeo z Filipin: na pielgrzymce łagiewnickiej zobaczyłem nadzieję Kościoła

2024-05-05 14:58

[ TEMATY ]

Łagiewniki

Jezus Miłosierny

Małgorzata Pabis

Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy…

Potrzeba miłosierdzia, aby wszelka niesprawiedliwość na świecie znalazła kres w blasku prawdy…

„Na pielgrzymce do sanktuarium Bożego Miłosierdzia zobaczyłem młodych ludzi, rodziny z dziećmi, nadzieję Kościoła” - mówi ks. Tadeo Timada, filipiński duchowny ze Zgromadzenia Synów Miłości, który uczestniczył po raz pierwszy w bielsko-żywieckiej pielgrzymce do sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Przeszła ona po raz 12. z Bielska-Białej do krakowskich Łagiewnik w dniach od 30 kwietnia do 3 maja br. Wzięło w niej udział ponad 1200 osób.

W połowie lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to papież Jan Paweł II odwiedził Filipiny, przyszły kapłan obiecał sobie, że przyjedzie do Polski. Dziś ks. Tadeo pracuje jako przełożony we wspólnocie zgromadzenia zakonnego kanosjanów w Padwie.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję