W internetowym miniserialu satyrycznym pt. „Ucho prezesa” Kabaret Moralnego Niepokoju pokazuje, co porabia kot prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. I bardzo dobrze, tzw. kociarze, przyjmują to ze zrozumieniem i rozbawieniem. Do mnie np. często dzwoni urocza dama, sympatyczna sąsiadka, i opowiada mi, co porabia jej kot Budrys, co spsocił, jak się z nią bawił „w kotka i myszkę”, jak popędził namolne gołębie z balkonu itp.
„Jeśli chcesz mieć w Waszyngtonie przyjaciela, spraw sobie pupila” – te słowa przypisuje się amerykańskiemu prezydentowi Harry’emu S. Trumanowi. Wszystko wskazuje jednak na to, że z rady nie skorzystał Donald Trump. Prawdopodobnie jest on pierwszym od 150 lat prezydentem USA, który nie zamieszkał w Białym Domu ze zwierzakiem. Dotąd tylko dwóch gospodarzy Białego Domu nie miało pupila: Andrew Jackson i James K. Polk. Zwierzęta zwykle są mile widziane w towarzystwie głowy państwa. Ocieplają wizerunek prezydenta Stanów Zjednoczonych i często pozują z nim do zdjęć. Na przykład Abraham Lincoln miał nie tylko koty i psy, ale także kozę, świnię i indyka. Martin Van Buren miał tygrysy, Calvin Coolidge – hipopotama karłowatego, a Thomas Jefferson i Theodore Roosevelt mieli niedźwiedzie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Bill Clinton pojawiał się z retrieverem, George W. Bush miał teriera szkockiego, a Barack Obama – portugalskiego psa wodnego. Z kolei za czasów Ronalda Reagana zamieszkał w Białym Domu cały zwierzyniec. Były to psy rasy: cavalier king charles spaniel. Rodzina Trumpów także pozuje do zdjęć ze zwierzętami, ale są to trofea upolowane przez synów Donalda – Donalda Jr. i Erica.
A ja bym na miejscu nowego prezydenta zabrał ze sobą BIZONA! Został chyba jakiś w indiańskim rezerwacie. Pasłby się taki bizon na trawniku przed Białym Domem i byłoby okay. Bo lewicowi, zieloni nadwrażliwcy już mają za złe nowemu prezydentowi, że nie ma na stałe psa, kota ani nawet papużek nierozłączek w klatce.
Przypomina mi się taki obraz – fotografia. Olbrzymi czarny labrador Koni, przestraszona kobieta, z przerażenia głęboko wciśnięta w fotel, a po drugiej stronie stołu – zadowolony, rozparty w fotelu niski, łysawy mężczyzna. Ten obraz – to spotkanie w styczniu 2007 r. w rezydencji pod Soczi kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Rosji Władimira Putina. Otóż kanclerz Niemiec cierpi na psią traumę, związaną z jej przeszłością. W młodości ponoć została dotkliwie pogryziona przez psa i od tej pory ma uraz i lęk przed tymi czworonożnymi przyjaciółmi człowieka. Trudno, żeby o tej fobii nie wiedział były oficer KGB.
Miejmy tylko cichą nadzieję, że w Dzień Dziękczynienia pierwsza dama Ameryki – Melania szepnie do ucha mężowi Donaldowi, że np. dziś na obiad są frytki i kurczak pieczony lub hamburger z sałatą, a nie indyk z żurawiną. Inaczej bowiem prezydent USA może zapomnieć o ułaskawieniu indyka, co czynili jego poprzednicy przez ponad 100 lat. I wtedy w Białym Domu nie będzie już naprawdę żadnych żywych zwierząt.
* * *
Andrzej W. Wodziński
Poeta, pisarz, dziennikarz, satyryk. W przeszłości pracownik PR stołecznych teatrów i dziennikarz Polskiego Radia w redakcji rozrywki i satyry.