Reklama

Polska

Okoliczności i przebieg uwięzienia kard. Stefana Wyszyńskiego, arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego i warszawskiego, prymasa Polski, 25 września 1953 r.

Zamach na wolność prymasa

Kard. Stefan Wyszyński powiedział: „Decyzji tej nie mogę się poddać i dobrowolnie tego domu nie opuszczę”. Jakie były inne okoliczności aresztowania prymasa Wyszyńskiego? Okazuje się, że aparat partyjno-państwowy nie próżnował

Niedziela Ogólnopolska 38/2013, str. 12-15

[ TEMATY ]

kardynał

prymas Polski

Archiwum Instytutu Prymasa Wyszyńskiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ksiądz Stefan Wyszyński, mianowany w 1946 r. biskupem lubelskim, a w 1949 r. przeniesiony na stolice arcybiskupie w Gnieźnie i Warszawie oraz mianowany prymasem Polski, dobrze zdawał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji rodzącego się prześladowczego komunizmu. „Do Warszawy - czytamy w «Zapiskach więziennych» - przybyłem z zarysem programu” (s. 19). „(...) zacząłem oswajać księży biskupów z zarysem swego programu. Pragnąłem doprowadzić za wszelką cenę do stworzenia stałego ciała porozumiewawczego między Episkopatem a Rządem (...)”. Prace rozpoczęły się od lipca 1949 r. „Byłem od początku i jestem nadal tego zdania, że Polska, a z nią i Kościół święty, zbyt wiele utraciła krwi w czasie okupacji hitlerowskiej, by mogła sobie obecnie pozwolić na dalszy jej upływ” (s. 20). „A więc «Porozumienie» miałoby spełniać rolę zderzaka łagodzącego narastający konflikt?” (s. 21).

Porozumienie Episkopatu z Rządem PRL

„W sumie - wszystkie te motywy, wyłożone na Konferencji krakowskiej Episkopatu (w marcu 1950) w obecności kardynała Sapiehy doprowadziły do postanowienia, by dążyć do «Porozumienia» (...)”. Zostało ono podpisane 14 kwietnia 1950 r. „Stało się odtąd argumentem w ręku Episkopatu w walce o prawo Kościoła. Był to argument jedyny, gdyż Rząd nie liczył się już z Konstytucją, zerwał Konkordat, nie uznawał Kodeksu Prawa Kanonicznego” (s. 25).

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Na mocy tego porozumienia Episkopat zobowiązał się m.in. do wyciągania konsekwencji wobec duchownych biorących udział w akcjach antypaństwowych, do pozostania neutralnym w sprawach związanych z kolektywizacją wsi, do nauczania poszanowania przez wiernych ustanowionego prawa i władzy państwowej.

Rząd natomiast zobowiązał się zachować nauczanie religii w szkołach, prowadzenie pracy duszpasterskiej w wojsku, w więzieniach i szpitalach, zezwolił na wydawanie pism katolickich oraz na naukę w seminariach i działalność domów zakonnych. W sprawach istotnych Kościół katolicki zobowiązał się kierować polską racją stanu, zaś Rząd uznał prerogatywy Papieża.

„Non possumus”

Niestety, pomimo zawartego „Porozumienia” sytuacja Kościoła katolickiego we wzajemnych relacjach z państwem nie uległa zasadniczej poprawie. Kościół zmuszony był systematycznie występować w obronie swoich praw.

Już 12 września 1950 r. prymas Stefan Wyszyński w piśmie wystosowanym do prezydenta Bolesława Bieruta przedstawił ogólną analizę i sytuację Kościoła w Polsce, ukazując liczne działania ówczesnej administracji państwowej krzywdzące Kościół, które nie mieściły się w ustalonych wzajemnie ramach „Porozumienia”.

Reklama

Na szczególną uwagę zasługuje memoriał prymasa Stefana Wyszyńskiego i sekretarza Episkopatu Polski bp. Zygmunta Choromańskiego do prezesa Rady Ministrów Bolesława Bieruta z 8 maja 1953 r. (znany pod nazwą „Non possumus”): „Po dłuższym milczeniu w sprawie ogólnej sytuacji Kościoła katolickiego w Polsce Episkopat zabiera głos w chwili szczególnie doniosłej. W chwili, kiedy dogasają już i milkną ostatnie głosy katolickiej prasy, kiedy zaszedł wypadek, który zdaje się zamykać okres wszczęty przez zawarte w dniu 14 kwietnia 1950 r. między Episkopatem a rządem Polski «Porozumienie», a otwiera okres nowy, nierównie bardziej trudny i złożony”.

Pięć miesięcy później prymas Stefan Wyszyński 24 września 1953 r. skierował pismo do Rady Ministrów PRL, w którym wyraził stanowisko Episkopatu Polski wobec przebiegu zakończonego procesu bp. Czesława Kaczmarka - ordynariusza diecezji kieleckiej, po niemal 3-letnim bestialskim śledztwie skazanego wyrokiem z 22 września 1953 r. na 12 lat więzienia. W piśmie zaznaczył: „Twierdzenie, jakoby Stolica Apostolska, Ojciec Św. i Watykan udzielały dyrektyw politycznych Episkopatowi Polski, nie odpowiada prawdzie. (...) Próba ustawiania na przewodzie sądowym i w mowie Prokuratora Episkopatu po stronie wrogów Polski jest godną najwyższego ubolewania krzywdą”.

Odpowiedzią na stanowisko Prymasa, wyrażone w wymienionych pismach, były wskazania wydane komitetom partyjnym:

1) rozprawić się politycznie i ideologicznie ze stanowiskiem zawartym w memoriale Wyszyńskiego jako z platformą otwartej walki przeciwko Polsce Ludowej i zdrady narodowej - platformą myślicieli, awanturników i rozbijaczy jedności narodu;

2) przełamać stanowczo opór części biskupów wobec rozporządzeń władzy ludowej i ich sabotaż dekretu z 9 II 1953 r., polegający na faktycznym pozostawieniu na stanowiskach księży, których władze państwowe poleciły odwołać;

3) wykorzystać sprzeczności wewnątrz kleru i wzrost nastrojów opozycyjnych wobec Episkopatu.

Radykalna reakcja

Reklama

Przedstawione powyżej tło wzajemnych stosunków Państwo - Kościół pozwala na zrozumienie zdarzeń bezpośrednio poprzedzających zatrzymanie i pozbawienie wolności prymasa Stefana Wyszyńskiego.

23 września 1953 r. odbyło się posiedzenie nr 261 Sekretariatu Biura Politycznego w składzie: prezes Rady Ministrów i I sekretarz PZPR Bolesław Bierut, członek Biura Politycznego KC PZPR ds. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Jakub Berman, wiceprezes Rady Ministrów i członek Biura Politycznego KC PZPR Józef Cyrankiewicz oraz 6 innych członków Sekretariatu. W protokole wypunktowano: „W związku z informacją tow. Tomasza (Bolesław Bierut) o zachowaniu się Episkopatu po procesie bp. Kaczmarka i innych, Sekretariat zaakceptował wniosek o zakazaniu arcybiskupowi Wyszyńskiemu w związku z jego ogólnie wrogą postawą wykonywania funkcji związanych z dotychczasowymi jego stanowiskami kościelnymi i ustalił wytyczne dalszych stosunków z Episkopatem. Sekretariat wskazał również na konieczność wszczęcia szerszej akcji masowej na odcinku demokratycznych księży i intelektualistów”.

Reklama

Ta decyzja była dla władzy wykonawczej sygnałem do uruchomienia dalszych działań. Konsekwencją zajętego stanowiska było podjęcie decyzji 24 września 1953 r. przez Prezydium Rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, w składzie: Hilary Hinc jako przewodniczący oraz Józef Cyrankiewicz i 4 innych członków, o środkach zapobiegawczych dalszemu nadużywaniu funkcji pełnionych przez abp. Stefana Wyszyńskiego: uchwała Prezydium Rządu nr 700/53 została przekazana do realizacji Ministrowi Bezpieczeństwa Publicznego - Stanisławowi Radkiewiczowi, który w rozkazie nr 041 z 25 września 1953 r. Nr - AA - 228/53 skierowanym do Karola Więckowskiego, dyrektora Departamentu XI MBP (odpowiedzialnego za walkę z Kościołem), stwierdził: „W porozumieniu z Generalnym Prokuratorem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz Dyrektorem Urzędu do spraw Wyznań polecam podać do wiadomości ks. arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu Uchwałę Prezydium Rządu z dnia 24 września 1953 roku i przypilnować zgodnie z wydaną przeze mnie instrukcją”.

Wykonanie aresztowania

Dla zrealizowania podjętych ustaleń w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego opracowano „plan operacji”. Do wykonania tego zadania wyznaczono kilka grup funkcjonariuszy:

a). Grupa 4 osób, wraz z tow. (Antonim) Bidą, uda się bezpośrednio do gabinetu prymasa Stefana Wyszyńskiego, gdzie zakomunikuje mu decyzję rządu i następnie będzie wykonywać czynności. W składzie tej grupy będzie Karol Więckowski, Wacław Olech, Kazimierz Opara, Stanisław Puchała;

b). W chwilę po tym 4-osobowa grupa: kpt. Roman Masny - kierownik, Zygmunt Jędrys, Edward Popławski, Zbigniew Pikierski plus oficer śledczy Lisowski wejdzie do pokoi zajmowanych przez bp. Antoniego Baraniaka, gdzie dokona jego zatrzymania i przeprowadzi rewizję;

c). Zaraz po tym pracownicy pozostałych grup, pojedynczo, wejdą do gmachu, udając się na poszczególne piętra;

d). Grupa zabezpieczająca gmach z zewnątrz zajmie swoje stanowiska jednocześnie z wejściem pierwszej grupy do gmachu.

W godzinach późnopopołudniowych 25 września 1953 r. funkcjonariusze MBP w liczbie 17 rozpoczęli obserwację siedziby Prymasa.

Reklama

Jak wynikało ze wspomnianego planu operacji, po powrocie prymasa Wyszyńskiego na ul. Miodową z wystąpienia, które miało miejsce w kościele św. Anny w Warszawie, przydzieleni do akcji funkcjonariusze mieli przystąpić do działania. Z planu operacji wynikało także, że realizację zatrzymania Prymasa miał wspomagać agent „Kowalski”, osoba znajdująca się wówczas wewnątrz budynku przy ul. Miodowej. W toku śledztwa nie zdołano ustalić personaliów tego agenta. W późnych godzinach wieczornych bp Antoni Baraniak, będąc w ogrodzie, zauważył przeskakujące przez mur osoby, które go zatrzymały, wtargnęły do gmachu, zaprowadziły na pierwsze piętro i posadziły w biurze z zakazem poruszania się.

Po godz. 21.30, gdy Prymas wrócił z kościoła św. Anny, powiadomiono go, że jacyś panowie dobijają się do bramy. Gdy weszli na dziedziniec, pies Baca ugryzł jednego z funkcjonariuszy. Ksiądz Prymas zaraz zatroszczył się, by zaopatrzyć rannego. W „Zapiskach więziennych” (s. 12-13) Ksiądz Prymas zanotował: „Sprowadzono biskupa Baraniaka; weszli trzej panowie z bramy frontowej i wszyscy udaliśmy się do Sali Papieży. (…) Jeden z panów (Karol Więckowski) zdjął palto, wyjął z teki list i otworzywszy - podał papier, zawierający decyzję Rządu z dnia wczorajszego”. Treść była następująca:

Reklama

„Warszawa 25 września 1953
UCHWAŁA
PREZYDIUM RZĄDU
Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z dnia 25 września 1953 roku Nr 700/53
O środkach zapobiegawczych dalszemu nadużywaniu funkcji pełnionych przez ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego.
W oparciu o postanowienia Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej o «nadużywaniu wolności sumienia i wyznania dla celów godzących w interesy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej» (art. 7 p. 3), jak również zgodnie z założeniami Dekretu z dnia 9 lutego 1953 r. oraz Zarządzenia Prezesa Rady Ministrów w sprawie wykonania Dekretu o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych (§ 1).
Prezydium Rządu postanawia:
Na skutek uporczywego nadużywania przez ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego piastowanych przez niego funkcji i stanowisk kościelnych dla celów godzących w interesy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, osłaniania i patronowania poczynaniom naruszającym obowiązujące ustawy i zarządzenia władz państwowych, a równocześnie siejącym niepokój i godzącym w jedność społeczeństwa polskiego w obliczu zakusów na nienaruszalność granic Rzeczypospolitej Ludowej
- zakazać ks. arcybiskupowi Stefanowi Wyszyńskiemu wykonywania funkcji wynikających z piastowanych przezeń dotąd stanowisk kościelnych.
Celem zapobieżenia dalszym szkodom wynikającym z wyżej wymienionej działalności ks. arcybiskupa Stefana Wyszyńskiego zaleca się właściwym organom państwowym dopilnowania natychmiastowego opuszczenia przez niego miasta Warszawy i zamieszkania w wyznaczonym klasztorze bez prawa opuszczania tego klasztoru aż do nowego zarządzenia władz.
Za zgodność:
SZEF URZĘDU
RADY MINISTRÓW
/KAZIMIERZ MIJAL -
MINISTER/”

Reklama

Ksiądz Prymas powiedział: „Decyzji tej nie mogę się poddać i dobrowolnie tego domu nie opuszczę. Urzędnik prosił, by podpisać list, że go czytałem. Na karcie dolnej listu napisałem wręczonym mi piórem: «Czytałem» i umieściłem swoje inicjały. Udałem się na górę, ze mną kilku panów. Dom był pełen ludzi i na dole, i przed kaplicą. W prywatnym mieszkaniu polecono mi zabrać to, co mi jest potrzebne. Oświadczyłem, że nic zabierać nie mam zamiaru. (…) Na próby perswazji ponawiam protest raz jeszcze przeciwko nocnemu najściu na mój dom. (...) Przychodzi siostra Maksencja, która przyłącza się do tych nalegań. Odpowiadam: «Siostro, nic nie zabieram. Ubogi przyszedłem do tego domu i ubogi stąd wyjdę». (…) Przyprowadzono biskupa Baraniaka. Pytają mnie: «Kto tu jest gospodarzem?». Odpowiadam: «Nie wiem, kogo zabieracie. Gospodarzem podczas mej nieobecności jest zawsze biskup Baraniak»” (s. 13). „Poza tym - jak wynika ze źródeł UB, dodał - proszę poinformować biskupów, że dobrowolnie nigdy nie zrzeknę się swoich stanowisk. Jeżeli będę postawiony przed sądem, proszę nie dawać mi żadnego adwokata, gdyż sam się będę bronił i gotów jestem odpowiadać za swoje czyny. Proszę powiedzieć najbliższym, żeby za mną nie płakali”. Ponieważ Wyszyński nie chciał niczego ze sobą zabrać, oświadczając, że on przyszedł na stanowisko prymasa z gołymi rękami i to wszystko nie jest jego, z pomocą sióstr spakowaliśmy niezbędne osobiste rzeczy. Przed wyjściem z gmachu Wyszyński prosił, żeby pozwolić mu wejść na chwilę do kaplicy pomodlić się, dając słowo, że zaraz wyjdzie. Przy otwartych drzwiach pomodlił się 3 minuty, skąd wyszedł, oświadczając, że jest gotów do drogi, ale dobrowolnie nie opuści gmachu. Na naszą odpowiedź, że ze względu na wiek i powagę nie wypada, ażeby trzeba było poprowadzić go pod ręce, sam zszedł na dół i wsiadł do samochodu. Urzędnicy wcześniej otrzymali instrukcję, by z Prymasem Polski obchodzić się grzecznie i kulturalnie. Samochody wyjechały z placu o godz. 0.50. „Samochód skierowano w ulicę Długą; otoczyło nas 6 innych. Cała ekipa ruszyła koło pałacu Mostowskich na linię W-Z, przez most Śląsko-Dąbrowski i Zygmuntowską ku Jabłonnie (por. s. 13). Dopiero po wyjeździe przystąpiono do rewizji” (por. s. 13-14).

Celem tej eskapady stał się klasztor Braci Mniejszych Kapucynów w Rywałdzie Królewskim. Pod datą 28 września 1953 r. kard. Wyszyński zapisał: „Rozpoczynam więc życie więźnia. Słowa tego używać nie można, gdyż otoczenie moje prostuje: to nie jest więzienie. Pomimo to czuwa nade mną blisko 20 ludzi «w cywilu»” (s. 26).

To więzienie przedłużyło się o ponad 3 lata. Po aresztowaniu kard. Wyszyńskiego tego samego wieczoru aresztowano bp. Baraniaka i z Sekretariatu Prymasa zrabowano kilka worków akt, które wprawdzie po 1956 r. oddano, ale nie ma pewności, czy wszystkie.

Zastanawiająca i budująca jest notatka zapisana 25 września 1956 r., w 3. rocznicę uwięzienia: „«Omnia bene fecisti»… Po trzech latach mego więzienia ten wniosek uważam za ostateczny. Nigdy nie wyrzekłbym się tych trzech lat i takich trzech lat z «curriculum» mego życia... Jednak lepiej, że upłynęły one w więzieniu, niżby miały upłynąć na Miodowej” (s. 250-251). Powyższe słowa dobitnie świadczą o dojrzewaniu Prymasa Tysiąclecia do świętości.

O. Gabriel Bartoszewski OFMCap jest wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego

2013-09-16 13:45

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przyjdź na Miodową, zobacz mieszkanie kardynała

Niedziela warszawska 20/2013, str. 4

[ TEMATY ]

kardynał

kard. Kazimierz Nycz

Artur Stelmasiak

Pierwsze piętro Pałacu. Znajduje się tu balkon z którego warszawiaków pozdrawiał Prymas Wyszyński i Jan Paweł II

Pierwsze piętro Pałacu. Znajduje się tu balkon z którego warszawiaków pozdrawiał Prymas Wyszyński i Jan Paweł II

W weekend 25 i 26 maja można będzie zwiedzać Dom Arcybiskupów Warszawskich przy Miodowej

Dom przy ul. Miodowej od 160. lat należy do arcybiskupów warszawskich. Jednak jego historia jest o wiele dłuższa. - Dlatego varsavianiści nazywają go też Pałacem Borchów. My jednak będziemy opowiadać głównie o kościelnej historii tego miejsca - mówi Michał Karpowicz, kierownik działu edukacji i promocji Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. To właśnie Muzeum, które powstaje w Centrum Opatrzności Bożej, jest organizatorem dni otwartych w Domu Arcybiskupów. - W tym miejscu pracował i mieszkał sługa Boży kard. Wyszyński, ale także bywał tu częstym gościem bł. Jan Paweł II. Pałac jest więc mocno związany z bohaterami naszego Muzeum.
CZYTAJ DALEJ

Realizm duchowy św. Teresy od Dzieciątka Jezus

Niedziela Ogólnopolska 28/2005

[ TEMATY ]

święta

pl.wikipedia.org

Wielką zasługą św. Teresy jest powrót do ewangelicznego rozumienia miłości do Boga. Niewłaściwe rozumienie świętości popycha nas w stronę dwóch pokus. Pierwsza - sprowadza się do tego, iż kojarzymy świętość z nadzwyczajnymi przeżyciami. Druga - polega na tym, że pragniemy naśladować jakiegoś świętego, zapominając o tym, kim sami jesteśmy. Można do tego dołączyć jeszcze jedną pokusę - czekanie na szczególną okazję do kochania Boga. Ulegając tym pokusom, często usprawiedliwiamy swój brak dążenia do świętości szczególnie trudnymi okolicznościami, w których przyszło nam żyć, lub zbyt wielkimi - w naszym rozumieniu - normami, jakie należałoby spełnić, sądząc, iż świętość jest czymś innym aniżeli nauką wyrażoną w Ewangelii. Teresa nie znajdowała w sobie dość siły, aby iść drogą wielkich pokutników czy też drogą świętych pełniących wielkie czyny. Teresa odkrywa własną, w pełni ewangeliczną drogę do świętości. Jej pierwsze odkrycie dotyczy czasu: nie powinniśmy odsuwać naszego kochania Boga na jakąś nawet najbliższą przyszłość. Któraś z sióstr w klasztorze w Lisieux „oszczędzała” siły na męczeństwo, które notabene nigdy się nie spełniło. Dla Teresy moment kochania Boga jest tylko teraz. Ona nie zastanawia się nad przyszłością, gdyż może się czasami wydawać zbyt odległa lub zbyt trudna. Teraz jest jej ofiarowane i tylko w tym momencie ma możliwość kochania Boga. Przyszłość może nie nadejść. „Dobry Bóg chce, bym zdała się na Niego jak maleńkie dziecko, które martwi się o to, co z nim będzie jutro”. Czasami myśl o wielu podobnych zmaganiach w przyszłości nie pozwala nam teraz dać całego siebie. Zatem właśnie chwila obecna i tylko ta chwila się liczy. Łaska ofiarowania czegoś Bogu lub przezwyciężenia jakiejś pokusy jest mi dana teraz, na tę chwilę. W chwili wielkiego duchowego cierpienia Teresa pisze: „Cierpię tylko chwilę. Jedynie myśląc o przeszłości i o przyszłości, dochodzi się do zniechęcenia i rozpaczy”. Rozważanie, czy w przyszłości podołam podobnym wyzwaniom, jest brakiem zdania się na Boga, który mnie teraz wspomaga. „By kochać Cię, Panie, tę chwilę mam tylko, ten dzień dzisiejszy jedynie” - pisze Teresa. Jest to pierwsza cecha realizmu jej ducha - realizmu ewangelicznego, gdyż Chrystus mówi nieustannie o gotowości i czuwaniu. Ten, kto zaniedbuje teraźniejszość, nie czuwa, bo nie jest gotowy. Wkłada natomiast energię w marzenia, a nie w to, co teraz jest możliwe do spełnienia. Chrystus przychodzi z miłością teraz. To skoncentrowanie się na teraźniejszości pozwala Teresie dostrzec wszystkie możliwe okazje do kochania oraz wykorzystać je. Do tego jednak potrzebne jest spojrzenie nacechowane wiarą, iż ten moment jest darowany mi przez Boga, aby Go teraz, w tej sytuacji kochać. Nawet gdy sytuacja obecna jawi się w bardzo ciemnych barwach, Teresa nie traci nadziei. „Słowa Hioba: Nawet gdybyś mnie zabił, będę ufał Tobie, zachwycały mnie od dzieciństwa. Trzeba mi jednak było wiele czasu, aby dojść do takiego stopnia zawierzenia. Teraz do niego doszłam” - napisze dopiero pod koniec życia. Teresa poznaje, że wielkość czynu nie zależy od tego, co robimy, ale zależy od tego, ile w nim kochamy. „Nie mając wprawy w praktykowaniu wielkich cnót, przykładałam się w sposób szczególny do tych małych; lubiłam więc składać płaszcze pozostawione przez siostry i oddawać im przeróżne małe usługi, na jakie mnie było stać”. Jeśli spojrzeć na komentarz Chrystusa odnośnie do tych, którzy wrzucali pieniądze do skarbony w świątyni, to właśnie w tym kontekście możemy uchwycić zamysł Teresy. Nie jest ważne, ile wrzucimy do tej skarbony, bo uczynek na zewnątrz może wydawać się wielki, ale cała wartość uczynku zależy od tego, ile on nas kosztuje. Zatem należy przełamywać swoją wolę, gdyż to jest największą ofiarą. Przezwyciężając miłość własną, w całości oddajemy się Bogu. Były chwile, gdy Teresa chciała ofiarować Bogu jakieś fizyczne umartwienia. Taki rodzaj praktyk był w czasach Teresy dość powszechny. Jednak szybko się przekonała, że nie pozwala jej na to zdrowie. Było to dla niej bardzo ważne odkrycie, gdyż utwierdziło ją w przekonaniu, że nie trzeba wiele, aby się Bogu podobać. „Dane mi było również umiłowanie pokuty; nic jednak nie było mi dozwolone, by je zaspokoić. Jedyne umartwienia, na jakie się zgadzano, polegały na umartwianiu mojej miłości własnej, co zresztą było dla mnie bardziej pożyteczne niż umartwienia cielesne”. Teresa nie wymyślała sobie jakichś ofiar. Jej zadaniem było wykorzystanie tego, co życie jej przyniosło. Umiejętność docenienia chwili, odkrycia, że wszystko jest do ofiarowania - tego uczy nas Teresa. My sami albo narzekamy na trudny los i marnujemy okazję do ofiarowania czegoś trudnego Bogu, albo czynimy coś zewnętrznie dobrego, ale tylko z wygody, aby się komuś nie narazić lub dla uniknięcia wyrzutów sumienia. Intencja - to jest cały klucz Teresy do świętości. Jak wyznaje, w swoim życiu niczego Chrystusowi nie odmówiła, tzn. że widziała wszystkie okazje do czynienia dobra jako momenty wyznawania swojej miłości. Inną cechą, która przybliża ją do nas, jest naturalność jej modlitwy. Teresa od Dzieciątka Jezus, która jest córką duchową św. Teresy od Jezusa, jest jej przeciwieństwem odnośnie do szczególnych łask na modlitwie. Złożyła nawet z tych łask ofiarę, bo czuła, że w nich można szukać siebie. Jej życie modlitwy było często bardzo marne, gdyż zdarzało się jej zasypiać na modlitwie. Po przyjęciu Komunii św. zamiast rozmawiać z Bogiem, spała. Nie dlatego, że chciała, ale dlatego, że nie potrafiła inaczej. Ważny jest fakt, iż nie martwiła się za bardzo swoją nieumiejętnością modlenia się. Wierzyła, że i z takiej modlitwy Chrystus jest zadowolony, gdyż ona nie może Mu ofiarować nic więcej poza swoją słabością. Aby się przekonać, jak daleko lub jak blisko jesteśmy przyjmowania Ewangelii w całej jej głębi, zastanówmy się, jak podchodzimy do niechcianych prac, mniej wartościowych funkcji, momentów, gdy nie jesteśmy doceniani, a nawet oskarżani. Czy widzimy w tym okazję, aby to wszystko ofiarować Chrystusowi, czy też walczymy o to, aby postawić na swoim lub zwyczajnie zachować twarz? Jak postępujemy wobec osób, które są dla nas przykre? Czy je obgadujemy, czy też widzimy w tym okazję, aby im pomóc w drodze do Boga? Teresa powie, gdy nie może już przyjmować Komunii św. ze względu na zaawansowaną chorobę, że wszystko jest łaską. Czy każda trudna sytuacja, trudny człowiek jest dla mnie łaską?
CZYTAJ DALEJ

Różaniec - chrześcijańska odpowiedź na zmęczenie świata [Felieton]

2025-10-02 00:29

Adobe Stock

Wśród wielu bolączek współczesnego człowieka jest zmęczenie, przepracowanie, zestresowanie. Człowiek poszukuje ciszy, sensu życia. Jest szeroka oferta dająca człowiekowi to czego szuka. Niektóre z nich tylko pozornie niosą pomoc, a mogą przy okazji siać duże spustoszenie w duszy człowieka. W tym całym poszukiwaniu człowieka dziś niestety przodują kursy mindfulness, aplikacje do medytacji, weekendowe wyjazdy z jogą. Bierze się to, co popularne,  pomija się fakt, że chrześcijaństwo od wieków ma swoją medytację, która nie tylko uspokaja, ale przemienia życie.

Przykre jest to, że wielu katolików nie jest świadoma tego, jak ta modlitwa potrafi działać piękne rzeczy w życiu człowieka. Tymczasem zamiast używać go w praktyce, chowa się go w szufladzie, pomija, lekceważy - tym narzędziem do modlitwy jest różaniec, który nie jest starą dewocją do odklepania, ale żywą modlitwą, w której bije serce Ewangelii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję