Rosja, czyli jej ukraińscy separatyści, oddaje czarne skrzynki. Są prawie nienaruszone. Trafiły do Anglii na wniosek Holendrów, których na pokładzie zestrzelonego malezyjskiego samolotu było najwięcej. Zginęło 298 niewinnych ludzi, w tym dzieci i niemowlęta. Premier Holandii Mark Rutte jest więcej niż oburzony. Nie ma wątpliwości, kto za tym stoi. W podobnym tonie wypowiadają się władze Australii, USA i Niemiec. Gdy cztery lata temu roztrzaskana została pod Smoleńskiem polska maszyna z prezydentem RP na pokładzie, Rosja czarnych skrzynek nie oddała. Polski premier Donald Tusk ten skandaliczny fakt skwitował słowami, że Rosja to trudny partner. Oczywiście, że niełatwy i wszyscy o tym wiedzą. Rządzi nią były oficer KGB tajnych służb Związku Sowieckiego. Wspomagały one Armię Czerwoną, która zawsze miała zapędy imperialne. Parła do wojny. Czy obecny prezydent Rosji, który zrzucił czerwone barwy, wewnętrznie się zmienił? Doskonale musi zdawać sobie sprawę, że tego typu prowokacje grożą poważnym konfliktem zbrojnym. Gdy w 1915 r. Niemcy zatopiły pasażerski statek „Lusitania”, Stany Zjednoczone potrzebowały jeszcze dwóch lat, aby formalnie włączyć się do I wojny światowej.