W dniach 16-17 czerwca br. odbyła się III Piesza Diecezjalna
Pielgrzymka Trzeźwościowa z Kowar do sanktuarium Matki Bożej Łaskawej
w Krzeszowie. Jak w poprzednich latach opiekunami i przewodnikami
tej pielgrzymki byli: ks. Kazimierz Piwowarczyk, ks. Bronisław Piśnicki,
ks. Andrzej Walerowski i ks. Jan Nowak. Jesteśmy wdzięczni Kurii
Legnickiej i Caritas naszej diecezji, z jej dyrektorem, ks. Józefem
Lisowskim, za pomoc w zorganizowaniu tej pielgrzymki. Jako wspólnota
pielgrzymkowa jesteśmy wdzięczni za gościnność Stanisławowi Trzpisowi,
gospodarzowi Schroniska w Jarkowicach, dyrekcji Szkoły nr l oraz
gminie w Lubawce, a także wielkie Bóg zapłać proboszczowi ks. Józefowi
Czekańskiemu z Lubawki za otwarte serce dla nas, pielgrzymów. Dziękujemy
wszystkim służbom porządkowym w naszym bezpiecznym i owocnym wędrowaniu,
a także Państwu Bilskim z Kowar za trzykrotne już użyczenie samochodu
do przewożenia bagaży.
Rozesłani z pielgrzymkowym błogosławieństwem w kościele
pw. Imienia Najświętszej Maryi Panny w Kowarach, ruszyliśmy w drogę
obfitującą w modlitwę, spowiedzi, śpiewy, rozmowy, konferencje. Od
początku naszej drogi zaczęło się dziękowanie Bogu za to, co w nas,
wokół nas, za czas przeszły i za życie "tu i teraz", a także za to,
co przed nami.
W pierwszym dniu drogi odbyły się dwie konferencje, jedna
w słońcu, druga, niestety, w deszczu. Tą "słoneczną" głosił ks. Kazimierz.
Tematem była potęga miłości Bożej. Słuchaliśmy i chłonęliśmy słowa
o miłości miłosiernej, przebaczającej, o miłości mądrej. Szukaliśmy
swojego miejsca w tej miłości i zastanawialiśmy się, jaka jest nasza
miłość wobec Boga i tych, których kochamy.
Moja pielgrzymka to rozmyślanie o relacjach między ludźmi,
o przyjaźniach. Przyjaźń to trudne słowo. Od przyjaźni się wymaga
- inaczej ona zniewoli. Całe życie uczę się spotkań z ludźmi. Ktoś
kiedyś powiedział piękne słowa: "Prawdziwe spotkanie ma miejsce wtedy,
gdy człowiek wychodzi z niego przemieniony". Spotkanie z Jezusem
właśnie to znaczy. Między ludźmi jest to trudniejsze - potrzebujemy
klimatu, zaplecza, panoramy. Często zawężamy spotkanie tylko do rozmowy,
a rozmowę do intelektualnych dociekań i cały czas staramy się kontrolować,
żeby nie zabrakło tematu. A przecież tak cudownie jest być razem,
milczeć nawet, bez strachu, w wolności, w miłości... Tego się trzeba
uczyć, bo to jest proces długi, jak życie długie. Ważny jest człowiek
obok, brat w doświadczeniu, ten, który idzie dźwigając na sobie ciężar
swojego losu, plecak pełen obietnic życia w trzeźwości i ten poraniony
w alkoholowej rodzinie.
Wszyscy jesteśmy głodni miłości, a każdy z nas doświadcza
jej inaczej, jest pod różnymi postaciami, według wyobrażeń każdego
człowieka, według jego potrzeb. Nie każdemu wystarcza piękno świata,
ciepłe słońce, kwiaty stojące na baczność przy drodze pielgrzymkowej,
ptaki spoglądające z góry. Czasem potrzebujemy zabiegania wokół naszej
osoby - to takie pragnienie bycia choć przez chwilę kimś ważnym,
aby poczuć się lepiej. I tu w nasze myślenie wszedł ks. Andrzej ze
swoją konferencją, której słuchaliśmy oczyszczani milczącymi kroplami
deszczu. Trudno było o uśmiech - bo pod górkę i rzęsisty deszcz,
a słowa namawiały do zatrzymania się na uśmiechu Mona Lizy z obrazu
Leonarda da Vinci z zachętą, aby popatrzeć na siebie jej zagadkowym,
trochę kpiącym uśmiechem na nasze popisywanie się przed innymi naszą
ważnością, chęcią "pierworództwa". Mona Liza swoim uśmiechem mówi: "
Zauważ, że nie jesteś pępkiem świata, bądź dzieckiem samego Boga.
Czy umiesz być tak pokornym? Jesteśmy dobrzy, ale skłonni do zła,
czynimy dobro, ale i zło. Upadamy. Czasem wybieramy mniejsze zło,
a tak naprawdę to nie ma mniejszego i większego zła. Dobro to dobro,
zło to zło. Wybór dobra doprowadza nas do najwspanialszej przygody
życia. Potrzebny jest tu wysiłek ciągłego dorastania - to wielka
sztuka mądrości. Kochać, to znaczy powstawać, to znaczy prostować
ścieżki swojego życia".
Droga pielgrzymkowa to taka wolna przestrzeń, gdzie jest
echo, być może ostatnich szczęśliwych w dzieciństwie wakacji. Ta
droga to także rozmowy pełne odkryć we wzajemnych zwierzeniach. Tu
można zrozumieć, że zachowując swoje tajemnice tylko dla siebie,
powiększa się uczucie samotności. Dar spotkania to najpiękniejszy
z darów Bożych. To dar miłości i wolności. To droga, na której szukam
- i jest to trudne, bo jest to ludzka tęsknota za nieznanym a pięknym.
Myślę, że tęsknota zbliża ludzi i chociaż nieraz odchodzą od siebie,
oddalają się - będą szukać, będą wracać do tej tęsknoty, będą za
nią szli. I tak doszliśmy do Lubawki. Tu uroczysta Eucharystia i
okazja do życzeń z okazji 25. rocznicy kapłaństwa ks. Jana Nowaka
z Biedrzychowic. Pięknie wychwalała Boga diakonia muzyczna "Marana
tha" z Wałbrzycha.
Ciągle uczę się wielbić Boga, wiem że w tym jest ogromna
siła. Wielbienie to więcej niż powiedzieć "dziękuję". Dziękowanie
to pochylenie głowy, wielbienie jest podniesieniem jej ku Bogu.
Wieczór. Ognisko, Apel Jasnogórski... zdaje się, że to
życie ciężko leżące przy ziemi już nie istnieje. Ten wieczór był
obietnicą dnia, wystarczyło chwycić ją za słowo i iść z tą obietnicą
w życie. Taką nadzieję dał nam ten wieczór, bogaty w pięknych ludzi
i piękne serca, bogaty w słowa i śpiewy przy akompaniamencie akordeonu
i instrumentów perkusyjnych. Wszyscy poczuliśmy się wybrani, choć
każdy inaczej. Tego wieczoru widać było nasze tęsknoty, nasze próby
wyzwalania z samotności. Ludzie to jednoskrzydli anieli i żeby latać,
muszą spotkać to drugie skrzydło.
Po nocnym wyciszeniu nadszedł ranek, a z nim nowe otwarcie
na nowe odczucia, uczucia, przyjaźnie w klimacie pięknych widoków
z trasy pielgrzymkowej. Nie trzeba było zamykać oczu i wyobrażać
sobie Pana Boga z pędzlem, który na lewo i prawo maluje wszystkie
kolory lata. To wszystko działo się naprawdę.
Zachwytem
błękitnie dzień zaczynam
góry wierzchołkami
na niebie
imię moje piszą ...
Szumem strumyka
Rwącym potokiem się spowiadam...
Po porannym rozesłaniu i błogosławieństwie w kościele
parafialnym w Lubawce ruszyliśmy w dalszą drogę, pełną niecierpliwości
serca - tak chciało się wykrzyczeć, wyszeptać, wywdzięczyć za uśmiech
na ustach tych, którzy do tej pory nie czynili tego z braku motywacji.
Bywają dni o poranku pełne zamierzeń, a wieczorem pełne
niezrealizowania. Są serca pełne nadziei, a potem życie weryfikuje
i liczy porażki, dlatego każdy uśmiech w tej mnogości ludzi powodował,
że nasze serca otwierały się na siebie. Zrozumieliśmy, że jesteśmy
zdolni przebaczać, kochać. Tajały nasze "serca zaciśnięte w rozpaczy
jak pięść" i tak pogodzeni weszliśmy w tajemnice Drogi Krzyżowej.
Pan Bóg dopuszcza tyle zranień, tyle trudnych chwil, aby poczuć się
słabym, a przez to otwartym na łaskę. Moc Boża potrzebuje naszej
słabości. Ta nasza słabość oddana Bogu do wzmocnienia jest naszą
tarczą ochronną. Wolność od własnego systemu zabezpieczeń zdobywa
się na pustyni, która ogałaca człowieka i otwiera go na Boga i Jego
łaski. Było wiele wzruszeń i łez na drodze "od pojmania do ukrzyżowania"
Jezusa. Było to dobre przygotowanie do uroczystej Eucharystii pod
przewodnictwem bp. Stefana Regmunta - naszego przyjaciela. Ta uroczystość
była dla nas swoistym Misterium - czuliśmy, chłonęliśmy, dziękowaliśmy.
Jezus był z nami w modlitwie wiernych, Jezus był w życzeniach
z okazji 25-lecia kapłaństwa Biskupa Stefana, Jezus był w pięknym
śpiewie i muzyce diakonii muzycznej, błogosławił naszej radości,
a na zakończenie pielgrzymki w radosnym kręgu słuchaliśmy wspólnie
pięknej gry na akordeonie i śpiewu Księdza Biskupa.
Dziś wiem, że Bóg tęskni za każdym swoim stworzeniem,
za każdym człowiekiem, za mną - a ja staram się odpowiadać swoją
tęsknotą. To nie jest melancholia czy smutek - to jest dynamiczny
prąd ku Bogu, niesamowita potrzeba Miłości Bożej, skierowanej bardzo
osobiście do mnie. Tęsknię do miłości ochraniającej, w której jestem
dzieckiem kochanym i wtedy, gdy uczestniczę w Eucharystii, gdy pokonuję
trudy pielgrzymowania, wtedy gdy gram na gitarze radosne Alleluja
i tak samo kochanym, gdy wykonuję najzwyklejsze czynności.
Pierwsze wspólne wędrowanie w XXl wiek było radością
i młodością. Było wielu młodych: grupa dziewcząt ze swoją opiekunką,
s. Nikodemą z Lubania, młodzi z Kowar, Jeleniej Góry, Walimia, z
Piechowic i ich "tam-tamy" - nie mówiąc wiele czynili miłość z radością.
W tym pielgrzymowaniu ani jedna chwila nie była zwyczajna, wszystkie
były niezwykłe, ważkie, intensywne. Serca nie biły, tylko wypowiadały
słowa wdzięczności.
Potem już tylko powrót w swoje życie na dalszy ciąg jego
wydarzeń z nadzieją na lepsze jutro. Uściski, pożegnalna dłoń - jak
odlatujący ptak. To tyle wyrażonych myśli, otwieranych drzwi do przedziwnych
możliwości pojmowania wiary wrażliwością.
Do zobaczenia na trasie pielgrzymkowej za rok.
Pomóż w rozwoju naszego portalu