Bardziej krytyczni widzowie powiedzieliby, że pozafilmowy kontekst w nowym filmie Woody’ego Allena „W deszczowy dzień w Nowym Jorku” jest najważniejszy. Ponowione oskarżenia Allena o pedofilię, którymi żyją popularne media, sprawiły, że reżysera porzucił dotychczasowy dystrybutor. W efekcie film nie miał jeszcze premiery w USA i odbyła się ona de facto w Polsce. Film nie porywa, miłośnicy 83-letniego już Woody’ego Allena nie mają lekko. Reżyser raz po raz się powtarza, nie ma w tym filmie niczego, czego nie widzieliśmy wcześniej. Powtarza stare dialogi, skecze i dowcipy, a jego bohaterowie, choć są współcześni, trącą naftaliną. Jakby pochodzili z dawnych filmów Allena. Student Gatsby przyjeżdża do Nowego Jorku z koleżanką, która redaguje studenckie pismo. Ma jej pomóc w wywiadzie ze znanym reżyserem, którego trapi twórcza niemoc. W Nowym Jorku zaczyna padać deszcz... Możliwe, że obraz tego miasta jest w tym filmie najciekawszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu