Dobre ręce ojca Juliana zakryło dębowe wieko. Ich tajemnicę, aż do końca świata zakrytą przed ludzkimi oczyma, przeniknął już Bóg. On je osądził, ogarnął boskim wzrokiem i zobaczył, czym są wypełnione. On je ujął w swoje dłonie i wyjął z nich ziarno. „Czyste – mówi – oczyszczone jak złoto w tyglu, plewę owiał wiatr cierpienia i pracy, a spalił ogień pokuty”.
Wziął Bóg czyste ziarno z rąk taty Juliana. „Co z nim czynić – myśli. Co zrobić z tym ziarnem? Do spichlerza złożyć? Zasiać? Zmielić?”. Może wsypać komu w zanadrze? Przerzuca Bóg Julianowe ziarno z Boskiej Dłoni, do dłoni i myśli.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pierwszy korzec
W końcu podzielił Bóg ziarno na części kilka, a moc go było. Korce wypełnił, aniołów zawołał i powiada: „Weźcie pierwszy korzec, to ziarno wysiane zostanie”.
Po prawicy Ojca siedzący Syn Boży mówi: „Jeżeli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi owoc obfity”. „Dobrze – Ojciec mówi – niech obumrą te ziarna”.
A oto Julianowe ziarna obumarłe:
to pozmieniane plany,
to zawiedzione nadzieje,
to żona Stasia pochowana,
to syn Józek w białym ornacie
złożony w medyckim grobie,
to przyszłość zasłonięta,
to pamięć w białych plamach.
Reklama
Zobaczył tato Julian, że jego ziarno obumiera i zapłakał. Pan Jezus kalwaryjski w kapeluszu ogrodnika, co zna się na ziarnach lepiej jak Julian, mówi mu, jak do Maryi pod kapliczką grobową: „Nie płacz, szczęśliwy, kto płacze przy siewie, kto we łzach sieje, żąć będzie w radości”.
Przestał Julian płakać i patrzy, jak dalej Boski Siewca wyszedł siać. Nie wszystkie ziarna taty Juliana padły na ziemie żyzną.
Jedne padły na drogę i przyleciały ptaki – tato Julian uśmiecha się i mówi: „Niech się najedzą, zaśpiewają pięknie”.
Inne padły na miejsce skaliste i szybko wzeszły – tato Julian pozbierał i mówi: „Nadadzą się, ładne”.
Jeszcze inne padły między ciernie – a tato Julian kolce powyrywał, bo przecież inaczej nie urosną, dłonie sobie poranił, krwią spłynęły.
Patrzy Julian na rosnący kłos z cierni wyzwolony i mówi do niego: „Wyryłem cię sobie na obu swych dłoniach, nigdy nie zapomnę o tobie. Wie ktoś z was, jak ma na imię ten kłos?”.
A inne ziarna plon wydały trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny na życie wieczne.
Ocieraj nasze łzy, Panie, gdy patrzymy, jak ziarno nasze gnije.
Ocieraj nasze łzy, Panie, gdy bolą ręce poranione cierniami, gdy oczyszczamy glebę serca, aby było skruszone. Ocieraj łzy pogrzebowe, pamięcią Twojego Słowa, że ziarno musi obumrzeć.
Drugi korzec
Reklama
Drugi korzec ziarna kazał Bóg zawieźć aniołom do swojego młyna. Boże młyny mielą powoli. 88 lat, tyle żarna życie obracały. Zmielone okazało się czystą mąką. Teraz Matka Boża Kalwaryjska wzięła trzy miary mąki i zaczyniła na chleb. Wypiekła. Jezusowe Ciało będzie z tego chleba. Dała synom Juliana, a oni wzięli i słowami Jej Syna przeistoczyli i dawali ludziom, a oni spożywali i nasycili się miłością z Julianowej pszenicy.
Chlebie Żywy, nie byłoby Ciebie, gdyby nie Jezus, co do końca nas umiłował.
Chlebie Żywy, nie byłoby Ciebie, gdyby nie kapłan, co mówi Jego słowami.
Chlebie Żywy, nie byłoby Ciebie, gdyby nie ojciec, który pozwolił mielić swoje ziarno.
Jak ten Chleb co złączył złote ziarna, tak niech miłość złączy nas ofiarna.
Panie, dobrze, że tu jesteśmy – Ty sam zbudowałeś namiot pośród nas – tabernakulum Obecności. Jednak nie byłoby tej Obecności, gdyby nie było ojca i jego miłości, i gdyby nie było kapłaństwa Józka i Zbyszka.
Pocieszenia i zjednoczenia, z tymi, co oddali już swoją pszenicę, i tymi, którzy ją jeszcze zbierają, możemy dostąpić właśnie tu, w cieniu namiotu wypełnionego Bożym Chlebem. Nie ma zapomnienia przy ołtarzu Pańskim.
Trzeci korzec
Trzeci korzec pszenicy dzielony miał być i sypany w zanadrza. Miarą dobrą, utrzęsioną. Znów Matka Boża przyszła – Pośredniczka Łask. „Matko – Syn powiada – weź pszenicę Juliana i podziel komu trzeba”.
Wzięła Matka pszenicę i ucha nastawiła, jak w Kalwarii Pacławskiej. Słucha ludzkiej prośby. Ten potrzebuje i tamten, a Ona hojnie rozdaje, w jego domu, tym co obok domu, tym z daleka i z bliska, tym co go znali, i tym co go nie znali, tym co go szanowali, i tym co nie szanowali, tym co byli mu życzliwi i innym, wszystkim.
Reklama
A dobroć spełniona za życia, okazała się, jak u wdowy w Sarepcie Sydońskiej, niewyczerpana w czasie głodu. Rozdała wszystko i jeszcze Jej zostało. I nie zdziwiła się obfitością, bo była kiedyś w Kanie. Ziarno to, gdy w Boskiej dłoni spoczęło, choć z ludzkiej wzięte, nie jest już tylko ludzkie, ale Boskie bardziej. A przez Miłosierdzie staje się jak Ono: niewyczerpane. Naucz nas miłości, Panie, co nie zazdrości, nie poklaskuje, nie podnosi głowy, ale ufa i daje, a dzieląc, mnoży.
Reszta
To co zostało, kazał Bóg złożyć do spichlerza, a ten był jak księga do czytania. Pracowite ręce ojca Juliana owocami życia spisały karty, które Bóg już odczytał. Nam je też kiedyś odczyta. Będzie też Bóg czytał nasze karty, słowa pisane ziarnem, nie plewą. Lecz zanim ziarno trafi do dłoni Boga, musi przejść przez nasze ręce: zasiane, pielęgnowane, zebrane, oczyszczone i rozdane.
Poparz na swoje ręce i poproś, aby ziarno nie przesypywało ci się przez palce.