W czasach, w których wszystko wydaje się być zaplanowane, Pan Bóg upomina się o swoje miejsce w naszym życiu. Nie pozwala się wpisać w nasz biznesplan. On ma swój plan wobec nas. Czym nas zaskoczy w tym Adwencie? Czy pozwolimy się zaskoczyć? Wszystko się może wydarzyć. Bądźmy więc uważni i czujni.
Współczesny człowiek chce osiągnąć wszystko w krótkim czasie. Dba o siebie, o swoje zdrowie i bezpieczeństwo. Ma mało czasu, więc wszystko przeżywa intensywnie - nawet szybko wypoczywa. Lubi gadżety, mocne przeżycia i życie na krawędzi.
Ten styl przenosi się na życie duchowe. Tu też można zauważyć pośpiech i potrzebę mocnych doświadczeń. Wielu z nas, chrześcijan, czuje głód duszy, więc ją karmi, ale często fast foodami. Stąd rekolekcje on-line, pielgrzymka jako fitness, medytacja jako terapia, szybka modlitwa, aby spełnić obowiązek. Msza św. bez modlitwy, aby nie było wyrzutów sumienia. Niby wszystko spełnione, ale bez spotkania z Bogiem. Spełnienie bez zaspokojenia.
W życiu duchowym też mamy do czynienia z gadżetami. Buteleczka wody z Lourdes, zdjęcia z papieżem, znajomości z księdzem, i to znaczącym.
To wszystko nie byłoby takie złe, gdyby za tym kryło się coś więcej. Najlepiej wiara, i to wiara w Boga - żywa i widoczna w codziennym życiu. Komercyjny styl życia zakrada się jednak również do naszej chrześcijańskiej mentalności.
Traktujemy Pana Boga niekiedy jak instytucję ubezpieczeniową - na wszelki wypadek. Chrzcimy dziecko na wszelki wypadek. Idziemy do bierzmowania, bo papierek może się przydać do ślubu kościelnego. Pogrzeb chrześcijański też trzeba sobie jakoś zabezpieczyć - kto to wie, co jest po śmierci.
Dlaczego nie wystarczą duchowe gadżety?
Reklama
Dlaczego nie można nakarmić duszy fast foodami? One zaspokajają głód na krótko. A tak naprawdę są szkodliwe. Podobnie jest z pokarmem dla duszy. Nie powinno się jej szkodzić.
Dusza jest nieśmiertelna. Dlatego i pokarm ma być nieśmiertelny. A pokarmem dla duszy jest sam Bóg - więź z Nim. Ile czasu i energii poświęcamy tej cudownej diecie?
Nie ma efektów, bo nie ma wysiłku. Budowanie więzi z Bogiem wymaga czasu i determinacji w pilnowaniu Jego spraw w naszym życiu.
Spróbujmy zacząć od „diety modlitewnej”. Dwa razy dziennie kwadrans dla Boga. Jakie cuda działyby się w naszym życiu, gdybyśmy potrafili tego przypilnować?
Prócz tego można polecić dietę szukania woli Bożej. Każdy z nas boryka się z problemami. Ilu błędów uniknęlibyśmy, gdybyśmy zapytali Pana Boga,w jaki sposób mamy postępować.
Jest też dieta Dziesięciu przykazań. Proste wskazówki, jak uniknąć trucizn zatruwających nasz organizm. Przypilnujmy konsekwentnie tego sposobu życia, a poczujemy się naprawdę oczyszczeni.
Życie człowieka powinno być zakorzenione w Bogu. Mamy miliony słów, ale jedno jest słowo Boże. Odbywamy wiele spotkań, ale jeśli nie mają one zakorzenienia w spotkaniu z Bogiem, są tylko fast foodami.
Przeżywamy w życiu wiele miłostek, ale jeśli nie odkryjemy Miłości przez duże M, to przyniosą one jedynie frustrację, a nie spełnienie.
Reklama
Zadbaj o dietę duchową. Nie karm się byle czym. Walczymy o to, aby dzieci w szkole nie jadły tzw. śmieciowego jedzenia. Podobnie w naszym życiu musimy zadbać o odstawienie pokarmów śmieciowych, a zadbać o pożywienie pełnowartościowe.
Ile czasu potrafimy poświęcić na planowanie diety? Ile energii poświęcamy, żeby być jej wiernym, jeśli wiemy, że ta dieta pomoże schudnąć albo wyeliminuje jakąś dolegliwość?
Zrobimy wszystko, aby ten cel osiągnąć.
Dla nas, przejedzonych i zatrutych przez zły styl życia, Boski Lekarz wyznaczył specjalny czas. Ta Boża klinika właśnie się zaczyna. Cztery tygodnie - Adwent. Dajmy sobie szansę.
W galeriach handlowych czas przyspieszył. Tam przygotowania do Wigilii ruszyły już w chwili, gdy zgasł ostatni pierwszolistopadowy znicz. Sygnał jest jasny - idą święta, więc czeka nas szaleństwo zakupów.
- Biznesowi udało się bowiem dokonać czegoś absolutnie nadzwyczajnego - z jednego z najważniejszych świąt chrześcijaństwa zrobił największe w handlowym kalendarzu wydarzenie o charakterze zakupowo-rodzinnym. Sfera duchowa wydaje się dziś ekstrawagancją. Takie zawłaszczenie świąt nie ma odpowiednika w historii ludzkości - uważa teolog Jarosław Makowski.
Corocznie wydłuża się okres przygotowawczy do świąt Bożego Narodzenia. O tym, że święta mają obecnie dla większości z nas sens czysto materialny, zapewne wszyscy zdajemy sobie sprawę. Wiemy również o tym, że w świątecznym okresie kupujemy dużo więcej i po dużo wyższych cenach, a na zakupowym szaleństwie korzystają przede wszystkim właściciele sklepów, a szczególnie wielkie firmy prowadzące hipermarkety. Zanim złożymy sobie życzenia świąteczne, podzielimy opłatkiem i skonsumujemy tradycyjnego karpia wielokrotnie wybierzemy się na wielkie zakupowe szaleństwo. Czy jednak w tym przedświątecznym amoku nie zapominamy o tym, co w czasie Adwentu i samych świąt Bożego Narodzenia jest najważniejsze?
- Omijam markety w Adwencie, nie umiem się w tym odnaleźć - dzieli się Andrzej z Wałbrzycha. - W kościele śpiewam pieśni adwentowe, a tam święta „pełną gębą”, choinki, mikołaje, aniołki, śpiew kolęd. To wszystko zaburza moją wewnętrzną harmonię. Oczywiście, Adwent to nie jest Wielki Post, ale ja ten czas traktuję jako okazję do przemyśleń wewnętrznych, mojego życia, miejsca, w którym jestem, stosunku do Pana Boga. Żal mi tych ludzi, którzy muszą tam pracować.
- Spotykamy się dziś z coraz odważniejszymi zabiegami, by ją osłabić, by odwrócić naszą uwagę od tego, co w życiu ważne i od Tego, kto dla nas jest najważniejszy - potwierdza biskup świdnicki Ignacy Dec. - Tymczasem czas Adwentu jest nam dany w sposób szczególny po to, abyśmy na nowo uświadomili sobie, że trzeba dobrze przygotować się na powtórne przyjście Chrystusa.
Niestety, o tym - najważniejszym przecież - aspekcie świąt coraz częściej zapominamy.
- Jest mi wstyd, bo ulegam tej logice - opowiada Małgorzata z małej miejscowości naszej diecezji. - Lubię robić podarunki, poświęcam na to kilka tygodni, siłą rzeczy często jestem w marketach. W ubiegłym roku zawaliłam z rekolekcjami, postanowiłam sobie, że w tym roku będzie inaczej. Walczę.
Dziś już niewielu marketingowców zaprzecza, że pułapki marketingowe są dźwignią handlu. Ale mimo że z większości z nich zdajemy sobie sprawę, wciąż łatwo dajemy się w nie złapać. Nasze portfele stają się szczególnie atrakcyjne dla handlowców w okresie przedświątecznym, bo w wielu branżach rozpoczynają się prawdziwe żniwa. Na dobra i usługi wydajemy zdecydowanie więcej pieniędzy niż mamy. Siła marketingu jest tak wielka, że połowę budżetu przeznaczamy na zakupy, których tak naprawdę nie potrzebujemy. Tylko nieliczni z nas wchodzą do sklepu zaopatrzeni w przygotowaną jeszcze w domu kartkę z listą zakupów - większość dopiero na miejscu szuka natchnienia. A to oznacza, że przy okazji kupowania świątecznych produktów czy prezentów wyjdziemy z marketu z koszykiem pełnym dodatkowych artykułów. Najstarszym i wciąż działającym chwytem handlowców są bożonarodzeniowe promocje. Bo „promocja” to słowo-klucz do naszych kieszeni. Jeśli do tego dołożymy specjalnie komponowane na zamówienie przedsiębiorców świąteczne składanki, efekt mamy murowany. Odpowiednio dobrany zestaw bodźców działających na zmysły klienta potrafi zwiększyć sprzedaż nawet o jedną piątą…
- Komercja, którą obserwujemy w ten czas przedświąteczny, często już ma swój początek w pierwszych dniach listopada - zauważa bp Adam Bałabuch. - Wynika to z tego, że ludzie podchodzą do świąt w sposób materialny. Istotę świąt sprowadzają do podarunków pod choinkę. Tymczasem najważniejsze jest spotkanie z Chrystusem.
Spotkania z najbliższymi, drobne podarunki są, oczywiście, przyjmowane z radością. Ale jeżeli odrzuci się Pana Boga, spotkanie z rodziną z pierwszego miejsca, to wchodzi właśnie ten wymiar materialistyczny, który wykorzystują markety. To jest dla nich sposobność uzyskiwania wysokich zysków. Dopóki ludzie będą przychodzili, to tak będzie się działo. Ludzie wierzący, których odczucia religijne narusza ta sytuacja, poprzez płynące z głośników kolędy, wystroje świąteczne zapewne będą omijać te miejsca - podkreśla bp Adam. - Ten przedświąteczny obraz marketów, można porównać do zakupów w niedzielę, jeżeli prawo zezwala, handel się odbywa. Gdyby jednak ludzie nie przychodzili, to stałoby się to nieopłacalne, wtedy też w sposób zdecydowany handel w niedzielę zniknąłby lub mocno został ograniczony. Tak więc jest to wielkie wyzwanie przed nami, potrzeba podjęcia wysiłku duchowego, aby nie zagubić tego najważniejszego duchowego sensu świętowania.
- Walka Kościoła z biznesem świątecznym przypomina kopanie się z koniem. Kościół nie powinien trąbić o negatywnych skutkach konsumpcji, ale pokazywać, co można dobrego zrobić. Że zamiast kupować kolejny mniej lub bardziej udany prezent, lepiej przekazać np. połowę tych pieniędzy na jakiś cel charytatywny. Nie potępiać, ale przekierowywać nasze działania - to prawdziwa szansa dla Kościoła - uważa Jarosław Makowski. - Wierzę, że ta orgia konsumpcji, którą podsycają spece od reklamy, wreszcie się skończy. Ba, jestem przekonany, że człowiek nie jest samobójcą i przyjdzie taki moment, kiedy dojdzie do ściany. I wtedy przyjdzie opamiętanie, że nie można tylko uszczęśliwiać siebie, że trzeba dzielić się z potrzebującymi. Już dziś coraz więcej ludzi zamiast spędzać ten czas na wielogodzinnym jedzeniu, dodatkowo wpatrując się w telewizor, woli poczytać dziecku książkę albo idzie z rodziną na spacer. A takie święta już reklam nie potrzebują.
- Czas Adwentu jest nam dany w sposób szczególny po to, abyśmy na nowo uświadomili sobie, że trzeba dobrze przygotować się na powtórne przyjście Chrystusa. Modliliśmy się do Boga, abyśmy przez dobre uczynki przygotowali się na spotkanie przychodzącego Chrystusa, a w dniu sądu, zaliczeni do Jego wybranych, mogli posiąść królestwo niebieskie. Przypomnijmy, że Adwent to także okres naszego przygotowania się na święta Bożego Narodzenia. W czasie świąt będziemy wspominać ziemskie narodziny Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela. Powinniśmy na to świętowanie dobrze się przygotować - podkreśla bp Ignacy Dec.
Mieszkają w Izraelu, mówią po hebrajsku i są katolikami. Z okazji Jubileuszu Roku 2025 oraz 70. rocznicy Wikariatu św. Jakuba wspólnota hebrajskojęzycznych katolików udała się z pielgrzymką do Rzymu. Choć wcześniej spotykali się już m.in. ze św. Janem Pawłem II, tym razem po raz pierwszy przybyli wspólnie jako Wikariat. Najważniejszym momentem ich pielgrzymki było spotkanie z Papieżem Leonem XIV.
„Jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy spotkać Papieża. Powiedziałem mu, że jesteśmy katolikami języka hebrajskiego, mamy siedem wspólnot w Izraelu i prosimy, by o nas nie zapominał” – mówi Radiu Watykańskiemu-Vatican News ks. Piotr Żelazko, wikariusz patriarchalny dla katolików języka hebrajskiego w Izraelu.
Papież Leon XIV prawdopodobnie nie wprowadzi się sam do swojego nowego apartamentu w Pałacu Apostolskim. O nieoficjalnych planach nowego papieża, by zamieszkać z małą wspólnotą augustianów, poinformowała włoska gazeta „La Repubblica” z 19 sierpnia.
Urodzony w USA papież był nie tylko członkiem tego zakonu przez dziesięciolecia, ale także jego przeorem generalnym w latach 2001-2013. „Będę musiał zrezygnować z wielu rzeczy; moje życie się zmieniło, ale nigdy nie przestanę być augustianinem” - powiedział wkrótce po wyborze na papieża podczas obiadu z augustianami w Rzymie.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.