Trudno jest znaleźć definicję, kto to jest mąż stanu. Zdajemy sobie jednak sprawę, że mówiąc o kimś takim, dotykamy kogoś wielkiego. Ta jego wielkość była, czy jest widoczna na tle epoki, w której przyszło mu żyć. Tak więc mąż stanu to nie jest na pewno wytwór naszej wyobraźni, ale owoc konkretnego życia.
Kiedy to określenie odniesiemy do prymasa Stefana kard. Wyszyńskiego (1901-81), to niejako odruchowo kierujemy nasz wzrok na zewnątrz Kościoła. Tam chcemy szukać obecności Księdza Kardynała i wyławiać jego wielkość. Gdybyśmy tak chcieli potraktować jego życie, to było by to jednak wielce krzywdzące, a przede wszystkim nieprawdziwe. Postawa Księdza Prymasa miała duży wpływ na różne wydarzenia o charakterze społecznym w naszym kraju. Kiedy przyglądamy się całej posłudze Księdza Prymasa to dostrzegamy, że w jego nauczanie bardzo głęboko była wpisana katolicka nauka społeczna. Przyjmuje się, że przez 30 lat posługi prymasowskiej wygłaszał około 600 przemówień i kazań rocznie, z czego 75% dotyczyło spraw społecznych. Ta bardzo uproszczona statystyka pokazuje fundamentalną kwestię, mianowicie, że postawy Księdza Prymasa jako męża stanu, podejmującego różnorodne sprawy społeczne, nie można odrywać od jego duszpasterstwa czy szerzej, od realizowanej przez niego wizji duszpasterskiej dla Kościoła w Polsce. Gdybyśmy jednak chcieli iść takim właśnie torem myślenia, to mniej lub bardziej świadomie wchodzilibyśmy w logikę ówczesnego systemu, tzn., że rzeczywistość wiary i Kościoła powinna być zamknięta w granicach świątyń, zakrystii, plebanii, domów rodzinnych, aż w końcu tylko życia osobistego. Nie poddając się takiemu właśnie sposobowi myślenia, wielkości Księdza Prymasa chcemy poszukiwać w jego obecności w Kościele, w jego postawie jako pasterza, bo to było zasadniczo treścią jego życia, i tam znajdowało się źródło jego wielkości.
Postać prymasa Stefana Wyszyńskiego jako męża stanu można analizować z wielu perspektyw. Podstawowe kryterium w oparciu, o które dokonamy charakterystyki Prymasa Tysiąclecia w niniejszym cyklu, będą jego pobyty w granicach diecezji toruńskiej. Przed podziałem diecezjalnym w 1992 r., czyli przed powstaniem diecezji toruńskiej, były to tereny archidiecezji gnieźnieńskiej i diecezji chełmińskiej. Wydaje się, że ciekawym jest spojrzenie na to, kiedy i w jakich sytuacjach spotykamy na tym obszarze Księdza Prymasa.
Dnia 1 lutego 1949 r. Prymas przekroczył próg świątyni Apostołów św. Piotra i św. Pawła w Toruniu na Podgórzu, jako pierwszego kościoła parafialnego na terenie obejmowanej archidiecezji gnieźnieńskiej. Był wtedy w drodze na ingres. Przypomnijmy, że od kasaty klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Reformatów w 1832 r., kościół ten był siedzibą parafii prowadzonej przez księży diecezjalnych. Proboszczem, który podejmował Księdza Prymasa, był ks. Bernard Polzin, pracujący w parafii podgórskiej od 1942 r.
Ciekawe, że wydarzenie to znalazło swoje echo w „Zapiskach więziennych” Księdza Prymasa. 27 września 1953 r. zanotował on: „Przechodzę myślą całe 5 lat mej pracy na stanowisku Prymasa Polski i kierownika spraw kościelnych. Naprzód jedno a priori. Od początku byłem przygotowywany przez wszystkich na ofiarę sytuacji. Gdy wchodziłem do pierwszego kościoła parafialnego swej archidiecezji w drodze na ingres do Gniezna, w Toruniu, na Podgórzu, otrzymałem od parafian obraz przedstawiający Chrystusa Pana ze związanymi dłońmi, trzymanego za ramię przez żołnierza. Obraz ten umieściłem w Gnieźnie, w swej pracowni. Obraz ten stał się symbolem, chociaż nie był moim «programem»”.
Ksiądz Prymas uczynił powyższy zapis w klasztorze Kapucynów w Rywałdzie Królewskim, w którym przebywał od wczesnych godzin porannych od soboty 26 września. Kilka godzin wcześniej został aresztowany w swojej siedzibie przy ul. Miodowej w Warszawie. Rywałd był więc pierwszym miejscem odosobnienia Prymasa, które w sumie trwało przeszło trzy lata.
Tę krótką wizytę w Toruniu opisał także Ksiądz Prymas w prowadzonych notatkach duchowych: „Na moście toruńskim - granica archidiecezji gnieźnieńskiej. Wśród śniegu i wichru zatrzymuje nas gromada ludzi; dziatki z kwiatami. Przyjmujemy powitania toruńskich księży i ruszamy dalej. Zatrzymujemy się na Podgórzu, w parafii ks. Polzina. Tutaj już pogodnie. Sporo ludzi. Przeważa młodzież akademicka. Po raz pierwszy zobaczyłem tu «przenośne bramy powitalne». Ponieważ władze administracyjne zabroniły ustawiania bram, młodzież sporządzała je na tykach, ze zwijanymi transparentami. Wkrótce ulica zabarwiła się od tych pomysłowych bram. Wchodzimy do świątyni. Wita nas ks. proboszcz Polzin i p.o. dziekana dekanatu gniewkowskiego. Wręczają mi obraz przedstawiający Chrystusa ze skrępowanymi dłońmi. Jeśli to ma być obraz Kościoła w Ojczyźnie naszej...?
Po krótkim odpoczynku na plebanii ruszamy dalej. Droga długa, a na drodze niespodziewane przeszkody. Co kilka kilometrów spotykamy patrole milicyjne, po trzech ludzi, zazwyczaj jeden w cywilnym ubraniu”.
Powróćmy do odnotowanych w „Zapiskach więziennych” słów. Jak widać spotkanie w Toruniu na Podgórzu nabrało dla Księdza Prymasa, po kilku latach, na początku internowania, symbolicznego znaczenia. Związane ono było wyraźnie z podarowanym wizerunkiem przedstawiającym Chrystusa pojmanego i oczekującego na wyrok. To ten obraz stanął przed oczyma Księdza Prymasa w kilkadziesiąt godzin po jego aresztowaniu. Jak sam podkreślił rozważał jego symboliczne znaczenie dla swojej posługi w Kościele w Polsce. Jak przemawiający musiał być w tym czasie dla niego ten wizerunek, świadczy fakt, że nawiązał do niego w „Zapiskach więziennych” jeszcze dwa lata później. Przebywając w miejscu internowania w Prudniku Śląskim, pod datą 1 sierpnia 1955 r. napisał: „Związane ręce Chrystusa. Dostałem taki obraz, gdy po drodze na ingres do Gniezna wstąpiłem do kościoła na przedmieściu toruńskim - Podgórze. Chrystus ze związanymi dłońmi stał trzymany za prawe ramię przez żołnierza. W brewiarzu mam obrazek maleńki, przedstawiający Chrystusowe skrępowane dłonie; dostałem go w dniu konsekracji. Dziś obydwa są dla mnie aktualne! Przynoszą pociechę na myśl, że dłonie Chrystusowe są tak bardzo podobne do ludzkich dłoni... Ci, co związali Chrystusowi dłonie, chcieliby i nadal widzieć Chrystusa z dłońmi skrępowanymi. Iluż ludzi pracuje nad tym, by związać dłonie Chrystusa! Ale dziś nie mają władzy nad Bogiem. Sięgają więc po ręce tych ludzi, do których należy rozwiązywać ręce Bogu. Im więcej jest wysiłku, by związać ręce Chrystusowe, tym więcej musi być trudu kapłańskiego, by te błogosławione dłonie rozwiązywać. Chryste, pomóż mi rozwiązywać Twoje dłonie w duszach ludzkich, byś swobodnie mógł działać, byś mógł błogosławić i uzdrawiać... Ale mniej litość i nad tymi, którzy Twoje dłonie krępują. Rozwiąż ich serca, by doznały Twej miłości”.
Jak widać, Toruń pojawił się u samego początku posługi prymasowskiej. Po latach okazało się, że to chwilowe spotkanie na Podgórzu urosło do rangi symbolu i, co ciekawe, tak odczytał je sam Ksiądz Prymas. Z perspektywy tego wydarzenia wielkość Księdza Prymasa polegała m.in. na tym, że umiał odczytać trafnie „znaki czasu”, których był uczestnikiem. Prymas wchodził w urzędowanie w bardzo trudnym czasie. Oczywiście, nawet nie był w stanie przewidzieć, co jego, jak i cały Kościół w Polsce czeka. Umiał zmierzyć się jednak z wielkimi problemami i trafnie je zdiagnozować.
Pomóż w rozwoju naszego portalu