Po prawie półwieczu rządów komunistycznej dyktatury w Polsce zobaczono powstający z kolan naród, wspólnotę zrodzoną na fundamencie tych samych wartości. To był początek rewolucji moralnej, która otworzyła drogę do niepodległej Polski.
Korzenie
Powstanie Solidarności to przede wszystkim opowieść o polskiej drodze do wolności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Błogosławiony prymas kard. Stefan Wyszyński jako ojciec uczył nas w czasach ateistycznej dyktatury trudnej drogi wolności od grzechu indywidualnego do wolności od grzechu wspólnotowego. Owocem tej katechezy była formacja pokolenia Milenium, które doprowadziło do powstania Solidarności. W postawach strajkujących załóg prymas oglądał owoce swojej pracy nad polską wolnością, dla której krokiem milowym okazała się pierwsza pielgrzymka Ojca Świętego do ojczyzny w 1979 r. Dała ona ludziom poczucie wspólnoty i siły.
Reklama
Wychodząc od wartości podstawowej, czyli godności człowieka, ruch deklarował już na początku swej drogi „czerpanie z wartości chrześcijańskich, z tradycji narodowej oraz robotniczej i demokratycznej świata pracy”, a także z „dziedzictwa niezależnych działań robotników, inteligencji i młodzieży, wysiłków Kościoła o przechowanie wartości”. Czerpał także z dziedzictwa „wszystkich walk o godność ludzką w naszym kraju”, związanych ze społecznymi protestami, od Poznańskiego Czerwca ’56 aż po krwawy Grudzień ’70. Pamięć stała się jednym z filarów wspólnoty określających jej tożsamość.
Z odwołaniem się wprost do etyki chrześcijańskiej deklarowano promowanie takich wartości, jak: „prawda, demokracja i wolność, sprawiedliwość i praworządność, tolerancja i odrzucenie przemocy, solidarność z nieszczęśliwymi i prześladowanymi”, miłość ojczyzny, suwerenność państwowa oraz „godność człowieka i jego pracy”.
Smak prawdy i solidarności
Rodzący się głód prawdy i godności ujawnił swoją skalę w czasie fali strajków, najpierw w lipcu na Lubelszczyźnie, później w sierpniu 1980 r. na Wybrzeżu, wkrótce w całym kraju. By doświadczyć jedności i siły, strajkujący musieli najpierw przełamać strach. W napięciu dojrzewali do odpowiedzialności i samodyscypliny, od początku doświadczając poczucia wspólnoty i solidarności ze strony ludzi wspierających strajki z zewnątrz. Przełamywano w ten sposób wywoływaną przez lata strachem atomizację społeczeństwa.
Samoorganizacja stała się jednym z najważniejszych przejawów powstającego z kolan narodu, który rewindykował swoje zawłaszczone przez reżim prawa. Rodziło się społeczeństwo obywatelskie. Fala samoorganizacji piętrzyła się, od tworzenia zakładowych komitetów strajkowych aż po powstanie reprezentacji strajkujących w postaci Międzyzakładowych Komitetów Strajkowych, które stały się podmiotami w rozmowach z władzą. Ich siłą było wsparcie płynące z zewnątrz. Tak rodziła się prawdziwa solidarność.
Reklama
Najpierw pomoc przyszła ze strony Kościoła. Zapraszani przez strajkujących księża odprawiali na terenie okupowanych zakładów Msze św., spowiadali, błogosławili, wspierali moralnie. Andrzej Kołodziej, organizator strajku w Stoczni Gdyńskiej, wspomina: „Na placu przed stocznią w Gdyni, wokół prowizorycznego ołtarza gromadzą się mieszkańcy miasta i prawie wszyscy strajkujący. Nastrój uroczysty, w milczeniu oczekiwaliśmy czegoś ważnego. Z rozmieszczonych wokół głośników popłynęły słowa kapłana. (...) Nikt dotąd nie mówił w Polsce tak otwarcie i tak dobitnie o prawach zwykłych ludzi. (...) To niesamowite widzieć, jaką moc mają słowa. Zwarta masa ludzi przeistoczyła się w jeden zespolony organizm. Powstająca pod wpływem chwili wspólnota – to rodziła się solidarność”. W Poznaniu stanęła komunikacja miejska, ale jak wspomina Lech Dymarski, zamiast irytacji „wtedy wszyscy byli szczęśliwi”: „Ludzie szli, miałem wrażenie, że lewitują ze szczęścia”. Spontanicznie organizowano zaopatrzenie dla strajkujących. Alina Pieńkowska, pielęgniarka, opowiada: „Biegałam po okolicznych mieszkaniach i prosiłam o żywność dla strajkujących. Prawie każdy otwierał lodówkę i bez zastanowienia oddawał wszystko, co w niej było. Mimo że na tej ulicy nie mieszkały osoby zamożne”. Ktoś inny wspomina, że we Wrocławiu do strajkujących zakładów przyłączył się nawet skup makulatury, na którego bramie powieszono „święte obrazki”. Marian Jurczyk, jeden z przywódców strajku w Szczecinie, wspomina, jak pod bramę stoczni podjechał wóz konny z napisem: „Solidaryzuję się ze stoczniowcami”. Rolnik oświadczył: „Jestem z wami, przywiozłem worek jabłek i pomidorów. Proszę o instrukcje: mam żąć czy nie?”.
Po latach życia w rozkroku, w schizofrenii moralnej krzyczącej w sumieniu rozdarciem między tym, co myślą ludzie, a rzeczywistością wokół, przyszedł ożywczy oddech. Mieszkanka Krakowa tak mówiła o tym, czym było dla niej powstanie Solidarności: „Dopiero gdy powstała Solidarność, można było zacząć mówić. Głód prawdy był tak wielki, człowiek nie może się nasycić i może życia zabraknie nam, aby nadrobić stracony czas. Tak długo trzymano nas w obozie socjalistycznego kłamstwa”. W takim klimacie rodził się ogólnonarodowy ruch społeczny dążący do odnowy moralnej, przywracający podmiotowość narodowi, wyrażający tłumione od dekad aspiracje milionów ludzi zmęczonych niby-życiem w niby-Polsce, który ostatecznie ją odmienił.
Za nami i przed nami
Francuski dziennikarz Bernard Margueritte, świadek wydarzeń Sierpnia ’80, napisał po latach, że Solidarność „jest za nami i przed nami”. W tym kontekście jakże boleśnie dziś brzmią słowa Jana Pawła II: „Solidarność – to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię to (...) niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. (...) Nie może być walka silniejsza od solidarności”.
Symbolem Solidarności nieprzypadkowo stały się trzy krzyże pod Stocznią Gdańską, upamiętniające ofiary Grudnia ’70. Strajkujący w sierpniu 1980 r., by wyrazić symbolicznie świat swoich wartości, posłużyli się wtedy świadomie symbolami narodowymi i religijnymi. Nieprzypadkowo Solidarność wprowadziła wiarę w sferę publiczną, domagając się równych praw dla katolików, a od września 1980 r. za jej sprawą rozpoczęły się radiowe transmisje Mszy św. z kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Do szkół i zakładów pracy wracały krzyże.
W czasach głębokich podziałów, spotęgowanych skrajną polaryzacją polityczną i światopoglądową, oraz postępującej erozji fundamentów jedności dziedzictwo Sierpnia ’80 to powrót do źródeł, którym właśnie dziś trzeba być wiernym – mimo wszystko, bo tylko na tych wartościach można odbudować wspólnotę! Jest od czego zacząć!