Reklama

Samotność ojcostwa (15)

Niedziela przemyska 39/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Po dwóch tygodniach przymusowego urlopu Józef zdążył jeszcze na dwa ostatnie nabożeństwa majowe, na których wygłosił ostatnie nauki. Radość była udziałem wszystkich. W niewielkiej miejscowości wydarzenia roznoszą się szybko. Ludzie na różne sposoby opowiadali o chorobie profesora z Rzymu, jak go tutaj nazywano. Tworzyły się pogłoski o wprost śmiertelnej chorobie. Jakoś to docierało do chorego i bardzo go pogrążało w smutku. Teraz ta obecność nieco zmizerowanego, ale zdrowego kapłana ucięła obiegowy temat i wszyscy cieszyli się widząc rodaka na ambonie i wsłuchując się w jego jeszcze piękniejsze nauki.
Józef pozostał w Korczynie jeszcze dwa tygodnie. Czerwcowe, upalne już dni dawały okazję do dalekich wędrówek, przypominania sobie miejsc dziecinnych zabaw i to wszystko tworzyło wspaniałą oprawę wypoczynku. Co prawda nie obyło się bez interwencji mamy, która dbała o to by przyjaźń z książkami nie stawała na przeszkodzie fizycznemu ruchowi. Nieraz zdarzały się dialogi, które wprost stały się zwyczajem domu Pelczarów. Po rannej Mszy św. i pogawędce z proboszczem młody profesor wracał do domu i zamykał się w swoim pokoiku, oddając się lekturze książek, pisaniu, robieniu notatek, które miały pomóc w zamierzonych wykładach.
Marianna cierpliwie odczekiwała dwie-trzy godziny, ale po tym czasie wkraczała do królestwa syna i zdecydowanie nakazywała spacer. Nie zawsze była to zdaniem Józefa właściwa pora, bo akurat młodego naukowca absorbował temat, ale Marianna była nieustępliwa.
„Kościół potrzebuje ludzi mądrych, owszem, ale na mój prosty rozum, jeszcze bardziej potrzebni mu są ludzie zdrowi, którzy podejmą trud kształtowania ludzkich sumień, a w twoim przypadku także intelektu przyszłych kapłanów”.
Józef nie podejmował dyskusji, wiedząc, że i tak nic nie wskóra. Matka była niekwestionowanym autorytetem i w głębi serca przyznawał jej rację. Trudno było oderwać się od ulubionych książek, ale kiedy to się udawało upajał się pięknem przyrody i nabierał energii do swoich wymarzonych wykładów.
Po 10 czerwca czas zaczął się Józefowi dłużyć. Od dawna nie miał wiadomości z Przemyśla i jakiś niepokój gościł w jego sercu. Proboszcz obserwując swojego wychowanka wyczuł ten niepokój i postanowił rozmówić się z Józefem.
- Długo wahałem się z tą rozmową, ale widzę, że coś cię gnębi. Jeśli uważasz za stosowne to może porozmawiajmy o tym co ci dokucza.
- Właściwie to trudno określić. Bardzo chciałbym już rozpocząć zajęcia z klerykami, a jednocześnie się boję. Poza tym mam jakieś dziwne przeczucie, że sprawa ta nie będzie taka oczywista.
- Nie rozumiem.
- Od kilku dni chodzi za mną jakieś przeczucie, że ja tej posady nie dostanę.
- Po co bawisz się w przeczucia skoro masz to już obiecane i bp Monastyrski czeka na ciebie. A co do przydatności, to bardzo się cieszę, że się boisz. Wiesz, lubię ludzi, którzy podejmując odpowiedzialne funkcje odczuwają lęk. Najgorzej jest kiedy taki człowiek się nie boi. Wtedy to ja muszę się za niego bać. Zatem w twoim przypadku jestem bardzo spokojny. Boisz się, więc ja tego robić nie muszę. Będziesz dobrym profesorem.
Nadszedł wreszcie dzień 19 czerwca. Józef przyzwyczajony do pożegnań tym razem spokojnie przyjmował płacz matki, wzdychanie ojca.
- Przemyśl, to nie Rzym. Skoro to przeżyliśmy, to teraz nie ma powodu do płaczu. Przecież to raptem niewiele ponad sto kilometrów.
Proszony, przez domowników udzielił im kapłańskiego błogosławieństwa i udał się w drogę do Przemyśla. Przekraczając granice wioski Józef omiótł ją ostatnim spojrzeniem i oddał się przemyśleniom. Odczuł dziwny spokój.
- Tak, pomyślał, ten pobyt tak bogaty w doświadczenia był nieco za długi.
Zrozumiał, że wdzierająca się ostatnimi dniami do serca melancholia związana była z pragnieniem pracy, zaangażowania się w dzieło, które zostanie mu powierzone. Tak na rozmyślaniach i modlitwie minęła droga i wreszcie ukazały się umiłowane wieże przemyskich kościołów. Po modlitwie w katedrze Józef skierował pierwsze kroki do seminarium. Chciał najpierw porozmawiać z rektorem - ks. Skwierczyńskim. Ten oczekiwał na niego, tak wszak umówili się podczas spotkania we Lwowie. Rektor zaprosił swojego wychowanka na obiad i podczas posiłku był czas na rozmowy o urlopie, o Korczynie.
- Słyszałem, że chorowałeś.
- Tak, to dziwne, że w środku maja dopadła mnie ta choroba, ale myślę, że rzymskie zmęczenie dało znać o sobie, ale już teraz wszystko w porządku.
Rektor, co wydało się Józefowi dziwne, nie podjął tematu jego przyszłej pracy. Ten fakt jakoś umknął uwagi kandydata. Pomyślał, że to sprawa bardziej biskupa niż rektora i z tą myślą udał się do Pasterza diecezji.
Od początku spotkania rozmowa się nie kleiła. Biskup jakby przedłużając przejście do sedna sprawy, pytał podobnie jak rektor o Korczynę, chorobę, wspominał ostatnie spotkanie w Rzymie. Józef zaczął się niecierpliwić, nie śmiał jednak uprzedzać myśli Ordynariusza. Jego cierpliwość została nagrodzona. Biskup przeszedł do sedna sprawy.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale myślę, że trzeba to sformułować prosto. Ks. Paszyński nie otrzymał z namiestnictwa zgody na objęcie obiecanego mu wcześniej probostwa. W związku z tym musi pozostać na stanowisku profesora, jak dotąd. I tu sprawy się komplikują, ponieważ władze nie wyraziły zgody na ustanowienie nowego stanowiska profesora.
- Rozumiem, że na razie nie będę pracował w seminarium.
- Niestety, tak to wygląda. Ale nie smuć się. Znajdziemy jakieś miejsce. To może nawet i lepiej, że przez ten rok, bo myślę, że ksiądz Julian w końcu doczeka się probostwa, pobędziesz na parafii. Po tych trzech latach na nowo wejdziesz w klimat diecezji, a i będziesz miał okazję przekazać ludziom wiedzę, której nabyłeś w Rzymie. Zastanów się gdzie chciałbyś pracować i przyjdź może jutro, to zdecydujemy o dalszych twoich losach.
Józef w milczeniu wysłuchał słów Biskupa. Ucałowawszy na pożegnanie pierścień, skierował swoje kroki do katedry. Usiadł w ciemnym zakątku świątyni i zaczął rozważać przed Bogiem swoją sytuację.
- Dlaczego? Dlaczego tak się dzieje - zaczął wadzić się z Bogiem. Przecież nie musiałem się tak śpieszyć. Mogłem jeszcze rok, dwa zostać w Rzymie. Tylu kolegów jeden doktora robiło przez pięć lat. Ja w trzy lata zrobiłem ich dwa. Wszystko po to by jak najszybciej wrócić i być przydatnym w diecezji. A teraz co. Po co ten cały trud?
Uspokoił swoje myśli, których się przestraszył. Dopiero teraz dotarło do niego, że kłóci się z Bogiem. W myślach zaczął przepraszać za ten wybuch zranionej ambicji. Na chwilę odczuł uspokojenie. Ale tylko na chwilę. Znów pojawił się cały potok niedobrych myśli.
- Wiem co zrobię, deliberował sam ze sobą, a może z Bogiem. Pójdę do zakonu. Zawsze mnie ta myśl nachodziła. Teraz widać sam Pan Bóg daje mi znak.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowenna do Miłosierdzia Bożego

W Wielki Piątek rozpoczyna się Nowenna do Miłosierdzia Bożego. Pan Jezus polecił Siostrze Faustynie, aby przez 9 dni odmawiała szczególne modlitwy i tym samym sprowadzała rzesze grzeszników do zdroju Jego miłosierdzia.

Nowenna do Miłosierdzia Bożego w 2023 roku rozpoczyna się 7 kwietnia i zakończy się w sobotę przed Świętem Miłosierdzia Bożego, 15 kwietnia.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do kapłanów: biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem

2024-03-28 13:23

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Episkopat News/Facebook

Biskup nie jest dozorcą księdza, ani jego strażnikiem. Jeśli ksiądz prowadzi podwójne życie, jakąkolwiek postać miałoby ono mieć, powinien to jak najszybciej przerwać - powiedział abp Adrian Galbas do kapłanów. Metropolita katowicki przewodniczył Mszy św. Krzyżma w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Podczas liturgii błogosławił oleje chorych i katechumenów oraz poświęca krzyżmo.

W homilii metropolita katowicki zatrzymał się nad znaczeniem namaszczenia, szczególnie namaszczenia krzyżmem, „najszlachetniejszym ze wszystkich dziś poświęcanych olejów, mieszaniną oliwy z oliwek i wonnych balsamów.” Jak zauważył, olej od zawsze, aż do naszych czasów wykorzystywany jest jako produkt spożywczy, kosmetyczny i liturgiczny. W starożytności był także zabezpieczeniem walczących. Namaszczali się nim sportowcy, stający do zapaśniczej walki. Śliski olej wtarty w ciało stanowił ochronę przed uchwytem przeciwnika.

CZYTAJ DALEJ

W TVP1 premiera filmu dokumentalnego „Wojtyłowie. Drogi do świętości”

2024-03-29 11:11

[ TEMATY ]

film

TVP

„Wojtyłowie. Drogi do świętości” to dokument opowiadający historię rodziny, z której wywodzi się Karol Wojtyła. Prezentując sylwetki członków rodziny Wojtyłów film ukazuje, jak ważna jest rodzina. W dokumencie autorstwa Piotra Kota i Mileny Kindziuk wystąpili m.in. kard. Stanisław Dziwisz, Ewa Czaicka, Jan Wojtyła. Premiera - 30 marca o 10:35 w TVP1.

Dokument opowiada historię rodziny, z której wywodzi się wyjątkowy człowiek, wielki Papież i późniejszy święty. Prezentując sylwetki członków rodziny Wojtyłów film ukazuje, jak ważna jest rodzina. Głęboka więź powstaje dzięki zaufaniu i prawdzie, a wszystko zanurzone i przesycone jest miłością. Rodzina Wojtyłów uczy, że pozytywne związki i relacje kształtują całe nasze życie.

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję