Reklama

Wiadomości

Telewizja to nie fabryka

O wpływie mediów na politykę i polityki na media, abolicji abonamentowej i potrzebie dekoncentracji kapitału z Witoldem Kołodziejskim rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 16/2017, str. 40-41

[ TEMATY ]

media

Grzegorz Boguszewski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Wiele złego mówi się ostatnio w Polsce o jakości mediów, zwłaszcza o ich niekorzystnej dla nas strukturze własnościowej, skutkującej stronniczością polityczną ich przekazu. Krytyka dotyczy przede wszystkim rynku gazet i czasopism, ale do pewnego stopnia także mediów elektronicznych, zwłaszcza że ich moc oddziaływania jest dominująca. Co dziś najbardziej niepokoi Krajową Radę Radiofonii i Telewizji?

WITOLD KOŁODZIEJSKI: – Powodów do niepokoju jest wiele, jednak sytuacja mediów elektronicznych jest i zawsze była inna niż mediów drukowanych, ponieważ ich tworzenie było regulowane przez system koncesji. Na tym rynku nigdy nie było wolnej konkurencji, zawsze ktoś był uprzywilejowany; tworzyły go decyzje kolejnych Krajowych Rad Radiofonii i Telewizji oraz kapitał, także zagraniczny, uczestniczący w nim zarówno na etapie koncesyjnym, jak i później, kiedy dochodziło do rozmaitych przejęć.

– Nie mogło być inaczej, bo KRRiT zawsze podlegała zbyt silnym naciskom polityczno-biznesowym?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Niestety, tak. Faktem jest uwikłanie jej członków w jedną z największych afer korupcyjnych niepodległej Polski – w aferę Rywina, która toczyła się w cieniu KRRiT. Zarówno wpływy polityczne, jak i niejasne biznesowe układy mogły zatem mieć duże znaczenie w podejmowaniu kolegialnych, merytorycznych decyzji KRRiT; mogły też wpływać na wydawanie koncesji i na kształt ustaw.

– Bo to właśnie o media elektroniczne, zwłaszcza o koncesje telewizyjne, przetoczyła się przez III RP największa batalia...

– To dlatego, że media elektroniczne mają – wciąż jeszcze głównie telewizja – szczególnie wielki wpływ na życie społeczne, na kształt demokracji, na sposób funkcjonowania państwa i rządu. I tak to już jest od czasu wynalazku druku, że im bardziej nowe technologie medialne wpływają na politykę, tym bardziej polityka stara się wpływać na nie. KRRiT jako instytucja została wymyślona i stworzona po to, żeby tych wpływów unikać, ale jak pokazuje jej historia, nie do końca spełniła rolę bufora. Wiele z jej decyzji można by dziś podważać.

– Które konkretnie?

– Nie wartościując ich znaczenia, za te najistotniejsze, które wywarły duży wpływ na kształt życia politycznego i społecznego w Polsce, można uznać pierwsze decyzje KRRiT, czyli przyznanie koncesji dla Polsatu, dla niepozornej telewizji Wisła i innych telewizji regionalnych, z których później powstała potężna TVN. Ale z drugiej strony – bardzo ważne było przyznanie w końcu, mimo długotrwałego oporu Rady, koncesji dla Radia Maryja. Wiele niejasności wzbudza obecnie proces przechodzenia na technologię cyfrową, czyli rozszerzenie rynku o multipleksy cyfrowe, pozostający również w związku z sytuacją polityczną w kraju...

Reklama

– Czy obecną sytuację na rynku mediów elektronicznych w Polsce można uznać za ostatecznie „zrównoważoną”?

– Moim zdaniem, właśnie ze względu na wspomniane nie najlepsze decyzje podjęte w przeszłości ta równowaga jest i zawsze będzie, może nawet coraz bardziej, chwiejna... Wprawdzie mamy rynek podzielony po równo między trzech dużych nadawców – Telewizję Publiczną, Polsat i TVN – to jednak coraz więcej pola oddają oni konkurencyjnym programom internetowym.

– Jaka jest zatem rola regulatora takiego jak KRRiT, gdy świat mediów elektronicznych staje się tak bardzo skomplikowany?

– Mimo że koncesje radiowo-telewizyjne już zostały rozdane, mimo że ukształtował się już konkretny rynek mediów elektronicznych, na którym wyrosło i umocniło się trzech głównych nadawców, to jednak z uwagi na znaczenie dla rozwoju społecznego i demokracji, nie możemy ich traktować jak zwykłe podmioty gospodarcze, jak fabryki. Stąd potrzeba pewnego wpływu i kontroli, aby rynek tych mediów rozwijał się w sposób niezakłócany. KRRiT w konstytucji ma wpisaną powinność dbania o pluralizm w mediach.

– Z której raczej się nie wywiązywała – jeszcze do niedawna wszystkie trzy najważniejsze telewizje zgodnie jednym głosem krytykowały wyłącznie opozycję (wówczas PiS). To wynik bezsilności czy złej woli Rady jako organu kontrolującego? Czy zamierza Pan to zmienić?

Reklama

– Uczciwie powiem, że dbanie o pluralizm – zwłaszcza w wymiarze politycznym – rynku, który nie jest do końca wolny, nie jest proste. KRRiT może i powinna czuwać nad tym, aby nadawcy przestrzegali obowiązków nałożonych na nich przez ustawę, aby w ramach konkurencji między sobą nie stosowali nieuczciwych praktyk, np. puszczając więcej reklam, niż to jest dozwolone, ignorując ochronę małoletnich przed szkodliwymi treściami. Mamy tu cały katalog spraw, których nie możemy pozostawić jedynie działaniu prawa rynku, bo zbyt duży jest ich wpływ na odbiorców.

– Trudno zmusić wielkie telewizje komercyjne – które skupiają dwie trzecie rynku – by zajmowały się misją społeczną. Czy jednak media publiczne należycie wywiązują się z przypisanej im ustawowo misyjności?

– W różnych okresach różnie z tym bywało.

– Jeden z prezesów TVP deklarował wprost: tyle misji, ile abonamentu!

– I to on był jednym z „bohaterów” afery Rywina, w której chodziło o przejęcie TVP 2 przez prywatny kapitał. Ale mieliśmy też premiera, który postulował zniesienie abonamentu, nazywając go podatkiem niepotrzebnie obciążającym portfele obywateli...

– Faktem jest, że TVP żyje dziś przede wszystkim z reklam, nie z abonamentu, i niewiele różni się od stacji komercyjnych.

– Być może ta misyjność jest wciąż zbyt mało widoczna, ale przecież to tylko TVP znacząco inwestuje w promowanie kultury wysokiej – mamy choćby wielce zasłużony Teatr Telewizji. Mamy dobrze rozwiniętą produkcję wartościowych filmów dokumentalnych, nieodpłatne relacje z ważnych wydarzeń sportowych itp.

– Czy KRRiT nie ma żadnych zastrzeżeń wobec realizacji misji przez TVP?

Reklama

– Cały czas kontrolujemy tę misję, co roku podpisujemy specjalne porozumienia finansowo-programowe i bardzo wnikliwie sprawdzamy, czy zostało wykonane to, do czego TVP się zobowiązała i na co KRRiT przeznaczyła pieniądze z abonamentu. Oczywiście, musimy sobie zdawać sprawę ze wszystkich istniejących ograniczeń...

– Chodzi przede wszystkim o mały dopływ pieniędzy z abonamentu?

– Niestety, tak. Udział abonamentu w całym budżecie telewizji publicznej wynosi zaledwie ok. 20 proc., ale zazwyczaj TVP stara się robić więcej programów misyjnych, niż pozwalają jej na to wpływy z samego abonamentu. Oczywiście, widziałbym dziś inną telewizję publiczną i inny jej rozwój...

– Jaka powinna być ta idealna telewizja publiczna?

– Dobra telewizja publiczna kojarzy mi się z lokalnością. Dlatego uważam, że trzeba zadbać o rozwój lokalnych ośrodków TVP i lokalnych spółek radia publicznego. Ma to fundamentalne znaczenie dla życia społecznego i kulturalnego w poszczególnych regionach, dla lokalnej demokracji. Aby wzmacniać te mechanizmy, trzeba wzmacniać stacje i rozgłośnie regionalne. Media lokalne nie muszą być skazane na niepowodzenie, ale mogą istnieć – szczególnie lokalna telewizja – tylko dzięki wsparciu publicznych pieniędzy.

– A nad dopływem tego wsparcia czuwa właśnie KRRiT i – niestety – jest bezradna?

Reklama

– To prawda. Podejmowane są obecnie próby poprawienia wpływów z abonamentu, rozpatruje się różne warianty skuteczniejszego poboru, jednak np. propozycja najprostsza, czyli opłacenie niewielkiej daniny radiowo-telewizyjnej przy okazji rozliczania podatków może wymagać specjalnej notyfikacji Komisji Europejskiej, na którą raczej nie można liczyć.

– Nie ma zatem nadziei na więcej przyzwoitej misyjności, a mniej niezbyt mądrych, ale drogich programów rozrywkowych, które przyciągają reklamy jako główne źródło utrzymania telewizji publicznej?

– Mimo wszystko uważam, że prace nad uszczelnieniem obecnej ustawy abonamentowej są na tyle zaawansowane, że wpływy z abonamentu wkrótce się poprawią i wtedy będzie można podjąć dyskusję o ograniczeniu reklam w telewizji publicznej. Być może zaproponowana przez rząd tzw. abolicja abonamentowa zachęci osoby dotychczas uporczywie uchylające się do opłacania abonamentu... KRRiT myśli również o premiach dla osób, które sumiennie płaciły abonament RTV.

– Czy dziś, gdy świat nadawców elektronicznych staje się pod każdym względem bardziej skomplikowany, KRRiT jako regulator i kontroler jest w stanie sprostać gromadzącym się wyzwaniom?

Reklama

– Przed nami ogrom pracy. W tym roku prawdopodobnie będziemy zmieniali ustawę pod kątem dostosowania naszego prawa do wymogów UE, za czym pójdzie określenie i stworzenie karty powinności mediów publicznych, konkretyzującej wymagania i sposób rozliczania z wykonania misji. Poza tym zamierzamy wymusić na mediach publicznych, aby za pieniądze z abonamentu rozwijały też swą działalność w Internecie; tak, aby publiczna telewizja i radio stworzyły jeden wspólny portal, gdzie będą umieszczone wszystkie ich bezcenne zasoby archiwalne oraz cała bieżąca produkcja. Korzystając z tej bazy, mogłyby się też znakomicie rozwijać lokalne media publiczne.

– Na media komercyjne, dzierżące jednak w Polsce rząd dusz, KRRiT nie ma takiego wpływu, który mógłby zmienić ich oblicze i nastawienie na bardziej obiektywne i zarazem korzystne dla biegu polskich spraw...

– Krajowa Rada miała wpływ na potencjał ich oddziaływania, gdy rozdzielała koncesje, później mogła już tylko upominać lub karać w przypadku naruszenia przepisów ustawy (jedną z bardziej głośnych spraw było ukaranie TVN „za naruszanie czci i szacunku dla flagi państwowej” w programie Kuby Wojewódzkiego). Nie może natomiast ingerować w prowadzoną przez nie politykę, nawet jeśli jest niekorzystna dla Polski. Uważam jednakże, że trzeba pilniej zwracać uwagę na to, iż te media bywają naszemu krajowi wręcz ostentacyjnie nieżyczliwe. W tym kontekście można dziś mówić, że ogromne znaczenie ma narodowość kapitału ulokowanego w dużych mediach elektronicznych.

– W jakim stopniu hasło repolonizacji dotyczy mediów elektronicznych?

Reklama

– W niewielkim, mimo że duże i wpływowe grupy medialne, takie jak TVN, są w rękach kapitału amerykańskiego, grupa radiowa RMF należy do kapitału niemieckiego Emitel, monopol nadawczy (czyli stronę techniczną mediów elektronicznych) mają amerykańskie fundusze inwestycyjne, najwięksi operatorzy kablowi to także nie jest polski kapitał... Można więc powiedzieć, że polskie media elektroniczne – wyłączając same stacje telewizyjne – tylko w niewielkim stopniu znajdują się w rękach polskiego kapitału. Mimo tego, w przypadku elektronicznych mediów prywatnych w Polsce możemy rozważać tylko problem dekoncentracji kapitału.

– Przewiduje się konkretne działania?

– Mam nadzieję. Proponowane przez nas zapisy antykoncentracyjne służą uniemożliwieniu takich praktyk, np. gdy nadawca programu telewizyjnego jednocześnie sprzedaje reklamy również innym telewizjom i uzależnia tę sprzedaż od wpływów reklamowych na swoich kanałach. Jeżeli nadawca programu telewizyjnego jest jednocześnie największym właścicielem platformy satelitarnej i decyduje, czy wpuścić konkurencję na tę platformę, to należy ten stan rzeczy zmienić na taki, jaki obowiązuje od dawna w innych krajach.

– Tyle że z tego powodu na Polskę posypią się gromy z tychże właśnie innych krajów...

– Nie należy się tym przejmować, tylko konsekwentnie czerpać z doświadczeń tychże krajów, które przecież najlepiej wiedzą, jak wielki wpływ media – zwłaszcza telewizje – mają na kształt demokracji i życie polityczne każdego kraju. Każde społeczeństwo w każdym kraju ma prawo – i powinno – wiedzieć, że nadmierna koncentracja kapitału medialnego, zwłaszcza zagranicznego, jest po prostu niebezpieczna dla interesów kraju.

* * *

Witold Kołodziejski
Dziennikarz (m.in. był autorem i wydawcą programów katolickich w TVP: Magazyn Katolicki, Credo, Credo 2000, Otwarte Drzwi, Między ziemią a niebem), samorządowiec, sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji (2015-16), przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (2007-10 i od 2016).

2017-04-11 09:43

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Charyzma naszych czasów

Niedziela Ogólnopolska 19/2013, str. 43

[ TEMATY ]

media

DrabikPany / Foter.com / CC BY

Jak wyczytałem na stronie internetowej Press.pl, Kamil Durczok, prowadzący i redaktor naczelny „Faktów” TVN, jest dziennikarzem telewizyjnym, któremu Polacy ufają najbardziej. „Press” podaje, że odpowiednie badania o nazwie European Trusted Brands 2013 przeprowadził Reader’s Digest.
CZYTAJ DALEJ

Święty oracz

Niedziela przemyska 20/2012

W miesiącu maju częściej niż w innych miesiącach zwracamy uwagę „na łąki umajone” i całe piękno przyrody. Gromadzimy się także przy przydrożnych kapliczkach, aby czcić Maryję i śpiewać majówki. W tym pięknym miesiącu wspominamy również bardzo ważną postać w historii Kościoła, jaką niewątpliwie jest św. Izydor zwany Oraczem, patron rolników. Ten Hiszpan z dwunastego stulecia (zmarł 15 maja w 1130 r.) dał przykład świętości życia już od najmłodszych lat. Wychowywany został w pobożnej atmosferze swojego rodzinnego domu, w którym panowało ubóstwo. Jako spadek po swoich rodzicach otrzymać miał jedynie pług. Zapamiętał również słowa, które powtarzano w domu: „Módl się i pracuj, a dopomoże ci Bóg”. Przekazy o życiu Świętego wspominają, iż dom rodzinny świętego Oracza padł ofiarą najazdu Maurów i Izydor zmuszony był przenieść się na wieś. Tu, aby zarobić na chleb, pracował u sąsiada. Ktoś „życzliwy” doniósł, że nie wypełnia on należycie swoich obowiązków, oddając się za to „nadmiernym” modlitwom i „próżnej” medytacji. Jakież było zdumienie chlebodawcy Izydora, gdy ujrzał go pogrążonego w modlitwie, podczas gdy pracę wykonywały za niego tajemnicze postaci - mówiono, iż były to anioły. Po zakończonej modlitwie Izydor pracowicie orał i w tajemniczy sposób zawsze wykonywał zaplanowane na dzień prace polowe. Pobożna postawa świętego rolnika i jego gorliwa praca powodowały zawiść u innych pracowników. Jednak z czasem, będąc świadkami jego świętego życia, zmienili nastawienie i obdarzyli go szacunkiem. Ta postawa świętości wzbudziła również u Juana Vargasa (gospodarza, u którego Izydor pracował) podziw. Przyszły święty ożenił się ze świątobliwą Marią Torribą, która po śmierci (ok. 1175 r.) cieszyła się wielkim kultem u Hiszpanów. Po śmierci męża Maria oddawała się praktykom ascetycznym jako pustelnica; miała wielkie nabożeństwo do Najświętszej Marii Panny. W 1615 r. jej doczesne szczątki przeniesiono do Torrelaguna. Św. Izydor po swojej śmierci ukazać się miał hiszpańskiemu władcy Alfonsowi Kastylijskiemu, który dzięki jego pomocy zwyciężył Maurów w 1212 r. pod Las Navas de Tolosa. Kiedy król, wracając z wojennej wyprawy, zapragnął oddać cześć relikwiom Świętego, otworzono przed nim sarkofag Izydora, a król zdumiony oznajmił, że właśnie tego ubogiego rolnika widział, jak wskazuje jego wojskom drogę... Izydor znany był z wielu różnych cudów, których dokonywać miał mocą swojej modlitwy. Po śmierci Izydora, po upływie czterdziestu lat, kiedy otwarto jego grób, okazało się, że jego zwłoki są w stanie nienaruszonym. Przeniesiono je wówczas do madryckiego kościoła. W siedemnastym stuleciu jezuici wybudowali w Madrycie barokową bazylikę pod jego wezwaniem, mieszczącą jego relikwie. Wśród licznych legend pojawiają się przekazy mówiące o uratowaniu barana porwanego przez wilka, oraz o powstrzymaniu suszy. Izydor miał niezwykły dar godzenia zwaśnionych sąsiadów; z ubogimi dzielił się nawet najskromniejszym posiłkiem. Dzięki modlitwom Izydora i jego żony uratował się ich syn, który nieszczęśliwie wpadł do studni, a którego nadzwyczajny strumień wody wyrzucił ponownie na powierzchnię. Piękna i nostalgiczna legenda, mówiąca o tragedii Vargasa, któremu umarła córeczka, wspomina, iż dzięki modlitwie wzruszonego tragedią Izydora, dziewczyna odzyskała życie, a świadkami tego niezwykłego wydarzenia było wielu ludzi. Za sprawą św. Izydora zdrowie odzyskać miał król hiszpański Filip III, który w dowód wdzięczności ufundował nowy relikwiarz na szczątki Świętego. W Polsce kult św. Izydora rozprzestrzenił się na dobre w siedemnastym stuleciu. Szerzyli go głównie jezuici, mający przecież hiszpańskie korzenie. Izydor został obrany patronem rolników. W Polsce powstawały również liczne bractwa - konfraternie, którym patronował, np. w Kłobucku - obdarzone w siedemnastym stuleciu przez papieża Urbana VIII szeregiem odpustów. To właśnie dzięki jezuitom do Łańcuta dotarł kult Izydora, czego materialnym śladem jest dzisiaj piękny, zabytkowy witraż z dziewiętnastego stulecia z Wiednia, przedstawiający modlącego się podczas prac polowych Izydora. Do łańcuckiego kościoła farnego przychodzili więc przed wojną rolnicy z okolicznych miejscowości (które nie miały wówczas swoich kościołów parafialnych), modląc się do św. Izydora o pomyślność podczas prac polowych i o obfite plony. Ciekawą figurę św. Izydora wspierającego się na łopacie znajdziemy w Bazylice Kolegiackiej w Przeworsku w jednym z bocznych ołtarzy (narzędzia rolnicze to najczęstsze atrybuty św. Izydora, przedstawianego również podczas modlitwy do krucyfiksu i z orzącymi aniołami). W 1848 r. w Wielkopolsce o wolność z pruskim zaborcą walczyli chłopi, niosąc jego podobiznę na sztandarach. W 1622 r. papież Grzegorz XV wyniósł go na ołtarze jako świętego.
CZYTAJ DALEJ

Ze św. Andrzejem Bobolą w służbie prawdzie

2025-05-15 20:30

[ TEMATY ]

Warszawa

abp Wacław Depo

relikwie

św. Andrzej Bobola

Łukasz Krzysztofka

Instytut i Tygodnik „Niedziela” zyskały wyjątkowego orędownika. W czasie uroczystej Mszy św. pod przewodnictwem abp. Wacława Depo, metropolity częstochowskiego, w sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie relikwie męczennika w wigilię jego liturgicznej uroczystości przekazał o. Paweł Bucki SJ, proboszcz parafii.

Relikwie będą umieszczone w redakcyjnej kaplicy w Częstochowie, w której znajdują się także relikwie św. Franciszka Salezego, bł. kard. Stefana Wyszyńskiego i bł. ks. Jerzego Popiełuszki.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję