Ks. Zbigniew Suchy: – Opowiedzcie, jak zaczęła się Wasza przyjaźń z ks. Balickim. Wiem, że był to dla Was czas trudny.
Mariola Kopacka: – Monika urodziła się z wadą wrodzoną. Bardzo dużo chorowała. Kiedy miała roczek, była w stanie krytycznym. Jeździliśmy po różnych klinikach, lekarzach. Pewnej niedzieli, kiedy został ogłoszony dekret o heroiczności cnót ks. Balickiego, byłyśmy ze szwagierką na Mszy św. w różnych kościołach. Później okazało się, że obie pomyślałyśmy wtedy o tym, żeby Monikę oddać w opiekę ks. Balickiego. Tak się zaczęła nasza codzienna modlitwa do niego, która trwa po dziś dzień.
– Jak długo trwała ta walka o zdrowie Moniki?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Przez dwa lata. Monika cierpiała na zwężenie dróg żółciowych. Dopiero kiedy miała trzy lata, można było przeprowadzić konieczną operację. Trwała ona bardzo długo, ale przebiegła pomyślnie. Pani doktor, do której poszłam z kwiatami, żeby jej podziękować za trud operacji, powiedziała, żeby te kwiaty zanieść do kościoła, bo ona zrobiła co mogła, a reszta jest w rękach Boga. Po tym zabiegu wszystko się trochę wyciszyło, ale dolegliwości dalej trwały. Kiedy Monika miała 12 lat, pojawiła się u niej torbiel w okolicy trzustki. Modliliśmy się wtedy podczas Mszy św. za wstawiennictwem ks. Balickiego o zdrowie dla niej. Ksiądz, który udzielił jej wtedy sakramentu chorych, zadał jej pytanie, czego ona by chciała najbardziej. Odpowiedziała: „Już nigdy więcej nie leżeć w szpitalu”.
– Sama jesteś pielęgniarką. Czy miałaś takie przekonanie, że tym najbardziej skutecznym „chirurgiem” okaże się ks. Balicki?
– Były chwile zwątpień, ale nigdy nie wypuściłam nadziei z jego ręki. Monika miała wyznaczony kolejny zabieg. Wszystko było już przygotowane, wyznaczony był termin operacji. Monika czekała na przyjęcie do szpitala. Wtedy otrzymaliśmy telefon, że nie mogą ją przyjąć w oznaczonym terminie, bo na oddziale nie ma miejsc. Czekając na kolejny termin, zrobiliśmy dodatkowo kolejne badania. Kiedy po raz kolejny pojechaliśmy do szpitala, pokazałam lekarzowi wyniki tych badań. Stwierdził, że możemy wracać do domu, bo zabieg nie jest potrzebny. Bo torbiel zniknęła, po prostu jej nie ma. Wszystko się cofnęło i teraz jest zupełnie zdrowa. Od tego czasu Monika była w szpitalu tylko dwa razy, kiedy przychodziły na świat jej dzieci – Paweł i Mateusz.
– Marianie, jak Ty to wszystko przeżywałeś? Mężczyźni mają chyba w sobie trochę więcej nieufności i sceptycyzmu. Jak przyjąłeś tę informację, że trzeba zacząć się zaprzyjaźniać z tym szczególnym lekarzem?
Marian Kopacki: – Przyjąłem to od początku z wiarą w Bożą Opatrzność. Kiedy uczestniczyłem we Mszy św. w intencji Moniki, wierzyłem, że wszystko będzie dobrze, a badania potwierdziły, że tak właśnie się stało.
Reklama
– Moniko, kiedy jako dwunastoletnia dziewczynka przygotowywałaś się do operacji, były to dla Ciebie z pewnością ciężkie chwile.
Monika Iglarowicz: – Tak, byłam już wtedy całkiem świadoma sytuacji. Dzięki rodzicom zaczęłam się modlić do ks. Balickiego. Co roku byliśmy na jego grobie i tak jest do dzisiaj.
– Piotrze, nie każdy mężczyzna ma szczęście przebywać na co dzień z żyjącym cudem. Jaki wpływ mają te wydarzenia sprzed lat na Wasze życie dzisiaj?
Piotr Iglarowicz: – Monika jest pełna wiary, a codzienna modlitwa ją umacnia i myślę, że umacnia nas wszystkich. Ja także opieram się na wstawiennictwie bł. ks. Balickiego. Wiara Moniki w jego opiekę, w to, że jemu zawdzięcza zdrowie i życie, daje mi pewność, że tak rzeczywiście jest i że on będzie przy nas zawsze.
– Ks. Balicki jest w pewnym sensie Waszym domownikiem. Czy odczuwacie to na co dzień? Czy zwracacie się do niego w trudnych momentach?
– Tak. Czujemy, że on jest obecny z nami cały czas.