Reklama
1. W pierwszym rozdziale Ewangelii Łukasza znajdują się opisy zwiastowania dwu narodzin: Jana Chrzciciela i Jezusa Chrystusa. W pierwszym opisie słowa zwiastowania są skierowane do Zachariasza,
przyszłego ojca Jana, w drugim anioł Gabriel zwraca się do Maryi, mającej być Matką Syna człowieczego. Na pierwszy rzut oka reakcje zarówno Zachariasza jak i Maryi na słowa anioła były podobne. Zachariasz
powiedział: „Po czym że to poznam? Ja jestem już przecież stary a moja żona także podeszła w latach?” (Łk 1, 18). Maryja też zapytała: „Jakże się to stanie? Przecież ja nie znam
męża?” (Łk 1, 34).
Okazuje się jednak, że poza tymi pozornie podobnymi pytaniami kryły się całkiem odmienne postawy ducha. O Zachariaszu sam anioł mówi: „Nie uwierzyłeś słowom, które się wypełnią we właściwym
czasie” (Łk 1, 20); o reakcji Maryi na słowa anielskiego zwiastowania tak mówi Elżbieta: „Błogosławiona jesteś za to, żeś uwierzyła w spełnienie się wszystkiego, co Pan ci powiedział”
(Łk 1, 45).
Te dwie, różne, postawy pociągnęły też za sobą całkiem różne, wyznaczone przez Boga konsekwencje. Zachariasz usłyszał, że stanie się niemową aż do dnia, w którym spełnią się słowa anioła (Łk 1,
20), Maryja zaś, nawiązując do faktu zwiastowania, sama powie: „Oto teraz będą mnie nazywać błogosławioną wszystkie narody” (Łk 1, 48).
Rodzi się mimo woli pytanie: komu łatwiej było uwierzyć w możliwość spełnienia się zapowiedzi anioła: Zachariaszowi czy Maryi? Wydaje się, że Zachariaszowi, bo choć i on sam i Elżbieta byli już w
podeszłym wieku, to przecież chodziło ostatecznie o naturalne narodziny człowieka. Maryja zaś miała uwierzyć w to, że stanie się Matką, choć anioł przyznał, że nie będzie musiała „znać męża”.
A jednak stało się inaczej: Maryja uwierzyła, Zachariasz nie. Dlaczego?
Reklama
2. Aby odpowiedzieć na to pytanie należy przypomnieć elementy nauki Kościoła o każdym akcie wiary. Otóż na akt taki składa się działanie łaski Bożej oraz woli człowieka. Kościół naucza, że Bóg
nikomu nie odmawia łaski wiary. Niewiara jest zawsze zawiniona przez człowieka; jest niedostatkiem ze strony jego chcenia. Ten defekt może posiadać swoje różne uwarunkowania usprawiedliwiające przynajmniej
po części niewiarstwo jednostki. Zdarzało się przecież, nawet w naszej polskiej i nie tak bardzo odległej przeszłości, że w jakiejś rodzinie sami rodzice żyli jakby z dala od Boga, bez żadnych religijnych
praktyk i swoje dzieci wychowywali w atmosferze całkowitego abstrahowania od Boga i Kościoła. W szkole przez wiele lat nauczania religii nie było. Od kolegów też nie można było dowiedzieć się wiele o
Bogu. Wszystko to stanowi jakieś usprawiedliwienie, przynajmniej dla młodocianych niewierzących. Ale z czasem przychodzą lata pełnej dojrzałości i brania na siebie pełnej odpowiedzialności za stosunek
także do Boga.
Pozostając jeszcze przez chwilę przy strukturze aktu wiary warto przypomnieć słowa Jezusa o tych, którzy „uwierzyli, choć nie widzieli” (J 20, 29). Tacy zasługują na specjalne błogosławieństwo.
Wynika z tych słów, że uwierzyć to znaczy uznać coś za prawdę nie na podstawie własnego oglądu, lecz dzięki powadze Boga przekazującego nam jakąś prawdę do przyjęcia. „Człowiek żyjący wiarą powinien
dochodzić do niewidzialnej chwały Jezusa bez potrzeby uciekania się do widzialnych znaków objawiających ową chwałę (J 2, 11 n; 4, 48; 20, 29); człowiek wierzący jest powołany do tego, by dawał wyraz
swojej wierze w poznaniu (J 6, 69; 8, 28) i w kontemplacji (J 1, 14; 11, 40) tego, co niewidzialne” (Słownik teologii biblijnej, 1033).
Pomóż w rozwoju naszego portalu
3. Jeśli, jak to już zostało przypomniane, Pan Bóg nikomu nie odmawia łaski wiary, to dlaczego tylu ludzi nie chce z tej łaski skorzystać? Dlaczego ludzie decydują się na życie bez Boga? Racji
zdaje się być wiele. Oto niektóre z nich.
Bo bez wiary żyje się wygodniej, przynajmniej w przekonaniu niektórych ludzi: nic nie jest zakazane, do niczego w sumieniu nie jest się zobowiązanym. Pewien dość znany redaktor chełpi się tym publicznie
od czasu do czasu. Wytyka przy tym swoim wierzącym kolegom po fachu ich moralne potknięcia, przypominając, że jako wierzący nie mogą sobie na coś takiego pozwalać. Jemu wolno, bo w nic nie wierzy. Przy
takiej filozofii życia wszystko sprowadza się do tego, żeby nie popaść w jakąś kolizję z prawem państwowym albo krótko mówiąc: żeby nie dać się złapać.
Bywa też i tak, że ktoś od dziecka wierzący staje się po jakimś czasie niewierzącym. Ma to miejsce głównie wtedy, kiedy człowiek uwikła się w różne nieprawidłowości moralne i nie jest w stanie albo
nie próbuje nawet wydostać się z nich. Tak na przykład wszedł ktoś w niesakramentalny związek małżeński, przez co wykluczył się od pełnego udziału w życiu sakramentalnym; mogą dojść do tego jakieś nieuczciwości
w wykonywaniu obowiązków zawodowych, itp. Wtedy do takiego braku zasad moralnych dorabia się dogmatykę bez wiary w Boga. Wszystko wydaje się wówczas być bardziej logiczne i konsekwentne. Nic bardziej
błędnego.
Człowiekowi nigdy nie było łatwo zdobywać się na autentyczne akty wiary. Jezus Chrystus statystycznie chyba najczęściej miał za złe Apostołom to, że niedowierzali, że byli małej wiary. Apostoł Paweł
szczerze ubolewał nad tymi, którzy nie mieli ani wiary ani nadziei (1 Tes 4, 12). Uczniom Jezusa najtrudniej było uwierzyć w obecność ciała Jezusa pod eucharystycznymi postaciami oraz w rzeczywistość
Jego zmartwychwstania. Jakby wychodząc naprzeciw niedomaganiom ludzkiej wiary pierwszej sprawie poświęca Jezus wyjątkowo długą Mowę eucharystyczną (J 6, 22-71), zaś po to, żeby uwierzyli w Jego zmartwychwstanie,
ukazywał się, zasiadał do wspólnego stołu i nawet pozwalał dotykać ran na swoich rękach i w boku. Apostołowie zresztą już wcześniej zrozumieli, że o własnych siłach nie będą w stanie uwierzyć. Dlatego
mówili: „Panie, spraw, żeby nasza wiara była większa” (Łk 17, 5).
4. Życie człowieka, który „uwolnił się” od wiary i zasad moralnych wcale nie jest pozbawione stresów i niepokoju. Sama niewiara staje się z czasem ciężarem i jakby narzędziem kary Bożej.
O sytuacjach tego rodzaju mówi zresztą także Pismo Święte. Czytamy na przykład w Księdze Mądrości: „Dlatego też tym, co wiedli życie nieroztropne i niesprawiedliwe, zadałeś cierpienia przez to,
co czcią otaczali… To bowiem, przez co cierpiąc unosili się gniewem, i to, co jak bóstwa czcili, to właśnie stało się narzędziem ich kary” (12, 23. 27). Podobnie wypowiada się Apostoł Paweł:
„Podając się za mądrych stali się głupimi… Dlatego wydał ich Bóg poprzez żądze ich serc na łup nieczystości, aby sami zhańbili własne ciała” (Rz 1, 22. 24). Jezus sam też przestrzega:
„Kto wierzy w Niego, nie będzie potępiony, a kto nie wierzy, już został potępiony za to, że nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 18).
Mając na uwadze zarówno tego rodzaju przestrogi jak i wspomniany już zwyczaj codziennego obywania się bez wiary, a może i z powodu innych racji dochodzi czasem do nawrócenia, czyli do innego sposobu
reagowania na łaskę wiary. Niekiedy powodem bezpośrednim jest jakieś szczególnie przykre doświadczenie życiowe, jak na przykład ciężka, po ludzku nieuleczalna choroba. Ale sam proces nawrócenia jest,
prócz dobrej woli człowieka, sprawą także łaski Bożej. Biografie takich świętych jak Paweł, Augustyn, Franciszek z Asyżu czy Ignacy Loyola najwyraźniej o tym świadczą. Rozliczne jeszcze tu na ziemi są
następstwa takiego stanu rzeczy. Nawet lekarze ateiści przyznają, że wierzący inaczej znoszą cierpienia a niekiedy właśnie wiara w Boga przyczynia się do bardziej pomyślnego przebiegu samego procesu leczenia.
Wszyscy ci, którzy przeżyli udręki ostatniej wojny, zarówno w obozach niemieckich, jak i w sowieckich łagrach, jednozgodnie stwierdzają, że wierzącym łatwiej było znosić koszmar obozowego życia.
Przyznać też trzeba, że są ludzie, którzy szukają Boga i utraconej albo jeszcze nigdy nieposiadanej wiary. Są też autentycznie otwarci na rady tych, którzy wierzą i nawet zabiegają o ich pomoc. Ci
ostatni zaś różnie się zachowują. I tak na przykład jedni zwracają uwagę na to, że wśród prawdziwie uczonych, zwłaszcza wśród wysoko wyspecjalizowanych fizyków, znaczny procent stanowią wierzący. Inni
namawiają do pójścia za radą wielkiego filozofa Pascala: Namawiają do udziału w praktykach religijnych mimo nie pełnego jeszcze rozumienia ich sensu. Jeszcze inni apelują do zdrowego rozsądku i do wrodzonego
zmysłu kalkulacji, podpowiadając, że opłaca się wierzyć, bo ograniczenia, które nakładają za tego życia zasady wiary okażą się znikome w porównaniu z tym, co uzyska się po śmierci. Naprawdę opłaca się
ryzyko wiary. Zresztą w samoograniczaniu się też można znaleźć upodobanie. Przyjdzie kiedyś czas, że wiara okaże się zbyteczną, bo będziemy oglądać Boga twarzą w twarz (1 Kor 13, 12). Ale na to trzeba
sobie zasłużyć poprzez życie wiarą (1 Kor 13, 12).