Wczoraj -
był jak świt
po długiej, ciemnej nocy.
Był jak przebudzenie ze snu,
spokojnego, cichego snu,
który koił dawne rany,
w którym odpoczywały zmysły,
marzenia spacerowały nad brzegami wód wyobraźni,
a serce pracowało na pół etatu.
Był jak wiatr,
który zapierał dech w piersiach
i bez pytania porywał do tańca.
Był jak światło
odbite od kwiatów, rzeczy i ludzi,
dające poznanie kształtu i treści wszystkiego, co jest.
Był jak woda z górskiego źródła,
zimna, przejrzysta woda,
której każda kropla drżała radosną zapowiedzią pełni.
Był jak bezkresna dal,
bez początku i końca,
budząca zachwyt i grozę.
* * *
Dziś -
wciąż budzę się o świcie,
by w pełnym słońcu,
z wiatrem we włosach
biec do górskiego źródła.
A ON - jest.
I jest jak poezja.
Pomóż w rozwoju naszego portalu