Reklama

Polacy, Niemcy, Rosjanie i Ukraina

Na pierwszy rzut oka – tak przynajmniej wynika z towarzyskich rozmów Polaków – mamy dość ambiwalentne uczucia wobec wojny na Ukrainie; z jednej strony całym sercem wspieramy Ukraińców, a z drugiej – nie chcemy się tymże całym sercem angażować w rosyjsko-ukraiński konflikt, bo, jak się okazuje, mimo wszystko ważniejsza jest dla nas pomyślność codziennych biznesów i realizacja konsumenckich zachcianek niż, wydawałoby się, naturalny lęk o bezpieczeństwo Polski

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nietrudno dziś zauważyć, że każdy scenariusz przyszłości wydaje się przeciętnemu Polakowi równie teoretyczny, jak teoretyczne jest dzisiejsze państwo polskie, o którym czasem nie wiadomo, czy jest, czy też go nie ma; czy wspiera ukraińskich sąsiadów, czy tylko udaje solidarność; czy reaguje na przejawy antypolskich nacjonalizmów na Ukrainie, czy dyplomatycznie ich nie dostrzega (choć już coraz trudniej tłumaczyć je manipulacjami rosyjskiej propagandy).

Polacy dość niechętnie – nie świadczy to dobrze o obywatelskiej roztropności – sami sobie zadają tego rodzaju trudne pytania. W ostatnich latach rozmowy na wszelkie „polityczne” tematy uznaje się za niepoprawne, ponieważ mogą prowadzić do „nikomu niepotrzebnych nieporozumień i społecznych podziałów”, jak przekonują politycy partii rządzącej. Dlatego polskie społeczeństwo wciąż chyba nie do końca wie, czy zaryglować drzwi, pozamykać okna przed niebezpieczeństwem ze Wschodu – jak w pierwszym odruchu kobiecej intuicji zaproponowała pani premier – czy może raczej, godząc odruchy serca z politycznym rozsądkiem oraz z polską racją stanu, wspierać Ukrainę wszelkimi możliwymi sposobami.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zapatrzeni w Zachód Polacy mimo wszystko z niesmakiem przyjmowali ociąganie się europejskiej dyplomacji oraz obojętność tamtejszych społeczeństw wobec rosyjskiej napaści na Ukrainę. Przypisywano to legendarnemu zauroczeniu zachodnioeuropejskich rządów i społeczności Rosją. Jeszcze w 2013 r. prawie połowa badanych Niemców (47 proc.) z zadowoleniem uważała, że niemieckie relacje z Rosją są dobre, a nawet bardzo dobre. W 2015 r. już tylko 16 proc. wyraża podobne zadowolenie, zaś liczba oceniających te relacje źle wzrosła z 42 do 78 proc. Być może na razie tylko pod lupą badaczy, jednak ulukrowany wizerunek Rosji w oczach Zachodu kruszy się co nieco z powodu jej agresji na Ukrainę, zwłaszcza po aneksji Krymu.

Prawie razem

Gdy Instytut Spraw Publicznych i Fundacja Bertelsmanna w lutym br. przeprowadzały badania socjologiczne nt. „Razem czy osobno? Polacy, Niemcy i Rosjanie o kryzysie rosyjsko-ukraińskim”, można było przypuszczać, że odpowiedzi Polaków będą znacząco różne od odpowiedzi Niemców. Wydawało się to dość oczywiste, choćby dlatego, że stosunki Polski i Niemiec z Rosją nigdy nie były zbieżne. Przeciętny Polak chętnie stawia znak równości między Rosją a Niemcami, zaś przeciętny Niemiec uważa, że w Polsce panuje historycznie ugruntowana rusofobia, a poza tym Polska leży wciąż w strefie rosyjskich interesów, niemal tak samo jak Ukraina. Wydawało się zatem, że Polacy i Niemcy będą się diametralnie różnić także w ocenie kryzysu rosyjsko-ukraińskiego. Tymczasem wyniki badań pokazały, że różnice wcale nie są porażająco wielkie; kryzys rosyjsko-ukraiński zbliżył Niemców i Polaków pod względem postrzegania relacji ich krajów z Rosją. Ponad dwie trzecie badanych w obu krajach twierdzi, że stosunki z Rosją w związku z jej zaangażowaniem się w ukraińską wojnę są złe. Niemcy jednak wyrażają z tego powodu mniejsze niezadowolenie niż Polacy.

Reklama

Zaledwie co czwarty Polak ocenia pozytywnie działania polskiego rządu w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, a aż 51 proc. ma na ten temat opinię krytyczną. To dlatego – jak tłumaczą niemieccy komentatorzy – że Polacy są z natury krytyczni wobec własnych rządów, w przeciwieństwie do Niemców, którzy raczej ufają swej władzy. Jednakże w sprawie ukraińskiej niemieckie społeczeństwo jest dość wyraźnie podzielone: ponad połowa (53 proc.) ocenia pozytywnie politykę swego rządu wobec rosyjsko-ukraińskiego konfliktu, negatywnie – 39 proc. Wśród niezadowolonych w obu krajach są zwolennicy zarówno zaostrzenia, jak i złagodzenia polityki wobec Rosji. Trudno dociekać, która opcja przeważa. Z całą pewnością społeczeństwa obu krajów mają tu wiele zastrzeżeń co do klarowności polityki własnych rządów.

Reklama

Z polskich dyskusji publicznych od dawna przebija krytyka zbyt ugodowej wobec Rosji postawy zachodnich sąsiadów. Z tegorocznych badań wynika, że 28 proc. Polaków pozytywnie, a 40 proc. negatywnie ocenia politykę niemieckiego rządu w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Zastanawiające jest to, że aż 32 proc. nie ma na ten temat zdania.

Prawie zgodnie Polacy i Niemcy są przeciwni redukowaniu sankcji wobec Rosji; Polacy nieco bardziej optują za ich zaostrzeniem (42 proc.), Niemcy bardziej zdecydowanie (44 proc.) woleliby je utrzymać na obecnym poziomie. Podobna jednomyślność pojawia się, gdy chodzi o wsparcie gospodarcze Ukrainy; ponad połowa badanych Niemców i Polaków opowiada się za taką pomocą, z czego porównywalny niemały odsetek – nawet kosztem pogorszenia stosunków z Rosją. Mniej różowo w obu krajach wygląda sprawa zniesienia wiz dla Ukraińców. Na pytanie, czy UE powinna znieść wizy dla obywateli Ukrainy, „nie” odpowiada 45 proc. Polaków i aż 70 proc. Niemców.

Raczej osobno

Polskie społeczeństwo jest dziś mocno przekonane, że Kreml ma silny wpływ na politykę obecnego polskiego rządu. Tak twierdzi 49 proc. badanych, zaś 27 proc. nie wierzy w tego rodzaju polityczne oddziaływanie Rosji. Zdecydowanie nie wierzą w nie Niemcy – aż 54 proc. badanych uważa, że presja Rosji na politykę niemieckiego rządu jest słaba. Polacy znacznie mniej wspaniałomyślnie oceniają stosunki niemiecko-rosyjskie; 39 proc. badanych dostrzega silną presję Wschodu na Zachód.

Wyraźnie rozbieżne są odpowiedzi Polaków i Niemców na pytanie o to, kto ponosi winę za konflikt na wschodzie Ukrainy. Rosję obwinia 61 proc. Polaków, Ukrainę – tylko 6 proc., w Niemczech natomiast są to liczebnie porównywalne grupy: 39 proc. badanych wini Rosję, 43 proc. – Ukrainę.

Komentatorzy przekonują, że niemiecka opinia jednak ewoluuje na niekorzyść Rosji. Byłoby to dobrze widać, gdyby badania przeprowadzono po zabójstwie Borysa Niemcowa, gdyż właściwie dopiero wtedy rozgorzała wewnątrzniemiecka debata o zagrożeniu osobistego bezpieczeństwa na skutek nieprzewidywalności niedemokratycznych rządów Rosji. Na obrazie Rosji pojawiła się wyraźna skaza.

Reklama

Polacy i Niemcy bardzo różnią się także w ocenie militarnego zagrożenia ich krajów przez Rosję. Niemcy – pamiętający zgrzebną armię sowiecką stacjonującą jeszcze przed bez mała ćwierćwieczem na terenie byłej NRD – nie wierzą w militarną siłę Rosji. Ponadto w dzisiejszym społeczeństwie niemieckim silne są nastroje pacyfistyczne, nie bez znaczenia jest też kompleks niemieckiej winy za wydarzenia sprzed 70 lat oraz skupianie się przede wszystkim na zagrożeniu terroryzmem islamskim. Także niemiecki przekaz medialny – w którym konflikt rosyjsko-ukraiński jest tylko jednym z wielu bardzo różnorodnych tematów z dziedziny polityki zagranicznej – ma istotny wpływ na takie a nie inne postrzeganie rosyjskiego zagrożenia. Można powiedzieć, że Niemcy je raczej ignorują. Polacy wprost przeciwnie – wciąż boją się Rosji; aż 76 proc. badanych sądzi, że rosyjskie zagrożenie nie jest jedynie teorią.

Trzeba przyznać, że mimo ogólnie panującej na Zachodzie niechęci do drażnienia „rosyjskiego niedźwiedzia”, mimo że aż 51 proc. Niemców nie wierzy w militarne zagrożenie ze strony Rosji, to jednak 41 proc. uważa, że istnieje taka możliwość. Bardzo poważnie liczy się z rosyjską agresją zaledwie 8 proc. Niemców i aż 31 proc. Polaków. Mimo to, a może właśnie dlatego, ani Polacy (56 proc. badanych), ani Niemcy (aż 82 proc.) nie chcą udzielać Ukrainie wsparcia militarnego. Polacy – zapewne z obawy przed możliwością rosyjskiej agresji na Polskę, Niemcy natomiast – po prostu dla własnego świętego spokoju nie chcą prowokować Rosji.

Co na to Rosjanie?

Rosyjska propaganda jest dziś z pewnością bardziej skuteczna niż kiedykolwiek w przeszłości. Oddziałuje na społeczeństwo zarówno polskie, jak i niemieckie, jednak – jak przyznają również niemieccy komentatorzy – w Niemczech zbiera większe żniwo. Największe skutki odnosi, oczywiście, w samej Rosji, dlatego nie można się dziwić, że wszelkie badania opinii publicznej charakteryzują się tam niezwykłą jednomyślnością i niebotycznym poparciem dla wszelkich poczynań prezydenta Putina na arenie międzynarodowej.

Reklama

Z tegorocznych sondaży przeprowadzonych przez moskiewskie Centrum Lewady (równolegle do badań polsko-niemieckich Instytutu Spraw Publicznych i Fundacji Bertelsmanna) wynika, że ponad połowa Rosjan źle ocenia stosunki Rosji z Polską i Niemcami. Jednak gdy 33 proc. uznaje stosunki z Niemcami za dobre, to tylko 15 proc. Rosjan podobnie sądzi o stosunkach z Polską. Te złe oceny dla Polski to niewątpliwie wynik polskiej krytyki poczynań Rosji na Ukrainie, zwłaszcza aneksji Krymu, a ponadto Polacy są od pewnego czasu nielubiani jako najwierniejsi w Europie orędownicy Stanów Zjednoczonych. Niemcy natomiast w aktualnej opinii Rosjan jawią się jako niedawny przyjaciel, który zdradził Rosję na rzecz „proukraińskiej” polityki Europy. Mimo to są mniej nielubiani niż Polacy.

Badania rosyjskiej opinii przeprowadzono w czasie, gdy społeczeństwo zaczęło odczuwać skutki pogarszającej się sytuacji ekonomicznej kraju. Wobec tego na pytanie o wpływ zachodnich sankcji na gospodarkę Rosji prawie połowa pytanych (47 proc.) odpowiedziała, że doprowadziły one tylko do niewielkiego pogorszenia jej stanu. Wcale niemało, bo 35 proc. ogółu badanych, sądzi jednak, że sankcje spowodowały dość znaczne pogorszenie się sytuacji gospodarczej Rosji, co może świadczyć o pewnej bezradności wysiłków kremlowskiej propagandy, lekceważącej represje Zachodu. Co więcej, prawie połowa Rosjan (44 proc.) uważa, że kontrsankcje nałożone przez Kreml na państwa zachodnie szkodzą nie tylko tym państwom, ale także samej Rosji.

Reklama

Rosjanie niemal jednogłośnie źle oceniają stosunki rosyjsko-ukraińskie (88 proc. badanych), ale aż 46 proc. wyraża opinię, że Rosja powinna zachować neutralność wobec konfliktu na Ukrainie, w przekonaniu, że jest on tylko zbrojnym oporem separatystów przeciw „nielegalnej” władzy w Kijowie. Jednocześnie równie duży odsetek badanych Rosjan (41 proc.) deklaruje gotowość wsparcia separatystów, przede wszystkim jednak tylko w sensie politycznym (39 proc.), ale także przez dostarczanie sprzętu wojskowego (28 proc.). Optymistyczne wydaje się to, że najmniejszym poparciem cieszy się pomysł wprowadzenia wojsk rosyjskich na Ukrainę (7 proc. badanych).

Nie ma nic dziwnego w niechęci współczesnych społeczeństw do wojny. Jednak powyższe wyniki sondaży rosyjskiej opinii zadziwiająco współbrzmią z kremlowską propagandą, która niezmienne obłudnie deklaruje pokojowe nastawienie Rosji; a może jest odwrotnie – może to Kreml nie chce się narazić na utratę społecznego poparcia i dlatego tak skrzętnie ukrywa swe wojenne zaangażowanie na Ukrainie? Nie sposób tego ani zgłębić, ani udowodnić, trudno też polegać na badaniach opinii publicznej, która podlega totalnej manipulacji.

2015-05-13 10:18

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Warszawska Pielgrzymka Piesza na Jasną Górę wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego

2024-04-25 11:34

[ TEMATY ]

Lista niematerialnego dziedzictwa kulturowego

Karol Porwich/Niedziela

Zabawkarstwo drewniane ośrodka Łączna-Ostojów, oklejanka kurpiowska z Puszczy Białej, tradycja wykonywania palm wielkanocnych Kurpiów Puszczy Zielonej, Warszawska Pielgrzymka Piesza na Jasną Górę oraz pokłony feretronów podczas pielgrzymek na Kalwarię Wejherowską to nowe wpisy na Krajowej liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Tworzona od 2013 roku lista liczy już 93 pozycje. Kolejnym wpisem do Krajowego rejestru dobrych praktyk w ochronie niematerialnego dziedzictwa kulturowego został natomiast konkurs „Palma Kurpiowska” w Łysych.

Na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego zostały wpisane:

CZYTAJ DALEJ

Mokrsko. Maryja przywitana wierszem

2024-04-25 15:27

[ TEMATY ]

peregrynacja

parafia św. Stanisława BM

Mokrsko

Maciej Orman/Niedziela

Kolejnym etapem peregrynacji kopii obrazu Matki Bożej Częstochowskiej była parafia św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Mokrsku.

W imieniu wspólnoty Maryję w kopii jasnogórskiego wizerunku powitał proboszcz ks. Zbigniew Bigaj. Duszpasterz jest poetą, wydał cztery tomiki ze swoimi utworami: „Po życia drogach”; „Aniele, przy mnie stój”; „Po drogach wspomnień” i „Mojej Mamie”. Do Matki Bożej zwrócił się słowami wiersza pt. „Mama”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję