Tomasz Strużanowski: Czym była zbrodnia pomorska? To coś więcej niż znana z Kamerdynera Piaśnica?
Sebastian Bartkowski: Zbrodnia pomorska to eksterminacja polskiej ludności cywilnej (inteligencji, rolników, robotników, aktywistów społecznych), Żydów oraz pacjentów szpitali psychiatrycznych na terenie przedwojennego województwa pomorskiego w pierwszych miesiącach okupacji niemieckiej (do początku 1940 r.). Było to bez wątpienia pierwsze ludobójstwo w czasie II wojny światowej. Zbrodnia miała charakter sąsiedzki; mordercami Polaków byli często ich niemieccy przedwojenni sąsiedzi, którzy w czasie wojny wstąpili do Selbstschutzu – paramilitarnej organizacji pomocniczej.
Reklama
Jaka była skala zbrodni? Kogo zabijano? Dlaczego?
Po wojnie, kiedy nie opadł jeszcze cały ładunek emocjonalny i żywa była pookupacyjna trauma, podawano – na podstawie dość wątpliwych metod badawczych – liczbę 80-100 tys. ofiar „pomorskiej krwawej jesieni”. W świetle nowych ustaleń skalę zbrodni szacuje się na 20-30 tys. ofiar (z tego ponad 15 tys. znanych personalnie). Tak naprawdę nigdy nie poznamy prawdziwej liczby Polaków zamordowanych w wyniku zbrodni pomorskiej. Przyczyną tego stanu rzeczy jest fakt, że Niemcy w 1944 r. wydobyli i spalili zwłoki swoich ofiar (w mniej więcej trzydziestu miejscach masowych kaźni na Pomorzu) oraz zniszczyli dokumentację Selbstschutzu w upozorowanym wypadku samochodowym w okolicach Bydgoszczy. Wiemy natomiast, że miejsc egzekucji na Pomorzu było ok. 400.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ofiarami byli przede wszystkim przedstawiciele szeroko rozumianej inteligencji (nauczyciele, księża, prawnicy, lekarze etc.), a także rolnicy i robotnicy szczególnie zaangażowani w życie społeczne swych „małych ojczyzn”. Wśród zamordowanych byli również ludzie zupełnie przypadkowi – ofiary sąsiedzkich animozji i porachunków.
Reklama
Czy mniejszość niemiecka zamieszkująca Pomorze w okresie międzywojennym mogła czuć się szykanowana i w związku z tym pałać uzasadnioną żądzą odegrania się?
Niemcy nigdy nie pogodzili się z postanowieniami traktatu wersalskiego. Dla nich utrata Pomorza Gdańskiego i stworzenie tzw. korytarza pomorskiego, który naruszał łączność terytorialną Rzeszy z Prusami Wschodnimi, była nieakceptowalna. Państwo polskie nazywano wprost „grabieżcą”. Część Niemców jednak pozostała po I wojnie światowej na terenie Pomorza i stała się obywatelami polskimi. W latach 30. XX wieku mniejszość niemiecka stanowiła ok. 10% pomorskiego społeczeństwa. Była to grupa lepiej sytuowana, posiadająca większe majątki ziemskie i zakłady pracy, bez wątpienia zachowująca silną pozycję ekonomiczną. Na poziomie zwykłych sąsiedzkich relacji stosunki polsko-niemieckie można z całą pewnością określić jako poprawne. Sytuacja zaczęła się wyraźnie zmieniać z chwilą dojścia do władzy Hitlera. Głoszone przezeń hasła rewizjonistyczne dały nadzieję miejscowym Niemcom na powrót ich ziemi do ojczyzny i koniec „sezonowego państwa”, jak nazywano nasz kraj. Ogromną rolę zaczęła odgrywać propaganda. Niemcy przedstawiali Polaków jako naród ludzi zacofanych, brudnych i niegospodarnych, zaś polska prasa im było bliżej wojny, tym bardziej zaogniała atmosferę, widząc wszędzie niemieckich sabotażystów, szpiegów i dywersantów. Tymczasem badania wykazują, że zaledwie 1% przedwojennej mniejszości niemieckiej na Pomorzu był zaangażowany w działalność antypolską. Sprawy te były bardzo skomplikowane i warto podkreślić ich złożoność.
Skąd wzięła się u Niemców chęć zniszczenia na Pomorzu polskich elit?
Wydaje się, że z obawy przed próbą zorganizowania ewentualnego powstania. Pozbawienie narodu warstwy przywódczej było sposobem wyeliminowania takiego scenariusza. Poza tym fiasko XIX-wiecznej bismarckowskiej polityki germanizacyjnej spowodowało konieczność znalezienia nowych, znacznie bardziej radykalnych rozwiązań. Celem była już nie tylko walka z polską kulturą, ale też bezwzględna polityka „odpolszczenia” Pomorza, którą można było osiągnąć przez niezwykle brutalne działania. Mówiąc wprost, Niemcy do swoich metod germanizacyjnych dodali likwidację fizyczną, ukierunkowaną głównie na przedstawicieli polskich elit.
Reklama
W jakim stopniu sprawcy tej zbrodni ponieśli karę?
Była zbrodnia, kary nie ma. Trzeba powiedzieć wprost, że zdecydowana większość sprawców zbrodni pomorskiej uniknęła jakiejkolwiek odpowiedzialności. Zachodnioniemiecki wymiar sprawiedliwości w sprawie zbrodni pomorskiej wykrył 1701 sprawców. Wszczęto 258 postępowań, z czego 233 umorzono. Prawomocne wyroki zapadły w zaledwie dwunastu procesach, skazano zaś tylko dziesięć osób, w tym ośmiu członków SS i Selbstschutzu. W niektórych przypadkach zeznania oskarżonych były wręcz kuriozalne. Karl Strauss, który mordował Polaków w podtoruńskiej Barbarce, tłumaczył, że podczas egzekucji nie celował do ofiar, lecz strzelał w drzewa. Sąd dał mu wiarę i go uniewinnił. Wielu dowódców SS odpowiedzialnych za masowe zbrodnie na Pomorzu nie poniosło żadnej kary, a jeśli nawet, to wyroki były jawną kpiną. Przykładem niech będzie proces Kurta Eimanna, dowódcy jednostki SS-Eimann. W 1968 r. przyznał się on przed sądem w Hanowerze, że jego oddział zamordował w Piaśnicy k. Wejherowa 1,4 tys. chorych psychicznie oraz trzydziestuczterdziestu członków komanda „grabarzy”. Skazano go za to na 4 lata więzienia, a wyszedł na wolność po odbyciu połowy kary. Wielu wysokich rangą SS-manów odpowiedzialnych za ludobójstwo na Pomorzu pełniło w RFN ważne funkcje państwowe; uniknęli kary, do końca życia cieszyli się nieposzlakowaną opinią i społecznym uznaniem. Szef pomorskiego Selbstschutzu Ludolf Hermann von Alvensleben uciekł do Argentyny, gdzie zmarł w 1970 r. jako prawy obywatel, cieszący się powszechnym szacunkiem.
Na ile zbrodnia pomorska zaistniała w polskiej świadomości historycznej?
Choć to, co działo się na Pomorzu w początkowej fazie okupacji, polska prasa konspiracyjna nazwała „dnem piekła”, to w powojennej historiografii fakty te nie znalazły należytego miejsca. Dlatego tak ważne są powstanie samego pojęcia „zbrodnia pomorska” oraz wszystkie działania mające na celu poszerzanie wiedzy o tych makabrycznych wydarzeniach. W ostatnich latach dzieje się w tej kwestii naprawdę dużo: upamiętniane są kolejne miejsca kaźni, wydawane są ich monografie, a w Toruniu otwarto Park Pamięci Ofiar Zbrodni Pomorskiej 1939. Powstało też kilka filmów dokumentalnych z serii Zbrodnia Pomorska, zrealizowanych przez nasz Instytut Filmowy Unisławskiego Towarzystwa Historycznego. Powoli temat ten przebija się do pamięci masowej w wymiarze nie tylko regionalnym, ale także ogólnopolskim.
Reklama
Czy dzisiejsi Niemcy są świadomi krzywd, które ich przodkowie zadali Polakom z Pomorza?
Ważnym elementem budowania świadomości, kultury pamięci jest bezwzględnie edukacja. Ta w niemieckim systemie nauczania o II wojnie światowej skupia się głównie na Holokauście i niemieckiej agresji na ZSRR. Temat zbrodni na Pomorzu w ogóle nie funkcjonuje. Niestety, i w naszych podręcznikach pojawił się on dopiero niedawno. W niektórych nadal podaje się liczbę 80 tys. ofiar niemieckich zbrodni na Pomorzu, co już dawno zostało przez historyków zweryfikowane.
Społeczeństwo niemieckie, zwłaszcza młode pokolenie, niewiele wie o skali zbrodniczej działalności jego przodków w czasie II wojny światowej. Ale i w Polsce, a nawet na Pomorzu wiedza o zbrodni pomorskiej jest w zasadzie znikoma. Kojarzymy zbrodnie katyńską i wołyńską, ale już niekoniecznie zbrodnię pomorską.
Czy da się przebaczyć tamte zbrodnie?
Nagrałem zeznania wielu świadków zbrodni na Pomorzu. Wojna bezpowrotnie zabrała im rodziców i radość dzieciństwa. W wielu przypadkach ci ludzie noszą w sobie do dziś traumy z tego okresu. Minęły 84 lata, a ich opowieściom wciąż towarzyszą emocje i łzy. Dzieci ofiar mówią, że mają ogromny żal do Niemców, że trzeba przebaczać, ale nie zapominać. Podkreślają jednocześnie, jaką wartością jest pokój i czym tak naprawdę jest wojna.
Sebastian Bartkowski - historyk, nauczyciel, reżyser filmów dokumentalnych, prezes Unisławskiego Towarzystwa Historycznego, autor filmów dokumentalnych o zbrodniach niemieckich na Pomorzu