Reklama

Misje na Komorach (II)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Obecność islamu i - powiedzmy szczerze - nijaka polityka Francji spowodowały, że misje chrześcijańskie na Komorach nie miały szansy się rozwinąć. Od początku swojej obecności na wyspach Kościół katolicki nastawiony był raczej na działalność charytatywną. W latach 60. i 70. XX w. misja obejmowała szkołę i szpital w Moroni, gdzie pracowały siostry ze Zgromadzenia św. Tomasza de Villneuve, objeżdżano też wioski w buszu. Do tego zadania sprowadzono w drugiej połowie lat 70. z Madagaskaru siostry ze Zgromadzenia Bożej Opatrzności.
W latach 70. wraz z uzyskaniem niepodległości szkolnictwo przeszło pod zarząd państwa, w związku z czym misja katolicka całkowicie poświęciła się pracy charytatywnej wśród chorych. Obecnie w ramach misji dobrze funkcjonuje ośrodek zdrowia, który przyjmuje dziennie 100-150 pacjentów, tania apteka, sala opatrunkowa, gdzie szczególnie opatruje się poparzone dzieci. Poparzenia to, niestety, specyfika Komorów. Pozostawione bez opieki dzieci ulegają często groźnym wypadkom. Bez fachowej opieki misyjnego ośrodka zdrowia skazane byłyby na śmierć. W ramach misji działa też niewielki szpital na około 25 łóżek, gdzie cięższe wypadki poparzeń i malarii można leczyć bez konieczności codziennego transportu do miejskiego szpitala. Obok niego jest jeszcze maleńka porodówka na 10 łóżek i sala konsultacyjna dla matek w ciąży. To wszystko, co opisałem powyżej, to tzw. Miejskie Centrum Medyczne Caritas, znajdujące się na terenie misji w Moroni.
Jak już poprzednio wspomniałem, od prawie 40 lat pracuje tutaj s. Colette, którą miejscowa ludność nazywa „Coco” (babcia) Colette lub Matka Teresa z Moroni. Jej poświęcenie i oddanie są uderzające. Siostra ta praktycznie cały czas obecna jest w szpitaliku i krząta się między chorymi dziećmi. O każdej porze dnia i nocy, na każde zawołanie gotowa jest służyć i opatrywać rany. Smutne jest tylko to, że choć poświęciła całe swoje życie tutejszej ludności, będąc najpierw nauczycielką w szkole, a później zajmując się chorymi, gdy poważnie zachorowała, musiałem ją sam zawieźć nieprzytomną do szpitala miejskiego. Na pomoc lekarską musiała czekać ponad 45 minut... Byłem oburzony i zdziwiony, bo skoro wszyscy ją znają, wszyscy przyznają się do tego, że kiedyś byli przez nią uczeni lub leczeni, to dlaczego jednocześnie nie wykazują najmniejszego zainteresowania tą, którą tak rzekomo szanują i poważają? Dopiero interwencja lekarza, który czasami odwiedzał i pomagał siostrze w jej szpitalu, odniosła skutek. Takie są tutaj zwyczaje. Skąd się one biorą i jakie są tego przyczyny? To jest dla mnie jeszcze problem nierozwiązany... niemalże tajemnica. Jestem bowiem, delikatnie mówiąc, zaszokowany, kiedy czytam, że 63-letnia świecka misjonarka włoska została bestialsko zamordowana w założonym przez siebie szpitalu w Boroma (północna Somalia). W szpitalu tym pracowała od 33 lat, pomagając miejscowej ludności. Albo o. Mario Mantovani, od 45 lat misjonarz w Ugandzie, gdzie zajmował się trędowatymi, został zabity 14 sierpnia ub. r. na drodze z Capoto do Kotido.
Wracajmy na naszą misję. Oprócz Centrum Medycznego Caritas w Moroni misja zajmuje się także pomocą medyczną w buszu. Od lat dwie siostry (obecnie Malgaszki) ze Zgromadzenia Bożej Opatrzności codziennie wyruszają w busz, do rozrzuconych po wyspie wiosek, aby tam służyć ludności podstawową pomocą medyczną. Jest to nie tylko leczenie, opatrywanie ran i dystrybucja środków antymalarycznych oraz najpotrzebniejszych lekarstw, jak aspiryna czy środki przeciw biegunce. Siostry organizują także regularne kształcenie i douczanie miejscowej ludności, szczególnie kobiet w dziedzinie higieny, opieki nad dziećmi, prowadzą kursy kroju i szycia czy gospodarstwa domowego. Niewielkie środki, niewielka z pozoru działalność, a jednocześnie widoczne efekty. Jest to coś, co pomaga wyjść z zacofania i biedy miejscowej kobiecie, która nie ma żadnych praw. Siostry mówią wprost, że pracują na rzecz promocji kobiety. Czasami myślę sobie, że gdyby kiedyś otworzyły się bramy religijnej wolności, to chyba pierwszymi nawróconymi byłyby komoryjskie kobiety, które tak wiele pomocy otrzymały. Chociaż na to trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Obecny tu ksiądz nie uczestniczy bezpośrednio w pracach ośrodka zdrowia czy szpitala, ale jest koordynatorem tej pracy. Do niego należy troska o zapewnienie środków materialnych potrzebnych do funkcjonowania misji, a więc i Centrum Medycznego. Ksiądz jest odpowiedzialny za kontakty ze wszystkimi organizacjami charytatywnymi wspierającymi działalność misji w Moroni, a także za całą materialną i finansową strukturę misji i Centrum. Centrum Medyczne jest prowadzone w ramach Caritas, a więc ksiądz jest tu także przedstawicielem tej organizacji. Oczywiście, do jego codziennych obowiązków należy duszpasterska troska o katolików mieszkających na tych trzech wyspach (Ngazidja, Anjouan i Moheli). Codzienna Msza św. z krótką homilią to kapłański obowiązek. W Eucharystii w dzień powszedni uczestniczą siostry i od 5 do 7 innych osób. Buduje mnie ich wiara i zaangażowanie. Pomagają w organizowaniu i animacji liturgii i życia parafialnego. Są to: zairska rodzina Mongimur, mama Daphrose - uciekinierka z Rwandy, Charles - rwandyjski inżynier na wygnaniu i malgaski lekarz. Bez nich kościół świeciłby pustkami i poza 3 siostrami i bratem Filipem nie byłoby na codziennej Mszy św. nikogo.
Na niedzielną Mszę św. przychodzi trochę więcej ludzi, ale to są stale ci sami, wierni katolicy „dnia powszedniego”, którzy animują niedzielną liturgię (czytania, komentarze do czytań, modlitwa wiernych, śpiewy). Tutaj dopiero widać, jak bardzo ważne jest poczucie przynależności do parafii, jak istotne jest, by nie była to przynależność anonimowa. To dopiero w diasporze, takiej jak na Komorach, docenia się wartość wspólnoty Kościoła, parafii, grupy. Tutaj każdy każdego zna, ksiądz zna wszystkich i ze wszystkimi utrzymuje przyjacielskie kontakty.
Wydawać by się mogło, że parafia niewielka to i problemy niewielkie, ale trzeba pamiętać, że znajduje się ona na dwóch wyspach. Geograficznie jest to parafia na wyspie Ngazidja na Oceanie Indyjskim. Już to odcięcie od świata sprawia niejednokrotnie wiele trudności. Na wyspie, jak i w całym kraju, nie ma praktycznie żadnej produkcji. Wszystko jest importowane z zewnątrz, a co za tym idzie niejednokrotnie proste i łatwo dostępne w Europie rzeczy tutaj są nieosiągalne albo w najlepszym przypadku trzeba na nie czekać całymi miesiącami, nie wspominając już o horrendalnych cenach, które przekraczają trzykrotnie ceny w Europie. Dlatego też prowadzenie całej misji i parafii to niezła codzienna „gimnastyka” finansowa. Ponadto parafia w Moroni kulturowo znajduje się na maleńkiej wyspie katolicyzmu w morzu islamu. Jesteśmy tutaj obcy i to da się wyczuć na każdym kroku. Nie wolno nam używać dzwonu, organizować procesji, nie wolno z nikim rozmawiać na tematy religijne. Bywa, że w czasie Mszy św. wieczornej lub przedpołudniowej niedzielnej młodzież złośliwie rzuca kamienie na blaszany dach kościoła lub przychodzi pod okna świątyni z radiem włączonym na cały głos, albo z ulicy przedrzeźnia nasze śpiewy liturgiczne... Zdarzyło mi się, że kilkoro młodzieńców weszło do kościoła w czasie Mszy św. i mimo że zachowywali się poprawnie i na głowach mieli islamskie kofije, chcieli przystąpić do Komunii św.
Do obowiązków kapłańskich w Moroni dochodzą także w miarę regularne wizyty na dwóch pozostałe wyspach: Anjouan i Moheli. Parafia położona na dwóch wyspach, izolacja, samotność i odpowiedzialność za wszystko - i to nie tylko w parafii, domu, misji, ale i w Centrum Medycznym - powoduje, że jedyny tu ksiądz naprawdę ma co robić. I to wszystko w temperaturach zbliżonych do temperatury w pobliżu pieca hutniczego.
Oczywiście, nie piszę o tym, aby się skarżyć czy utyskiwać, ale aby przybliżyć chociaż odrobinę warunki i rodzaj pracy misyjnej na tym zapomnianym przez cywilizację archipelagu. Z drugiej strony, jak wspomniałem, wiele jest momentów radosnych i budujących w życiu misjonarza, wiele takich chwil, kiedy dostrzega, że jego praca jest potrzebna i doceniana, co nie zawsze jest widoczne w wielu spoganiałych parafiach w Europie, gdzie miałem okazję bywać - w Niemczech, Belgii, Anglii, Holandii.
Na misjach bardzo często ksiądz jest nie tylko duszpasterzem, ale także jedyną nicią łączącą ze światem zewnętrznym. Tak było dla kilku Europejczyków, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w miejscowym więzieniu. Od ponad sześciu miesięcy odwiedzam w tym - jak żartują - hotelu Moroni II dwa razy w tygodniu pewnego Filipa, Belga z pochodzenia. I nie tylko jego. Wcześniej było tu dwóch Francuzów...

Zapraszam też na moją stronę internetową: www.kazikq.alleluja.pl

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

11 lat temu zmarła Maria Okońska – współpracowniczka Prymasa Tysiąclecia

2024-05-06 11:14

[ TEMATY ]

Maria Okońska

rocznica śmierci

Kadr z filmu „Spełniona w Maryi”

Maria Okońska z mamą

Maria Okońska z mamą

11 lat temu, 6 maja 2013 r., zmarła Maria Okońska, jedna z najbliższych współpracowniczek prymasa Stefana Wyszyńskiego, założycielka Instytutu Świeckiego Pomocnic Maryi Jasnogórskiej Matki Kościoła. „Mamy jedno życie, którego nie wolno zmarnować” – głosiła jej najważniejsza dewiza.

Urodziła się 16 grudnia 1920 r. w Warszawie. Nie mogła poznać swojego ojca, który zginął dwa miesiące przed jej urodzeniem w ostatnich dniach wojny z bolszewikami. Jego ciała ani miejsca pochówku nigdy nie odnaleziono. Wraz z siostrą bliźniaczką Wandą (zmarłą w wieku 3 lat) i bratem Włodzimierzem była wychowywana przez matkę Marię z Korszonowskich. Jej rodzice poznali się w 1916 r., w czasie przygotowań do pierwszych „legalnych” od 1831 r. obchodów uchwalenia Konstytucji 3 maja. Po latach wspominała, że te rodzinne tradycje patriotyczne zadecydowały o jej postawie w kolejnych dekadach służby Kościołowi.

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Kard. Goh: wizyta papieża w Singapurze ma być "duchowym doświadczeniem"

2024-05-06 10:36

[ TEMATY ]

papież Franciszek

kard. Goh

Wikipedia

Singapur. Widok z Marina Bay

Singapur. Widok z Marina Bay

Katolicka wspólnota w Singapurze z niecierpliwością i nadzieją oczekuje wizyty papieża Franciszka w dniach 11-13 września. Obecność głowy Kościoła powinna być przede wszystkim doświadczeniem duchowym, cytuje watykański serwis misyjny Fides arcybiskupa Singapuru, kardynała Williama Goha.

W niedawnym liście kard. Goh wezwał wiernych do wspólnego przygotowania się na przyjazd papieża i żarliwej modlitwy o jego zdrowie i bezpieczeństwo. "Jako wspólnota módlmy się za Ojca Świętego i prośmy Pana, aby ta wizyta była znacząca i pełna łaski" - napisał purpurat. Kard. Goh ma nadzieję, że wizyta papieża Franciszka będzie bodźcem do odnowienia "gorliwości w wierze i że zainspiruje misję i duchowe nawrócenie wśród wspólnot katolickich w Singapurze".

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję