Gdy sięgamy dzisiaj do encykliki Jana Pawła II „Dives in misericordia” (Bogaty w miłosierdzie) wydanej 30 listopada 1980 r., w 3. roku pontyfikatu Jana Pawła II, odkrywamy jak prorocka była w tamtym czasie. Oto bowiem jesteśmy świadkami eskalacji napięć społecznych na świecie, i widać jasno, że świat żyje jak na wulkanie. Także Kościół znalazł się w obrębie wielu pytań, które w swoim dokumencie porusza Jan Paweł II. Zauważamy wyraźnie, że trzeba dopuścić do działania dopuścić dodatkową moc, którą jest miłosierdzie.
Możemy zapytać, jak mają postępować i żyć katolicy, by temat miłosierdzia zaistniał w ich życiu i działaniu. Otóż Pan Bóg - Ojciec Miłosierdzia - dał człowiekowi konkretny przykład swego Syna - Jezusa Chrystusa, którego winniśmy naśladować. „Idź, i ty czyń podobnie” - powiedział Pan Jezus do miłosiernego Samarytanina (Łk 10, 37). Tak jak On staje zawsze po stronie słabych i skrzywdzonych, tak i my powinniśmy czynić. Nasza postawa wobec Pana Boga znajduje zatem swój wyraz w postawie względem drugiego człowieka, szczególnie tego potrzebującego pomocy.
Problem polega na tym, że ludzie nie żyją dziś Jezusową nauką. Potrzeba bowiem do tego nie tylko chwil ciszy i refleksji, ale także cnoty pokory, trzeba uświadomienia sobie, że „co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie” (Mt 7. 12) - tzw. złota zasada postępowania. Bo - jak dopowiada Jezus w Ewangelii według św. Łukasza - „Jeśli (...) miłujecie tylko tych, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność?” (6, 32). I idzie jeszcze dalej, prosząc: „Wy (...) miłujcie waszych nieprzyjaciół (...). A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego” (6, 35).
Jak wyglądamy na tle Jezusowej nauki, z naszymi niskimi uczuciami w stosunku do naszych bliźnich - sąsiadów, znajomych, przeciwników światopoglądowych czy politycznych? Czyż nie dorastając do tych Chrystusowych zleceń, możemy marzyć o zrozumieniu wzajemnym i - co za tym idzie - pokoju?
Ale nic jeszcze nie jest przegrane - darem każdego dnia życia Pan Bóg daje nam szansę. I nie chodzi tu o jakąś wielką światową rewolucję. Zaczynajmy czynić miłosierdzie od siebie i swego najbliższego otoczenia - bo tu jest to realne - a krąg naszego oddziaływania na pewno będzie się poszerzał. Tylko weźmy na serio naukę Jezusa, a nie wtłaczane nam na siłę nauki tego świata, którymi chce zawładnąć również Szatan.
Miejmy wciąż przed oczami Jezusa Miłosiernego, a także Jego Apostołkę - św. Siostrę Faustynę i innych świętych, których Kościół wciąż stawia nam jako przykład odwagi i determinacji w niesieniu miłości oraz konsekwencji wobec życiowego wyboru.
Zaangażowanie w czynieniu miłosierdzia pomnożone przez liczbę osób je czyniących jest w stanie zbudować cywilizację miłości - antidotum na współczesne kryzysy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu