Reklama

Kościół

Święta w habicie

Gdy siadamy do wigilijnego stołu, mamy wokół siebie swoich krewnych i bliskich. Nie każdy jednak ma ten przywilej. Czy zakonnikom brakuje rodzinnych świąt? Jak Boże Narodzenie wygląda za klasztorną furtą?

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W ostatnich latach, gdy przygotowywałem stół do wieczerzy wigilijnej, często zastanawiałem się, jak wyglądają święta w nietypowych miejscach. Klasztory od zawsze budziły we mnie poczucie pewnej tajemniczości, nieodkrytej karty. Czy zakonnicy widzą się w święta z rodzinami? Czy mają choinkę, dwanaście dań, prezenty...

Jasnogórska Wigilia

– Wigilia na Jasnej Górze ma bardzo polski, rodzinny charakter. Na środku refektarza stoi ogromna choinka – wysoka do sufitu – pięknie ubrana w bombki i światełka, których blask rozjaśnia całe pomieszczenie. Przy choince stoi mała szopka. Stoły nakryte są białymi obrusami. Do wieczerzy zasiada ok. 120 zakonników – opowiada o. Jerzy w rozmowie z Niedzielą.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Wieczerza rozpoczyna się ok. godz. 18.30 śpiewem kolędy, później wszyscy łamią się opłatkiem i składają sobie życzenia. Na stołach są tradycyjne polskie potrawy: barszcz czerwony z fasolą, kapusta z grochem i grzybami, ryba, śledzie, łamańce z makiem, kompot z suszonych owoców. Nigdy nie podawano i nie podaje się wina – dodaje o.  Tomziński w rozmowie z Jolantą Marszałek.

W Tyńcu jak w domu

Reklama

– Święta Bożego Narodzenia, podobnie jak wszystkie inne uroczystości, zawsze spędzamy we wspólnocie tutaj, w Tyńcu. Nikt z nas w tym czasie nie wyjeżdża do rodziny. Często bywa, że w tych dniach odwiedzają nas nasi krewni i bliscy. Mamy świadomość, że zakon to jest nasz dom, że też jesteśmy w pewnym sensie rodziną, tym bardziej że w klasztorach benedyktyńskich całe życie spędza się w jednej wspólnocie. To trochę inny rodzaj więzi niż we wspólnotach, które ich członkowie zmieniają co dwa, trzy lata. Niektórzy z naszych mnichów są ze sobą na modlitwach od 50 lat.

W związku z tym nasze wieczerze wigilijne są przeżywane rodzinnie – zwierza się Niedzieli br. Grzegorz Hawryłeczko, rzecznik prasowy Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. I dodaje:

– Sama wieczerza wigilijna jest podobna do tej znanej nam z rodzinnych domów, z tą różnicą, że spożywamy ją w naszej jadalni, czyli w klasztornym refektarzu. Jest to duże, zabytkowe pomieszczenie, które z pewnością przyczynia się do wyjątkowego klimatu naszej Wigilii. Pod wieloma względami jest to jednak wieczerza taka jak w wielu polskich domach. Staramy się, żeby zawsze były tradycyjne wigilijne potrawy. Zdarza się także, że na Wigilii są z nami nasi oblaci, czyli osoby świeckie związane z zakonem benedyktynów.

Benedyktyni kultywują także piękną polską tradycję wspólnego śpiewania kolęd po wieczerzy wigilijnej.

– Zawsze po Wigilii udajemy się na kolędowanie w gronie zakonników. Jest muzyka, śpiewamy kolędy, a na koniec tego kolędowania wszyscy odnajdujemy prezenty pod zakonną choinką. To nie jest coś bardzo wielkiego, ale to zawsze taki gest wzajemnej życzliwości we wspólnocie – opowiada br. Grzegorz.

Pierogi po franciszkańsku

Reklama

Święta bez rodziny to jedna z tych perspektyw, której boimy się najbardziej. Jest kilka dni w roku, w których człowiek nie wyobraża sobie być z dala od swoich bliskich. Jak do tego podchodzą zakonnicy? Ojciec Tomasz Trawiński, franciszkanin z Chęcin, zwraca uwagę na właściwe podejście i nastawienie.

– Życie zakonne zakłada, że wchodzimy w nową rodzinę – zakonną. Znane jest sformułowanie: „Matka zakon”. Zatem święta, w przeciwieństwie do księży diecezjalnych, spędzamy w zakonie. Oczywiście, są wyjątkowe sytuacje, np. kiedy komuś w ostatnim czasie zmarli tata czy mama, wówczas jest możliwość wyjazdu w celu towarzyszenia bliskim – wyjaśnia Niedzieli o. Tomasz.

Reklama

– W czasie seminarium, tuż przed ślubami wieczystymi, także jedzie się na święta do domu, aby w pewien sposób przygotować siebie i bliskich do nowego życia. Oczywiście, nadal jest to nasza rodzina, ale podobnie jak było w życiu Jezusa, który do pewnego czasu był w rodzinie, a później angażował się w głoszenie Ewangelii – i u nas tak jest. Z samego założenia życie zakonne naśladuje życie Jezusa, nie tylko w wymiarze ślubów, czyli posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, ale także w innych aspektach, m.in. właśnie w tworzeniu nowej wspólnoty w zakonie. Rodzina zakonna jest tutaj na pierwszym miejscu i z nią spędzamy święta. Czy brakuje nam w czasie świąt własnej rodziny? Mnie osobiście – myślę, że nie, tym bardziej że po świętach jadę na kilka dni do domu. Uważam, że ważne jest odpowiednie nastawienie. Ja od początku nastawiłem się na to, że zakon to moja rodzina i chyba nigdy nie miałem takiej sytuacji, żeby mi bardzo brakowało domu rodzinnego. To też jest jakiś etap dojrzałości: to, co było, już się skończyło i następuje teraz nowy etap. Ale podobnie jest też chyba w rodzinie, kiedy syn czy córka biorą ślub, tworzą nową rodzinę i czasami nie spędzają świąt z mamą i tatą – zwraca uwagę franciszkanin.

– Wigilia w zakonie franciszkańskim wygląda tak jak Wigilia w rodzinie – opowiada. – Oczywiście, z tymi dwunastoma daniami bywa różnie. Chociaż gdyby liczyć jak moja babcia, która do dwunastu dań wliczała też sól czy pieprz, to by się uzbierało... (śmiech). Ale tak poważnie – tych kilka potraw wigilijnych jest zawsze. Na pewno karp, pierogi z kapustą i grzybami, ryby na różne sposoby. Wigilii w zakonie towarzyszy także, tak jak w domu, choinka, są życzenia, a nawet drobne prezenty jako wzajemne podziękowania.

Ojciec Tomasz zdradził także Niedzieli pewien ciekawy i niecodzienny wigilijny zwyczaj, który kultywują franciszkanie z Chęcin.

– Otóż do kilku pierogów wkłada się jednogroszówkę, a do kilku innych – bardzo ostrą papryczkę chili. Jak jesz konkretnego pieroga, to nigdy nie wiesz, na co trafisz (na szczęście nikt sobie jeszcze zęba nie złamał na tej jednogroszówce…). Jemy, przypatrujemy się, kto natrafi na ten pieniążek albo kto się skrzywi, bo akurat przegryzł papryczkę (śmiech).

Powyższe przykłady ukazują nam, że w zakonie święta też mogą być rodzinne. Ważne są odpowiednie nastawienie i świadomość tego, że wszyscy tworzymy jedną rodzinę. Zgromadzeni wokół Jezusa, którego przyjście i obecność w świecie świętujemy.

2020-12-19 19:45

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Asyż: peregrynacja habitu ojca Pio

[ TEMATY ]

O. Pio

habit

Biuro Prasowe OFMCap-Krka

Ojciec Pio miał swoje osobiste, pełne czułości zwroty, którymi odnosił się do swojej „Mateczki”, „Mateńki”, „Kochanej Matki”, „Pięknej Matki”, „Najbardziej Świętej Matki”

Ojciec Pio miał swoje osobiste, pełne czułości zwroty,
którymi odnosił się do swojej „Mateczki”, „Mateńki”,
„Kochanej Matki”, „Pięknej Matki”, „Najbardziej Świętej Matki”

W Asyżu rozpoczęła się peregrynacja habitu św. ojca Pio, który miał na sobie w dniu, kiedy 100 lat temu otrzymał stygmaty. Relikwia nawiedzi także La Vernę, gdzie św. Franciszek otrzymał stygmaty.

Wydarzenie to zbiega się z uroczystościami związanymi z patronalnym świętem Matki Bożej Anielskiej. Jak co roku tysiące pielgrzymów przybyło więc do miasta Biedaczyny z Asyżu, aby otrzymać odpust zupełny. Kustosz Porcjunkuli, o. Giuseppe Renda, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego wskazuje na św. Franciszka i św. o. Pio jako dwie wielkie postaci ukazujące drogę do zwyciężenia grzechu, którą jest ofiarowanie siebie z miłości Bogu i bliźniemu. Podkreśla zarazem, że życie o. Pio, stygmaty, które otrzymał i cuda, które za jego przyczyną się działy jasno wskazują drogę wiodącą do Boga. Franciszkanin zwraca również uwagę na przesłanie obu świętych, którym jest konieczność pojednania, którego świat dziś szczególnie potrzebuje.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV: miłość Jezusa nie upokarza

2025-10-01 10:28

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Jezus ofiarowuje swoje rany jako gwarancję przebaczenia. I pokazuje, że zmartwychwstanie nie jest przekreśleniem przeszłości, ale jej przemianą w nadzieję miłosierdzia - wskazał Papież podczas audiencji generalnej. Środowa katecheza stanowiła kontynuację rozważań dotyczących Paschy Jezusa (J 20, 19-23).

Na początku katechezy Papież wskazał, że „centrum naszej wiary i serce naszej nadziei mają swoje głębokie zakorzenienie w zmartwychwstaniu Chrystusa”. Lektura Ewangelii pokazuje, że jest to tajemnica zaskakująca poprzez fakt w jaki sposób Syn Boży to uczynił. Nie jest to „pompatyczny triumf”, zemsta czy odwet na przeciwnikach. To „cudowne świadectwo tego, jak miłość potrafi podnieść się po wielkiej porażce, aby kontynuować swoją drogę, której nie da się powstrzymać”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję