Kraje po obu stronach Olzy są jakby z zupełnie innych światów. Gdy przez tydzień nie odzywa się dzwonek do drzwi, to w człowieku rodzi się przeświadczenie, że nikomu nie jest się potrzebnym. Tutaj, żeby duszpastersko pracować, trzeba mieć i silną wiarę, i silną wolę mówi ks. Tomasz Stachniak, kapłan z diecezji bielsko-żywieckiej pracujący dla diecezji ostrawsko-opawskiej.
Ks. Tomasz Stachniak od 7 lat jest proboszczem dwóch parafii: pw. św. Marii Magdaleny w Detmarovicach i pw. św. Jadwigi w Doubrawie. Obie leżą w bliskim sąsiedztwie parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zebrzydowicach. Stan techniczny obu świątyń nie jest zły. W Detmarovicach kopalnia poczyniła szkody górnicze, a ks. Tomasz uzyskał odszkodowanie. Na miejscowe władze nie może narzekać, przekazują środki na naprawy. Na początku nikogo tu nie znałem i musiało minąć trochę czasu, żeby przełamać lody. Moi parafianie to ludzie ze średnią wieku 60+. Chętnie pomagają w pracach przy kościele, w sprzątaniu opowiada ks. Tomasz Stachniak.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Wspólnoty katolickie w Detmarovicach i Doubrawie są bardzo małe. Nie za bardzo wiadomo jak to zmienić. Miałem znajomego dziekana, który przed święceniami był kelnerem i kucharzem. Szybko nawiązywał kontakty i łatwo zjednywał sobie innych. Nieraz szedł z ludźmi na piwo, bądź zapraszał ich na kolację. To sprawiało, że w Wielką Sobotę było u niego po kilkanaście chrztów dorosłych. Okazało się jednak, że nie były to nawrócenia trwałe wspomina ks. Tomasz Stachniak. U ks. Tomasza trafionym projektem okazała się być zabawa karnawałowa. Jej adresatem nie stała się jedynie wspólnota parafialna, ale cała lokalna społeczność. Pod egidą parafii bawili się wierzący i niepraktykujący. Kościół dla jednych i drugich stał się czynnikiem integrującym. W szerszej, społecznej świadomości, wspólnota katolicka zaczęła wzbudzać pozytywne emocje. Był to nie lada sukces. Podobnie zresztą jak i gotowanie wielkiej jajecznicy z okazji święta Zesłania Ducha Świętego. W sumie szło o to, aby zaintrygować, zaciekawić, a przez współegzystowanie ewangelizować.
W efekcie takiego sposobu myślenia zaczęły rodzić się nowe inicjatywy duszpasterskie. Wśród wielu z nich pojawiła się i ta z pieszą pielgrzymką młodzieżową z Opawy do Welehradu (dawna stolica Państwa Wielkomorwskiego, do której na zaproszenie władającego nią Rościsława przybyli święci Cyryl i Metody). Za tym pomysłem stanął Polak, ks. Bartłomiej Blaszka. Już na początek zapisało się na nią ok. 150 młodych Czechów. Ta inicjatywa to nowość. Pielgrzymka peregrynuje tylko przez jeden dzień przez pogranicze, a później wchodzi na teren Polski. Czesi jej więc w zasadzie nie wiedzą. Młodzież idąca do Welehradu ma nadać nowy impuls wewnętrznej ewangelizacji.
Reklama
Likwidacja przez komunistów struktur kościelnych w Czechosłowacji sprawiła, że brak jest w czeskim społeczeństwie tęsknoty za sacrum. Nigdy nie spotkałem się z wrogością czy z jakimś personalnym atakiem. Tutaj w relacjach z kapłanem dominuje obojętność mówi ks. Tomasz Stachniak. Wiarę kultywują osoby starsze. Średnie i młode pokolenie nie są nią zainteresowane. Wydawało się, że coś w tej czeskiej religijności drgnie, gdy nad Wełtawę przybył Benedykt XVI. Przełomu jednak nie było. Nawet na spotkaniu z Papieżem Czesi nie potrafili wykazać się ani zbytnią spontanicznością, ani patriotyzmem. Wokół powiewały flagi polskie i słowackie, a czeskich było jak na lekarstwo. W trakcie Mszy św., za głównym ołtarzem trwały prace rolne i nikt nawet nie pomyślał, aby na czas Liturgii chwilowo je przerwać wyjaśnia ks. Tomasz Stachniak.
Skoro wiara nie jest w modzie, nic zatem dziwnego, że duża część zabytkowych kościołów staje się muzeami sztuki sakralnej. W wielu z nich Msze św. sprawuje się raz na kilka miesięcy. Częściej nie ma takiej potrzeby. Gdy kształciłem się w seminarium duchownym usłyszałem: „W Polsce proboszcz ma dziesięciu wikarych, a w Czechach dziesięciu wiernych” gorzko konkluduje kapłan z Detmarovic. Ta laicka mentalność sprawia, że ani w Detmarovicach, ani w Doubrawie nie ma żadnego ministranta. W miejscowych szkołach nie ma też lekcji religii. Gdy rozmawiałem z dyrektorem placówki, nawiasem mówiąc człowiekiem niewierzącym, ale bardzo życzliwie do mnie nastawionym, usłyszałem, że jeśli znajdę 5-7 osób to lekcje religii ruszą. Chętnych jednak nie było twierdzi kapłan. W tygodniu na Mszy św. zjawia się 4-5 parafian. Frekwencji nie poprawiła nawet emigracja zarobkowa Słowaków. Zwyciężyła opcja bierności, którą nowo przybyli zainfekowali się od autochtonów. Nawet obecność mniejszości polskiej nie wpływa na korektę tych niekorzystnych statystyk.
Reklama
W jednej z moich parafii na zmianę odprawiam Msze św. w języku czeskim i polskim. Polaków jest jednak tutaj coraz mniej. Do polskości przyznają się jedynie starzy parafianie, a ich dzieci i wnuki w przeważającej mierze określają siebie jako Czechów. Niestety, religijnie też upodabniają się do tych drugich opowiada ks. Tomasz.
Obecnie w seminarium duchownym w archidiecezji ołomuńskiej kształci się na wszystkich rocznikach ok. 50 kleryków. Wśród nich 22 to kandydaci do kapłaństwa rekrutujący się z terenu diecezji ostrawsko-opawskiej (należą do niej parafie w Detmarovicach i w Doubrawie). W tym roku sakrament kapłaństwa przyjmie trzech jego seminarzystów. Wielkie święto szykuje się też w samych Detmarovicach. 23-letnia parafianka ks. Tomasza Stachniaka zdecydowała się przed najbliższymi wakacjami wstąpić do klasztoru. Jej matka jest ateistką, a ona sama chrzest przyjęła w szkole podstawowej.
Tu gdzie jestem przez 37 lat nie było księdza. Muszę więc wszystko na nowo budować. Cieszyć się trzeba z każdego duszpasterskiego sukcesu podsumowuje ks. Tomasz Stachniak.