Dzisiaj jest pogrzeb ks. Andrzeja. Dokładnie tydzień przed rocznicą śmierci mojego Taty. Ksiądz Andrzej był naszym Przyjacielem. Kiedy Tata był w szpitalu, Ksiądz często do niego zaglądał,
nałożył oleje, spowiadał, potrafił podnieść go na duchu i nawet wzbudzić na nowo chęć życia. To Ksiądz Andrzej sprawował Msze św. w intencji jego powrotu do zdrowia, po których długo
ze mną rozmawiał, potrafił pocieszyć. Wreszcie to Ksiądz Andrzej brał udział dwa lata temu we Mszy św. żałobnej na pogrzebie Taty, ale najlepsze, co zrobił dla mnie, nastąpiło później.
Miałam niecałe 15 lat, czułam, że najchętniej rzuciłabym Kościół, skoro Bóg próbował mnie w taki sposób. Wtedy zadziałał Ksiądz Andrzej. Dzwonił do mnie i po paru minutach rozmowy
wyciągał ze mnie wszystkie żale. Zazwyczaj kończyło się na tym, że płakałam do słuchawki, ale on mnie nie potępiał, tylko sukcesywnie, aż do skutku zmieniał moje nastawienie do całej sytuacji.
Wiem, że tylko dzięki niemu, jestem nadal w Kościele, wierzę teraz bardziej, niż kiedykolwiek.
W czwartek dowiedziałam się, że Ksiądz nagle zmarł. Za parę godzin jadę na jego pogrzeb do Zgierza. Sama, bo moja mama chyba nie jest w stanie tam być. Nic po sobie nie pokazuje,
ale widzę, że to dla niej bardzo trudne. Ja, natomiast, postanowiłam, że go pożegnam. Po prostu muszę i chcę tam być. Wiem, że Ksiądz Andrzej miał mnóstwo zasług, ale, jeśli o mnie
chodzi, największymi jego sukcesami były wszystkie tamte rozmowy, które przeprowadził ze mną, moim Tatą i wszystkimi „zwykłymi potrzebującymi”. Bo on naprawdę potrafił
zmieniać i zmieniał ludzi...
Pomóż w rozwoju naszego portalu