Mija 145 lat, odkąd w Kielcach obywatele spontanicznie podjęli pewną inicjatywę. W geście sprzeciwu wobec zakazu procesji religijnych i gromadzenia się przy krzyżach, od 4 listopada 1861 r. pod kaplicą zwaną „Ogrójcem”, przy katedrze, wierni codziennie gromadzili się, by śpiewać pieśni religijne. Wspólne śpiewy kończono zawsze pieśnią „Boże, coś Polskę”.
Przez lata mówiono nam, iż religia jest sprawą prywatną człowieka. Taki argument jest często dziś podnoszony. Jeśli w obronie prawa do wolności religijnej - słusznie. Ze względu na swą godność i obowiązek posłuszeństwa sumieniu, w wyborze wiary człowiek nie może być poddany żadnym naciskom. W tym sensie to zdanie jest prawdziwe.
Zarazem jednak zdarza się, iż to samo zdanie przytacza się, by uzasadnić ograniczenie lub uniemożliwienie praktykowania wiary w wymiarze społecznym, we wspólnocie. Słowa: „najlepiej modlę się sam, w swoim pokoju” i powoływanie się na ewangeliczną wskazówkę, by zamknąć się we własnej izdebce, są tego najlepszym przykładem.
W spontanicznej inicjatywie spod „Ogrójca” kryło się słuszne przeczucie - że zepchnięcie wiary do prywatności prowadzi powoli do jej wykorzenienia. Wiara wstawiona w kąt prywatnego życia zamiera, nie pozwala odkryć bogatego świata owoców, które potrafi przynieść na płaszczyźnie społecznej… A pierwsi chrześcijanie właśnie tym promieniowali, iż byli inną społecznością, iż odróżniali się od otoczenia i potrafili swoją wiarą je zarażać i przemieniać. Nie uciekli w prywatność. W tej dziedzinie prywatność oznacza zaprowadzenie wiary na cmentarze, które tak często w tych dniach odwiedzamy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu