Mojego życia pilnują anioły.
Ten pyzaty ze słomianą strzechą włosów
i kolistym rumieńcem -
naiwny anioł dzieciństwa.
Przeprowadzał dzieci przez kładkę
i mnie przez nocne strachy.
Czasem wisiał na choince,
lub rozdawał cukierki sierotom.
Drugi dla moich wzlotów użyczył skrzydeł.
Unosił wysoko, ambitnie, hen do raju bram.
Podnosił z upadków i znów do góry...
Źli ludzie uparcie rzucali kamieniami,
aż trafiony runął na ziemię.
Odszedł z podbitym okiem,
ciągnąc za sobą połamane skrzydła.
Inny wziął mnie na skrzydła miłości,
po wielokroć wspinał się w słońce,
po wielokroć spadał z osmalonymi piórami.
Czy jeszcze powróci?
Był i mądrala z wielką księgą,
własnymi piórami podpisywał zaliczenia w indeksie życia.
Odszedł, kurować wyskubane skrzydła.
Zbyt dużo było poprawek?
Temu od zwiastowania też nie było łatwo.
Dopadł go kryzys gospodarczy i stan wojenny,
leczy teraz nerwicę w rajskim sanatorium.
Czasem słyszę jego krzyk.
Przychodzą, odchodzą, wracają.
Zdobywam kolejny dzień,
krocząc na czele armii kalekich aniołów.
Dzień za dniem,
Anioł za aniołem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu