Reklama

Leśne kapliczki

Matka Boża Leśna z Komańczy

Niedziela przemyska 16/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W bieszczadzkim lesie, nieopodal stacji kolejowej Komańcza-Letnisko, wśród jodłowego starodrzewu, stoi figura Matki Bożej. Nikt dziś nie pamięta, kiedy została postawiona. Najprawdopodobniej były to lata 20. ubiegłego stulecia. Krążące wśród ludzi opowieści mówią o drwalu z dalekiej Huculszczyzny, który ścinał tu drzewa, nocując w skleconym z jodłowych gałęzi szałasie. Podobno pewnej nocy przyśniła mu się Matka Boża i anioły, schodzące ku niemu po drabinie i wstępujące do nieba - jak w starotestamentowym śnie u Patriarchy Jakuba (Rodz. 28,12-13). „Pani w bieli”, zbliżając się do jego ogniska, kazała mu pozostawić ślad tego wydarzenia. Drwal zbudował w tym miejscu kapliczkę z małą figurką Matki Bożej. Zapewne stała ona już w tym miejscu w latach 1927-1931, gdy budowany był klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy. W tym czasie istniało tu również sanatorium dla pracowników umysłowych lwowskiej DOKP. Zdarzyło się, że jeden z jego kuracjuszy podczas spaceru po lesie został ukąszony przez żmiję. Najbliższy lekarz był wówczas dopiero w Sanoku, więc pechowiec mógł swoje zdrowie polecić jedynie Bożej opiece. Jego modlitwy przy leśnej kapliczce zostały wysłuchane, opuchlizna wkrótce zeszła i kuracjusz przeżył ukąszenie. I być może to on ufundował większą figurkę w miejsce niewielkiej „Białej Pani”.
Przez lata była ona celem leśnych spacerów dla przyjeżdżających tu na wypoczynek ludzi. Aż wreszcie przyszła wojna, w pobliskim klasztorze rozpanoszyli się Niemcy, lokując tu swój sztab i jednostkę zajmującą się przechwytywaniem kurierów idących na drugą stronę Karpat. Siostry Nazaretanki mieszkały stłoczone w jednym skrzydle klasztoru, zaś większość parteru i piętra zajmowali okupanci. Początkiem lat czterdziestych, w sylwestrowy wieczór, w ich ręce wpadł oficer Armii Krajowej zmierzający na Węgry. O wydarzeniach z tym faktem związanych pięknie opowiadają Siostry Nazaretanki: Niemcy chcieli wpierw jeńca natychmiast rozstrzelać, jeszcze przed Nowym Rokiem, ale wstawiła się za nim s. Bernadetta. Świetnie mówiła ona po niemiecku i umiała leczyć ziołami, co dla okupantów miało tu duże znaczenie. Gdy prowadzili skatowanego więźnia przez dziedziniec, siostra szła akurat z miską jedzenia dla psa. Widząc głód w oczach mężczyzny skutego w kajdany, poprosiła, żeby pozwolono go nakarmić. „Niech umrze najedzony” - zdecydowali w końcu oprawcy. Siostry dały mu obfitą wieczerzę, więzień zjadł jedną miskę, potem drugą - na pewno najadł się do syta. Na noc zamknęli go skutego łańcuchami w jednej z klasztornych cel, sami rozpoczęli huczne świętowanie nadchodzącego Nowego Roku. Siostry w tym czasie były w kaplicy i jak zawsze w tę noc modliły się. W końcu pijani żołnierze ułożyli się spać a po jakimś czasie do kaplicy doszedł delikatny dźwięk podzwaniającego żelaza; wyraźny brzęk łańcuchów krępujących nogi i ręce akowca. Potem drzwi wyjściowe lekko skrzypnęły i zapadła cisza. Siostry zatopiły się w modlitwie...
Nazajutrz Niemcy stwierdzili ucieczkę jeńca i rozpoczęli pościg; psy tropiące, po przejściu około kilometra, doprowadziły ich do figury Matki Bożej Leśnej, dokąd doczołgał się skrępowany uciekinier i... zgubiły ślad. Mimo całotygodniowej obławy i poszukiwań, jeńca już nie schwytano. Dopiero po jakimś czasie do klasztoru dotarła wysłana z Węgier kartka pocztowa o treści: „Jestem, żyję, dziękuję siostrom za wieczerzę”. Być może to właśnie ten człowiek wrócił później do Komańczy i w tajemnicy przed ludźmi zbudował kamienny cokół dla figury Matki Bożej Leśnej, jako wyraz wdzięczności za uratowanie go od prześladowców.
Tymczasem skończyła się wojna, ale tutaj długo jeszcze trwały walki z oddziałami UPA. Trzykrotnie banderowcy z płonącymi żagwiami podchodzili pod klasztor, by go podpalić. Kazali siostrom wyprowadzać się z budynku, te jednak stanowczo odmawiały. Podczas jednego z najść s. Bernadetta, rozpoznawszy w napastnikach miejscowych ludzi, spytała: „Za co chcecie nas spalić, za to, że wam pomagałyśmy, że leczyłam wasze dzieci?”. Banderowcy tym razem znów odeszli - klasztor ocalał, spalono jednak sanatorium kolejowe i kilka okolicznych willi.
Zakończeniu walk z UPA towarzyszyła tragedia ludności cywilnej, wysiedlonej z tych terenów. Bieszczady wyludniły się, ale Matka Boża Leśna wciąż stała na swym cokole w lesie. W roku 1955 zaczął ją odwiedzać niecodzienny gość. Był nim Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński, internowany w miejscowym klasztorze przez władzę komunistyczną. Zakres swobody, w tym prawo do spacerów po okolicy, wyznaczała mu właśnie leśna kapliczka z Matką Bożą. Do niej też przyszedł ze swoim ojcem, któremu pozwolono odwiedzić syna w 10-lecie otrzymania przez niego sakry biskupiej.
Wielu ludzi od tej pory chodziło błotnistą dróżką do figurki, stojącej w tzw. „lesie kolejowym”. W 2005 r., przed obchodami 50. rocznicy przywiezienia Prymasa Wyszyńskiego do Komańczy, miejscowi leśnicy odwodnili i wyżwirowali dróżkę, przygotowali drewniane stopnie ułatwiające podejście, samą figurę odnowiono. Dróżkę do figury Matki Bożej Leśnej (część wstępującą od strony PTTK) robili leśnicy z Nadleśnictwa Komańcza, natomiast zstępującą od niej ku wiaduktowi - Federacja Związku PKP. Podczas głównych uroczystości odbyła się procesja przez las do kapliczki. Dziś ścieżkę tę nazwano Dróżką Matki Bożej Leśnej. Często można na niej spotkać przyjezdnych i miejscowych spacerujących w modlitewnym skupieniu.
W tym roku przypada 50. rocznica powstania tekstu Ślubów Jasnogórskich. Siostry Nazaretanki planują w dniu 16 maja (wtorek) uroczystości z tej okazji. Jednym z ich punktów będzie mini-pielgrzymka do kapliczki Matki Bożej Leśnej.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadomość, że Jezus mnie zna, jest pocieszająca

2024-04-15 14:16

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii J 10, 11-16.

Środa, 8 maja. Uroczystość św. Stanisława, biskupa i męczennika, Głównego Patrona Polski

CZYTAJ DALEJ

Twórca pierwszej reguły

Niedziela Ogólnopolska 19/2023, str. 20

[ TEMATY ]

Św. Pachomiusz Starszy

commons.wikimedia.org

Św. Pachomiusz Starszy

Św. Pachomiusz Starszy

Ojciec Pustyni, ojciec monastycyzmu.

Urodził się w Esneh, w Górnym Egipcie. Jego rodzice byli poganami. Kiedy miał 20 lat, został wzięty do wojska i musiał służyć w legionach rzymskich w pobliżu Teb. Z biegiem czasu zapoznał się jednak z nauką Chrystusa. Modlił się też do Boga chrześcijan, by go uwolnił od okrutnej służby. Po zwolnieniu ze służby wojskowej przyjął chrzest. Udał się na pustynię, gdzie podjął życie w surowej ascezie u św. Polemona. Potem w miejscowości Tabenna prowadził samotne życie, jednak zaczęli przyłączać się do niego uczniowie. Tak oto powstał duży klasztor. W następnych latach Pachomiusz założył jeszcze osiem podobnych monasterów. Po pewnym czasie zarząd nad klasztorem powierzył swojemu uczniowi św. Teodorowi, a sam przeniósł się do Phboou, skąd zarządzał wszystkimi klasztorami-eremami. Pachomiusz napisał pierwszą regułę zakonną, którą wprowadził zasady życia w klasztorach. Zobowiązywał mnichów do prowadzenia życia wspólnotowego i wykonywania prac ręcznych związanych z utrzymaniem zakonu. Każdy mnich mieszkał w oddzielnym szałasie, a zbierano się wspólnie jedynie na posiłek i pacierze. Reguła ta wywarła istotny wpływ na reguły zakonne w Europie, m.in. na regułę św. Benedykta. Regułę Pachomiusza św. Hieronim w 402 r. przełożył na język łaciński (Pachomiana latina). Koptyjski oryginał zachował się jedynie we fragmentach.

CZYTAJ DALEJ

37 lat temu w Lesie Kabackim rozbił się samolot Ił-62M „Tadeusz Kościuszko”

2024-05-09 07:29

[ TEMATY ]

lotnictwo

samolot

pl.wikipedia.org

Ił-62 w starych barwach PLL LOT (1978)

Ił-62 w starych barwach PLL LOT (1978)

37 lat temu, 9 maja 1987 r., w warszawskim Lesie Kabackim doszło do największej katastrofy w dziejach polskiego lotnictwa cywilnego. Zginęły 183 osoby - wszystkie, które znajdowały się na pokładzie. Katastrofa ponownie obnażyła dramatyczny stan bezpieczeństwa lotnictwa w krajach komunistycznych.

W drugiej połowie lat pięćdziesiątych po obu stronach żelaznej kurtyny trwały prace nad rozwojem samolotów odrzutowych dalekiego zasięgu. Jedną z pierwszych konstrukcji tego typu był sowiecki Iljuszyn Ił-62. Przeznaczony dla maksymalnie 195 pasażerów odrzutowiec został wprowadzony do służby w liniach Aerofłot w 1967 r. Wykorzystywano go do lotów transkontynentalnych oraz krajowych na najdalszych trasach, m.in. z Moskwy do Chabarowska i Władywostoku. W kolejnych latach wprowadzono zmodernizowaną wersję „M” z cichszymi silnikami. Iły i podobne do nich brytyjskie Vickersy VC10 (struktury były na tyle zbliżone, że podejrzewano Sowietów o kradzież technologii) charakteryzowały się wyjątkową konstrukcją. Obie maszyny posiadały aż cztery silniki na ogonie. W przypadku dużej awarii, np. pożaru jednego z silników, wszystkie pozostałe były narażone na szybkie zniszczenie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję