Agnieszka W. Łaszewicz
Kiedy przed opuszczeniem domu Aulusów Winicjusz usiłował
rozmówić się z Ligią, zaintrygowało go to, co dziewczyna nakreśliła
trzciną na piasku. Był to znak ryby, którego znaczenia on, wówczas
jeszcze poganin, nie umiał odczytać. Nawet Petroniusz, erudyta i
baczny obserwator ówczesnego życia, nie potrafił wytłumaczyć siostrzeńcowi
znaczenia symbolu, którego wielkiej wagi nawet nie przeczuwał i dlatego
całe zajście zbanalizował. Młody wojownik nie zdawał sobie również
sprawy z tego, że wpadając w sidła miłości ziemskiej, dostaje się
w sieć jeszcze jednego uczucia (zupełnie nowego w zepsutym i chylącym
się ku upadkowi Rzymie), niesionego przez nową wiarę - chrześcijańską.
Greckie słowo ichthys oznacza rybę, utożsamianą, zwłaszcza
przez pierwszych chrześcijan, z Chrystusem. Skąd takie zestawienie?
W Nowym Testamencie Zbawiciel wykreowany został na "rybaka ludzi",
często przedstawianego na łodzi lub głoszącego nauki nad brzegiem
wody. Sam też niejednokrotnie, zwracając się do swych uczniów, operował
wymowną metaforyką: "Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi" (
por. Mt 4,19; Mk 1,17), "Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił" (
do Szymona Piotra, rybaka z zawodu; por. Łk 5, 10). Toteż po Jego
śmierci również apostołowie (w Quo vadis Piotr i Paweł z Tarsu) stali
się Chrystusowymi rybakami, a neofici - rybami. W popularnej pieśni
śpiewamy: "Pan kiedyś stanął nad brzegiem. Szukał ludzi gotowych
pójść za Nim, by łowić serca słów Bożych prawdą". I dalej: "Swoją
barkę pozostawiam na brzegu, razem z Tobą nowy zacznę dziś łów".
Dodać należy, iż jest to jedna z ulubionych pieśni Jana Pawła II,
następcy Piotrowego, i jest jak najbardziej adekwatną ilustracją
jego misji.
Ryba to również symbol eucharystyczny. Do IX w. był wykorzystywany,
podobnie jak chleb i kielich wina, przez ikonografię. Cudownie rozmnożonym
chlebem i rybami nakarmił Chrystus zgromadzony na pustyni wielotysięczny
tłum, co stało się projekcją Komunii św.
Symbol z szacunkiem przyjęty przez pierwszych chrześcijan
stał się ich znakiem rozpoznawczym. Prosty i niewinny, potrzebny
był wyznawcom wiary postrzeganej w politeistycznym, zdemoralizowanym
i będącym na skraju duchowego upadku Cesarstwie Rzymskim jako znak
rozpoznawczy niebezpiecznej "sekty". Ale dla ludzi, którzy go znali,
był kluczem do zdobycia ich ufności, dawał poczucie przynależności
do wspólnoty. Pretorianin potajemnie wyznający wiarę w Chrystusa,
zbliżywszy się do Winicjusza, bezowocnie próbującego dostać się do
więzienia, w którym przetrzymywana była Ligia, "pochylił się i w
mgnieniu oka nakreślił na kamiennej płycie swym długim galijskim
mieczem kształt ryby". Obiecał drobną pomoc, ale miał świadomość,
że i on może się wkrótce znaleźć po drugiej stronie murów. "Ten żołnierz
chrześcijanin byt dla niego [Winicjusza] jakby nowym świadectwem
potęgi Chrystusa".
Symbolem potęgi stał się dla wierzących również krzyż,
przez innych postrzegany jako miejsce śmierci haniebnej. Jednak wielu
skazanych przez Nerona na zagładę w rzymskim amfiteatrze wręcz marzyło
o śmierci na krzyżu, przedkładając ją nad umieranie na arenie w walce
ze współwyznawcami lub w paszczach dzikich zwierząt, gdyż ta, choć
powolniejsza i wstydliwa, była powtórzeniem śmierci Zbawiciela.
Sam znak krzyża łagodził ból, niwelował strach. Stał
się znakiem błogosławieństwa, symbolem zbawienia i atrybutem świętych
i męczenników. Szykujący się na śmierć fossor wyjawia Markowi swą
ostatnią prośbę: "Chciałbym na niego [Piotra Apostoła] patrzeć w
chwili śmierci i widzieć znak krzyża, bo wówczas łatwiej mi będzie
umrzeć, więc jeśli wiesz, panie, gdzie on jest, to mi powiedz". Znak
odpędzał zło, chronił, wyrażał oddanie się pod Bożą opiekę. Z takim
też gestem rzucili się na ziemię zgromadzeni na Ostrianum wierni,
których prześladowania rozpoczął Neron po podpaleniu miasta, oskarżając
o to niewinnych.
Dzisiaj gest przeżegnania się ma przede wszystkim charakter
publicznego wyznania wiary i niejako zastępuje symbol ryby, który
funkcjonował w wymiarze niemal konspiracyjnym. Zaś zwyczaj leżenia
krzyżem utrwalił się w ceremonii święceń kapłańskich i celebrze Wielkiego
Piątku. Warto dodać, że chrześcijanie posługiwali się i posługują
ponad czternastoma formami tego znaku.
W spopularyzowanej przez film J. Kawalerowicza powieści
naszego noblisty w myślach i na ustach wyznawców pojawia się imię
Baranka, czyli Zbawiciela, który został złożony w ofierze przebłagalnej
za grzechy ludzkości. Jest to paralela ofiary krwi pierwszych chrześcijan,
którzy zadziwili tłumy gapiów pokorą w przyjmowaniu śmierci. Mieli
przekonanie, że giną na ołtarzu Rzymu - miasta zła, aby to zło i
okrucieństwo zwyciężyć Bożą miłością. Dlatego niemal godzili się
na przelanie swej krwi, co rozumieli jako dopełnienie ofiary, powtórzenie
przymierza z Bogiem.
Wizji ofiary pierwszych męczenników towarzyszą lwy, które,
wygłodniałe, wypuszczono wraz z innymi dzikimi zwierzętami na wyznawców
Chrystusa, robiąc sobie z tego krwawe widowisko. Jakiż w tym jednak
tkwi paradoks! Lew był w pierwszych wiekach naszej ery wyobrażeniem
szatana, ale tradycja biblijna nakazywała w nim widzieć symbol Chrystusa!
Cóż, jako znak heraldyczny, kojarzony z pojęciem mocy i zwycięstwa,
w przenośny sposób ściśle wiąże się z epoką prześladowań i zamyka
w sobie ich sens.
H. Sienkiewicz tak zakończył swą powieść: "I tak minął
Nero, jak mija wicher, burza, pożar, wojna lub mór, a bazylika Piotra
panuje dotąd z wyżyn watykańskich miastu i światu.
Wedle zaś dawnej bramy Kapeńskiej wznosi się dzisiaj
maleńka kapliczka z zatartym nieco napisem: ´Quo vadis, Domine?´"
. W tym właśnie miejscu miał rybak - apostoł zadać Panu pytanie o
drogę. A Pan skierował go na powrót do Wiecznego Miasta. Tytuł i
zakończenie dzieła tworzą klamrę kompozycyjną - swoistą, bo metaforycznie
określającą sens ludzkiego bytowania, a właściwie ludzkiej wędrówki,
która powinna być nieustannym podążaniem ku Bogu i za Nim.
Pomóż w rozwoju naszego portalu