Reklama

Wiadomości

Katastrofa wreszcie jest badana

Ustalenia tzw. komisji Millera rozbiły się w drobny mak o twardą naukę – tak najkrócej można podsumować ustalenia Podkomisji ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem, które zaprezentowano w 7. rocznicę tragedii

Niedziela Ogólnopolska 17/2017, str. 38-39

[ TEMATY ]

Smoleńsk

katastrofa smoleńska

Artur Stelmasiak

Podczas prezentacji prac podkomisji smoleńskiej w 7. rocznicę katastrofy

Podczas prezentacji prac podkomisji smoleńskiej w 7. rocznicę katastrofy

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Naukowcy pracujący dla komisji przy MON udowodnili wreszcie kilka ważnych kwestii. Pokazali, że stawiają trudne pytania i szukają na nie naukowo-eksperymentalnych odpowiedzi. Ich poprzednicy robili natomiast wszystko, by tych pytań unikać, a szczątkowy materiał dowodowy posklejać i ułożyć w niedrażniącą Rosjan całość.

Podkomisja smoleńska przeanalizowała tysiące danych, ale również przeprowadziła dziesiątki doświadczeń, za którymi stoją naukowcy z dwóch renomowanych polskich uczelni oraz USA. Włożono wiele wysiłku, by zebrać dokładne dane wyjściowe do eksperymentów. – Nie wiem, na ile to wszystko będzie musiało być jeszcze potwierdzone – to zadanie dla ekspertów, ale raport podkomisji przedstawia bardzo mocny materiał – powiedział prof. Michał Kleiber, były prezes Polskiej Akademii Nauk.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Moskwa dowodzi” i „kazali sprowadzać”

Podczas prezentacji prac podkomisji pierwszy raz dokonano precyzyjnej analizy sposobu naprowadzania polskiego Tu-154M w porównaniu z rosyjskim Ił-76, który próbował wcześniej wylądować na lotnisku Siewiernyj. Okazało się, że są to dwa różne światy. Rosyjski pilot, który kilkukrotnie robił podejście do smoleńskiego lotniska, był naprowadzany bardzo precyzyjnie w porównaniu z tym, co z wieży słyszała polska załoga.

Według podkomisji, piloci zostali skierowani na zbyt krótkie zajście (10 km, a Ił-76 miał 14 km) i od pierwszych sekund musieli gonić ścieżkę, niebezpiecznie zwiększając prędkość zniżania (tzw. prędkość pionową). Na tym jednak nie koniec, bo Polacy cały czas słyszeli, że są na kursie i ścieżce, a ich lot tylko w jednym punkcie przeciął ścieżkę. W efekcie Tu-154M schodził kursem ponad 3 stopni, a Ił-76 miał ścieżkę nieco ponad 2 stopni, a więc droga podchodzenia polskiego samolotu była aż o 1/3 bardziej stroma. Co więcej, ta stroma ścieżka podchodzenia kończyła się z boku i 1 km przed pasem lotniska. Według podkomisji, zaniżenie ścieżki podchodzenia tylko przy jednym zajściu Tu-154M, wobec trzech poprawnych podejść Ił-76, niemal wyklucza niesprawną aparaturę bądź przypadek.

Reklama

W kontekście tego, jak Polacy byli sprowadzani, jeszcze bardziej sugestywnie wygląda rozmowa osób przebywających w smoleńskiej wieży kontroli lotów z decydentami w Moskwie. Szef kontroli lotów dostał jasną dyspozycję, że „Moskwa dowodzi”, a gdy pogoda stale się pogarszała, płk Nikołaj Krasnokutski zadzwonił do szefostwa. „Kazali sprowadzać” – usłyszeli tuż po rozmowie pozostali kontrolerzy.

Hipoteza wybuchów

W tych skrajnie niebezpiecznych warunkach piloci podjęli decyzję o odejściu, czyli zwiększeniu wysokości. Choć dowódca polskiej załogi wydał rozkaz na wysokości zbliżonej do tzw. wysokości decyzji, czyli ok. 90-100 m nad ziemią, to jednak samolot nadal się zniżał. Choć nieznane są wszystkie przyczyny dalszego opadania samolotu, to – według komisji – prawdopodobnie jest to skutek kilku awarii, które wystąpiły już w odległości 2,5 km od pasa startowego.

Zaniepokojeni piloci ręcznie zwiększyli moc silników i ściągnęli wolant do siebie. Samolot zaczął w końcu zwiększać swoją wysokość. Zdaniem podkomisji, lewe skrzydło maszyny zaczęło się rozpadać kilkadziesiąt metrów przed słynną brzozą, która, według rosyjskiego raportu oraz komisji Millera, miała odciąć skrzydło. Mimo częściowej defragmentacji powierzchni nośnej samolot zaczął się wznosić. Potwierdzają to naoczni świadkowie, ale także badania matematyczne oraz doświadczenia w tunelu aerodynamicznym, przeprowadzone zarówno przez Wojskową Akademię Techniczną, jak i na Uniwersytecie Akron w USA. Naukowcy są w trakcie tworzenia cyfrowej rekonstrukcji wraku z fragmentów odnalezionych w Smoleńsku.

Poprzednie komisje badały przebieg katastrofy tylko do brzozy, natomiast podkomisja w MON analizuje dane z rejestratorów, których zapis kończy się kilka sekund później. Na podstawie rozrzutu elementów samolotu oraz danych parametrów lotu postawiono hipotezę, że w tym czasie doszło do eksplozji. Według podkomisji, to mogło spowodować rozpad Tu-154M na tysiące maleńkich fragmentów. Naukowcy z WAT zrekonstruowali fragment kadłuba i doprowadzili do wybuchu, aby sprawdzić, jakie będą zniszczenia. Według podkomisji, są niemal tożsame ze zniszczeniami, które widoczne były w Smoleńsku. – Oczywiście, to wymaga dalszego badania, ale wydaje mi się, że jesteśmy już za półmetkiem naszej pracy – powiedział dr inż. Wacław Berczyński, przewodniczący podkomisji.

Reklama

Osamotniony Maciej Lasek

Tuż po prezentacji media wspierające rosyjską wersję zdarzeń, którą potwierdziły późniejsze ustalenia komisji Millera, przypuściły atak na Podkomisję ds. Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego pod Smoleńskiem. Były szef zespołu ds. bronienia dotychczasowych ustaleń dr Maciej Lasek razem z astrofizykiem z Toronto dr. hab. Pawłem Artymowiczem wziął udział w pracach sejmowego zespołu Platformy Obywatelskiej.

Sytuacja ta pokazuje, że role się odwróciły. Przez wiele lat dziesiątki naukowców, którzy chcieli zbadać przyczyny katastrofy, musiało się ukrywać i szukać bezpiecznego miejsca do debaty. Na wielu uczelniach był bowiem zakaz mówienia na ten temat. Wówczas dr Lasek mówił, że za zespołem Antoniego Macierewicza nie stoi żaden ekspert ani instytucja naukowa. Teraz jest na odwrót, bo skomplikowane badania prowadzą Wojskowa Akademia Techniczna, matematycy i fizycy z UKSW i Uniwersytetu Akron w USA, natomiast Maciej Lasek, który doktoryzował się na WAT, dziś dyskutuje o katastrofie w gronie jednego astrofizyka z Kanady, który przekornie stwierdza, że naukowcy z podkomisji MON „nie znają fizyki na poziomie szkoły średniej”.

Prezentacja badań podkomisji składa się z dwóch części. Pierwsza – dotyczy trajektorii lotu Tu-154M i sposobu jego naprowadzania przez rosyjskich kontrolerów. Opiera się więc na twardych danych, które posłużyły także do postawienia kontrolerom zarzutów umyślnego doprowadzenia do katastrofy. Druga część natomiast składa się z hipotez, za którymi stoją jednak twarda nauka i profesjonalnie przeprowadzone doświadczenia, które należało przeprowadzić 7 lat wcześniej. Podkomisja MON już teraz zrobiła znacznie więcej, niż kiedykolwiek uczyniła komisja Millera. Wystarczy zobaczyć, jak wyglądała prezentacja raportu Millera w porównaniu z profesjonalną i szczegółową wizualizacją opracowaną przez podkomisję MON, aby dostrzec gigantyczną przepaść między tymi komisjami. Nic więc dziwnego, że w poprzednie ustalenia przyczyn katastrofy prawie nikt w Polsce nie wierzył.

2017-04-18 14:47

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Po ośmiu latach oczekiwania

Niedziela Ogólnopolska 14/2018, str. 25

[ TEMATY ]

Smoleńsk

katastrofa smoleńska

Artur Stelmasiak

Pomnik ofiar tragedii smoleńskiej zostanie odsłonięty 10 kwietnia 2018 r. na placu Piłsudskiego w Warszawie

Pomnik ofiar tragedii smoleńskiej zostanie odsłonięty 10 kwietnia 2018 r.
na placu Piłsudskiego w Warszawie

Kilka dni po 10 kwietnia 2010 r. parlament w ponadpartyjnej uchwale potwierdził to, co czuli wszyscy Polacy – że katastrofa smoleńska była największą tragedią w powojennej historii Polski. Niestety, aż osiem długich lat trzeba było czekać, by to traumatyczne wydarzenie zostało godnie upamiętnione

Można się sprzeczać, czy smoleński pomnik powinien stać na placu Piłsudskiego, czy przed Pałacem Prezydenckim, czy na Krakowskim Przedmieściu. Ale jedno jest pewne: bezsprzecznie powinien stanąć w jednym z najbardziej eksponowanych miejsc stolicy Polski. Na to zasługują ofiary, na to zasługują Polacy i na to zasługuje Rzeczpospolita. Za 10-20 lat nikt nie będzie pamiętał o gorszących dziś sporach politycznych. – Przecież w tej katastrofie zginęli ludzie ze wszystkich opcji politycznych i wszyscy powinniśmy o tym pamiętać – mówi Jacek Sasin, minister w Kancelarii Premiera, który był w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r.

CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Zmarł ks. Zbigniew Nidecki

2024-04-29 12:13

Materiały kurialne

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Śp. Ks. Zbigniew Nidecki

Odszedł do wieczności ks. kan. Zbigniew Nidecki, kapłan diecezji zielonogórsko-gorzowskiej.

W piątek 26 kwietnia 2024 r., w 72. roku życia i 43. roku kapłaństwa, zakończył swoją ziemską pielgrzymkę śp. ks. kan. Zbigniew Nidecki, emerytowany kapłan naszej diecezji.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję