Ciekawe, czy kierowniczka Galerii Sztuki Współczesnej w Łomży zdawała sobie sprawę, że urządziła wystawę w jakiejś mierze świąteczną. Nie tak dawno narzekała, że choć na Boże Narodzenie sprowadziła jak najbardziej tematyczną ekspozycję ludowego malarstwa na szkle, łomżan nie za wiele to obeszło. Zarzuciła więc podobne pomysły. Czyżby?
Malarstwo na jedwabiu, które możemy w Łomży oglądać do 10 kwietnia, tylko pozornie jest trudne do zaszeregowania. Część prac Stanisława Trzeszczkowskiego, niczym obrazy, zostało oprawionych w szkło, natomiast pozostałe jedwabie zwieszają się z sufitu jak przyzwoite tkaniny. Niemniej i one nie mogą być postrzegane li tylko jako dekoracyjne uzupełnienie wnętrza. Uroku im odmówić nie sposób, ale nie to jest istotą tej twórczości.
Już na początku swojej drogi artystycznej Stanisław Trzeszczkowski określił się bardzo wyraźnie po stronie głębi twórczej wypowiedzi. Po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie miał się wyrazić: „Moje zainteresowania skupiają się na problemach etyczno-moralnych człowieka”. Gdy po latach, już jako profesor na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, wspominał „patetycznie brzmiącą deklarację” przecież się od niej nie odżegnał. Przeglądając obfity zestaw dokonań, w postaci wystaw indywidualnych i zbiorowych, widać, że deklaracja nie wywietrzała wraz z naiwną z zasady młodością. Konsekwentnie ją realizował, mimo nieznacznie zmieniających się środków wyrazu, najpierw w grafice, potem gobelinie, w końcu na jedwabiu. Pomijając liczne, aż 43 ekspozycje o technicznym niejako tytule: Malarstwo na jedwabiu inne prezentacje są tematycznie określone. Portret człowieka, Polski stół, a nawet Pater Noster, Dekalog, Sacrum w sztuce, Stary i Nowy Testament w sztuce współczesnej, aż nadto dowodzą pozadekoracyjnych zainteresowań artysty.
To chyba jest najbardziej zaskakujące na łomżyńskiej wystawie: poszukiwanie głębi tak sztuki, jak i człowieka, mimo w gruncie rzeczy abstrakcyjnych środków wyrazu. Odnosi się wrażenie przebywania w nieomal mistycznej atmosferze, zwłaszcza w sali, gdzie olbrzymie, a jednocześnie zwiewne i delikatne, tkaniny przy byle podmuchu zaczynają drgać. Kolory na takiej materii wywołują zupełnie inne wrażenie, niż to, do którego się przyzwyczailiśmy. Jedwab nadaje im niespotykaną przejrzystość, charakterystyczny połysk oraz pewną delikatność, porównywalną może jedynie z akwarelą. Autor wyraźnie korzysta z wypracowanej na Dalekim Wschodzie techniki batiku, która plamie barwnej nadaje wyjątkową jednoznaczność. Takiej plamy nie da się już poprawić - określona w kształcie i miejscu pozostanie na zawsze. Malarz pracujący w innych technikach z reguły może dokonać korekty, tutaj jest to niemożliwe.
Ale nie tylko technika nadaje wystawie aurę mistycyzmu, formie jak najbardziej odpowiada tematyka prac. Ich „religijność” nie jest jednak tak jednoznaczna jak wyżej cytowane tytuły wystaw. Tkaniny w bardziej ogólnym sensie odzwierciedlają tęsknoty ludzkiej duszy. Sacrum jest w nich mniej nazwane, a bardziej kojarzone, symbolizowane. Domyślamy się jedynie, że do „Złotych wrót” jest zaproszony każdy homo religiosus, ale nim to się stanie na swojej „Czarnej drodze” nie uniknie „Destrukcji”, nie ominie go „Lawa” ani „Wulkan” i dopiero wtedy ma szansę odnaleźć swoje „Przejście”. A czyż to nie jest droga krzyżowa, która kończy się zmartwychwstaniem? To prawda, że Chrystus zmartwychwstał tylko według chrześcijan. Ale czy nie jest ono powołaniem każdego? I czy nie każdy, mniej lub bardziej świadomie, tego nie pragnie dla siebie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu