Reklama

Zdrowie

Normalność dobroci

Od blisko czterdziestu lat dr Alina Czarnecka leczy bezpłatnie kleryków i wykładowców Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Jednak kurowaniem kapłanów zajęła się niemal tuż po studiach w 1951 r., lecząc najpierw warszawskich księży, zakonników i zakonnice. W dobie stalinizmu nie należało to do zajęć bezpiecznych. Jednak swoją posługę od początku traktowała jako misję

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dziś Pani Doktor jest na emeryturze, ale nadal uprawia praktykę lekarską. Darmową pomoc innym, nie tylko kapłanom, nadal jednak uważa za coś zupełnie naturalnego. - W moim domu rodzinnym to była normalność - podkreśla Pani Doktor. - Brak pomocy bliźnim, szczególnie ludziom niezamożnym, traktowany był jako coś nad wyraz niemoralnego. Mówiło się, że biedni na co dzień mają dość kłopotów, by jeszcze stwarzać im dodatkowe przez pytanie o pieniądze za leczenie.

Dwaj synowie Pani Doktor też są lekarzami. Obaj leczą na Zachodzie. Jeden w kanadyjskim Winnipeg jest profesorem kardiologii. Również honorowym konsulem RP, z czego Pani Doktor jest niezwykle dumna. Wnuczek p. Czarneckiej również specjalizuje się w kardiologii. Drugi z synów leczy natomiast w Londynie. Pani Doktor, choć jest z nich dumna, ma też trochę pretensji do losu, że nie mieszkają w Polsce.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Każdy ma swoje dziwactwa….

Dr Czarnecka niechętnie zgadza się na pisanie o sobie i prosi, żeby nie robić z niej kogoś wyjątkowego. Śmiejąc się, mówi: - Proszę napisać, że przecież każdy ma swoje dziwactwa… A już poważnie: Pomagam innym, bo to jest moim moralnym obowiązkiem. Tego mnie uczy Kościół. Pismo Święte. I nie jestem nadgorliwą, ale najnormalniejszą katoliczką.

Reklama

Ojciec Aliny Czarneckiej walczył o wolność Polski. Szczególnie zasłużył się podczas Bitwy Warszawskiej pod Radzyminem w 1920 r. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej został odznaczony Krzyżem Walecznych. W bitwie o wolność zginęli dwaj jego bracia. Również brat mamy. - Walka o niepodległość zobowiązywała nasze rodziny do budowania mądrej i godnej Polski. W szacunku dla rodaków - mówi Alina Czarnecka. Świętością był zarówno Kościół, jak i symbole narodowe. Flaga, godło, hymn, historia naszego kraju. Jej bohaterowie. Tego nas uczono w domu. Podobnie jak i szacunku dla każdego człowieka. To zobowiązywało. Pomoc innym określała naszą godność. Spotykałam i poznawałam tylko takich Polaków, którzy walczyli o ojczyznę. To byli zarówno nauczyciele w szkole, jak i znajomi w domu. Z nimi moi rodzice utrzymywali bliskie kontakty. Więc my, jako dzieci, cały czas mieliśmy dobre przykłady. Człowiek je „chwytał”, a później naśladował. W swoim życiu spotkałam się też z wieloma osobami, które pokazały mi, jak trzeba pomagać. Oczywiście, same tak postępowały. Pierwszymi autorytetami byli dla mnie rodzice. Ale niesienia pomocy uczyło też harcerstwo. Od zuchów po harcerzy.

Wojna

W wakacje 1939 r. Alinka była, z dwojgiem rodzeństwa i z rodzicami, u dziadków w Ciechanowie. Podczas agresji Niemiec na Polskę nie udało im się wrócić do Warszawy. Cała rodzina została aresztowana w 1940 r. przez Niemców i osadzona w ciężkim obozie w Działdowie. Z początkiem tego roku zostali wywiezieni do obozu w Stutthofie. Stamtąd, po kilku miesiącach, w strasznych zimowych warunkach byli transportowani do Auschwitz i… cudem zostali wyzwoleni przez partyzantów. Jednostka bojowa ZWZ odpięła trzy wagony ze składu. Przez kilka tygodni uciekinierzy ukrywali się po wioskach i lasach.

Reklama

Czas okupacji to dla przyszłej lekarki tajne komplety w szkole podstawowej Haliny Rzeszotarskiej - słynnej pozytywistki i założycielki warszawskiej szkoły w zaborze rosyjskim, która prowadziła ją również w II Rzeczypospolitej. Jak pisano w ówczesnej prasie, była to szkoła „o najniższym czesnym i najwyższym poziomie”. W czasie wojny przyszła lekarka Alina Czarnecka należała też do 31. Tajnej Drużyny Harcerskiej. Zaprzysiężona w Szarych Szeregach, brała udział w Powstaniu Warszawskim jako sanitariuszka. - Odbywałyśmy taki tajny staż w Szpitalu pw. św. Rocha na Krakowskim Przedmieściu, gdzieś w początkach 1943 i 1944 r. - wspomina Alina Czarnecka. - Oczywiście, nie miałyśmy zielonego pojęcia, że będzie powstanie. Bardzo mi się podobała praca lekarki i, jak sądzę, wpłynęło to na mój przyszły wybór zawodu. Nie bez znaczenia był jego misyjny charakter. Przez całe powstanie nigdy nie miałam wątpliwości, że było ono potrzebne i że przyniesie Polsce wolność. Choć po jego upadku wiedziałam, że ta wolność będzie później… Ale będzie! Bo ofiara krwi złożona przez żołnierzy powstania nie pójdzie na marne.

A Polska i tak będzie wolna

Wojna się skończyła, a Polska nadal była pod okupacją. Teraz już „tylko” sowiecką. Mimo to panna Czarnecka wciąż miała głęboką wiarę, że jej ojczyzna odzyska wolność. Była tego pewna nawet wtedy, kiedy widziała panoszące się sowieckie wojsko aresztujące warszawiaków na ulicach. Wierzyła, że Polska będzie wolna. - Ta wiara w wolność była motorem mojego życia - przyznaje Alina Czarnecka.

Sowieci aresztowali szesnastoletnią pannę wiosną 1945 r. podczas łapanki na ulicy. - Tylko dlatego, jak powiedzieli, że każdy młody był w AK i występował przeciwko „władzy ludowej i ZSRS” - opowiada Alina Czarnecka. - Byłam dumna, że należałam do AK. Że brałam udział w Powstaniu Warszawskim. A musiałam utrzymywać, że nie… To było uwłaczające. Trzymali mnie w podziemiach NKWD na Pradze. Pracowała tam jako maszynistka koleżanka mojego brata i zawiadomiła mamę. Mama gdzieś interweniowała i po trzech dniach mnie zwolniono.

Wzajemność

Reklama

- W 1951 r. skończyłam studia. Stalinizm? To był bardzo trudny okres. Prawie tak jak za okupacji niemieckiej - opowiada Alina Czarnecka. - Czułam psychiczny terror i próbowałam zagłuszyć go najpierw nauką, a później ogromną ilością pracy. A ludzi chorych było wtedy niezwykle dużo. Pracy więc było też wiele. Naród był zniszczony wojną. Spałam po kilka godzin dziennie. Prowadziłam też wykłady o higienie w różnych skupiskach. Prawie w ogóle nie utrzymywałam kontaktów poza środowiskiem rodzinnym, także grupą znajomych i przyjaciół rodziny. To byli ludzie, którzy znali się sprzed wojny lub z czasu okupacji i wzajemnie wspierali. Byliśmy bardzo hermetycznym środowiskiem. I może dzięki temu jakoś nasza rodzina i bliscy nie trafili do stalinowskich więzień. Ale przede wszystkim dzięki Bożej opiece.

Alina Czarnecka jeszcze w czasie studiów wyszła za mąż. Tuż po nich urodził się pierwszy syn. Podczas studiów związała się też z Sodalicją. Oczywistością było dla niej, że powinna oddychać katolicyzmem, jak powietrzem. Chodziła na spotkania organizowane w kościele pw. św. Anny, gdzie częstym wykładowcą był jezuita - o. Tomasz Rostworowski. Żołnierz AK i uczestnik Powstania Warszawskiego. Do czasu, kiedy został aresztowany. Mimo tortur nie ujawnił, między innymi, listy nazwisk młodzieży z Sodalicji. Po rozwiązaniu Sodalicji Ala Czarnecka przystąpiła do Duszpasterstwa Akademickiego. Wprawdzie wiedziała, że komuniści inwigilowali uczestników duszpasterstw, nie przejmowała się jednak tym zanadto. Po ukończeniu studiów podjęła się darmowego leczenia warszawskich zakonników.

Pamięć miłosierdzia

Oficjalny przydział do pracy, „nakaz pracy” po studiach Alina Czarnecka dostała w Warszawie. Przez lata pracowała jako lekarz internista. Była również dyrektorem pierwszego szpitala na warszawskim Grochowie. Wraz z dr. Rafałem Masztakiem, który uczył ją w czasie wojny, jak robić opatrunki, zorganizowała pierwszy w tym szpitalu oddział kardiologii. W jakiś czas potem zaczęto ją namawiać, aby wstąpiła do PZPR. Za każdym razem odmawiała, mówiąc, że nie ma czasu „na zawracanie sobie tym głowy”. I m.in. dlatego, po kilku latach, złożyła rezygnację i została odwołana z dyrektorskiej funkcji. Przez lata dr Alina Czarnecka pracowała w wielu przychodniach na zleceniach, dodatkowych dyżurach. Bywało też, że robiła korektę tekstów w wydawnictwie lekarskim. - Bo lekarz kiedyś, jeśli nie prowadził prywatnej praktyki lekarskiej, nie zarabiał wiele - wyjaśnia Alina Czarnecka. - A i jeszcze trzeba było pamiętać o bliźnich, którzy zarabiali mniej. Taką pamięć miłosierdzia powinny nam podpowiadać wartości chrześcijańskie. Zresztą, moje pokolenie lekarzy leczyło za darmo bardzo wielu ludzi. Większość czasu zawodowego przepracowałam w komunizmie, kiedy naprawdę były ogromne trudności z leczeniem. Z dostępem do leków, sprzętu… Do wszystkiego. Pracowałam głównie w szpitalu. Zawsze miałam więc na chleb. Ale inni nie zawsze.

W latach 70. ubiegłego wieku doktor Czarnecka podjęła się pełnić jeszcze inne „dodatkowe dyżury” lekarskie… w warszawskim Wyższym Metropolitarnym Seminarium Duchownym. Działała również w duszpasterstwie służby zdrowia, które prowadził ks. Zdzisław Król. - I który w sposób niezwykły oddziaływał na nasze środowisko - podkreśla Alina Czarnecka. - Któregoś razu towarzyszyłam prof. Tadeuszowi Tołłoczce podczas jego wizyty u chorującego ojca duchownego. Potem przyszłam na następną wizytę i następną… I tak zaczęły się moje cotygodniowe dyżury w seminarium. Trwają już blisko 40 lat… Cóż, moje pokolenie wymiera. Ale to wcale nie znaczy, że nie ma dzisiaj młodych lekarzy, którzy również leczą za „dziękuję”. Jest taka grupa, która wciąż rozumie sytuację chorego i misyjność tego powołania…

2013-07-22 13:55

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Solarczyk: rozeznawanie powołania radosnym spotkaniem z Panem Bogiem

[ TEMATY ]

powołanie

Bp Marek Solarczyk

Episkopat.news

Pan Bóg ma marzenia i plany związane z życiem każdego z nas. Warto je podjąć z odwagą i ufnością wobec tego, co On będzie chciał realizować – powiedział bp Marek Solarczyk, delegat KEP ds. Powołań z okazji Niedzieli Dobrego Pasterza (12 maja), która rozpocznie Tydzień Modlitw o Powołania.

Bp Marek Solarczyk przed Niedzielą Modlitw o Powołania nawiązał do słów Ojca Świętego Franciszka, który w tegorocznym orędziu na ten dzień rozważa tajemnicę powołania w perspektywie spotkania człowieka z Panem Bogiem oraz obietnicy realizowania wspólnie z Nim wielkich dzieł. „Powołanie Pana nie jest ingerencją Boga w naszą wolność; nie jest to „więzienie” ani nałożony na nas ciężar. Wręcz przeciwnie, jest to inicjatywa pełna miłości, poprzez którą Bóg wychodzi nam na spotkanie i zaprasza do wejścia we wspaniały projekt, którego uczestnikami pragnie nas uczynić” – napisał Ojciec Święty Franciszek w orędziu.
CZYTAJ DALEJ

Bezimienne mogiły

Niedziela warszawska 44/2012, str. 2-3

[ TEMATY ]

Wszystkich Świętych

Artur Stelmasiak

Socjalne mogiły na Cmentarzu Komunalnym Południowym

Socjalne mogiły na Cmentarzu Komunalnym Południowym

Ciała bezdomnych często chowane są w anonimowych grobach. Zmienić to postanowiła Warszawska Fundacja Kapucyńska. To pierwszy taki pomysł w kraju

Choć każdy z nas po śmierci może liczyć na takie same mieszkanie w Domu Ojca, to na ziemi panują inne zasady. Widać to doskonale na cmentarzu południowym w Antoninie, gdzie są całe kwatery, w których nie ma kamiennych pomników. Dominują skromne ziemne groby z próchniejącymi drewnianymi krzyżami. Wiele z nich zamiast imienia i nazwiska ma na tabliczce napisaną jedynie datę śmierci, numer identyfikacyjny oraz dwie litery N.N. - O tym, że przybywa takich bezimiennych mogił dowiedziałem się od przyjaciół. Wówczas postanowiliśmy rozpocząć akcję rozdawania bezdomnym nieśmiertelników, czyli blaszek podobnych do tych, które noszą wojskowi. Na każdej z nich wygrawerowane jest imię i nazwisko właściciela - mówi kapucyn br. Piotr Wardawy, inicjator akcji nieśmiertelników wśród bezdomnych. O skuteczność tej akcji przekonamy się w przyszłości. Jednak pierwsze skutki już poznaliśmy, gdy jeden z kapucyńskich „nieśmiertelnych” zmarł na Dworcu Centralnym. - Dzięki metalowym blachom na szyi policja wiedziała, jak on się nazywa oraz skontaktowali się klasztorem kapucynów przy Miodowej. Tu bowiem był jego jedyny dom - mówi Anna Niepiekło z Fundacji Kapucyńskiej. Kapucyni zorganizowali zmarłemu pogrzeb z udziałem braci, wolontariuszy oraz innych bezdomnych. Msza św. z trumną została odprawiona na Miodowej, a później pochowano go z imieniem i nazwiskiem na cmentarzu południowym w Antoninie. - Dla całej naszej społeczności była to bardzo wzruszająca uroczystość - podkreśla Niepiekło.
CZYTAJ DALEJ

TOPR apeluje: Nie wychodźcie w góry – fatalne prognozy pogody

2025-07-26 21:04

Karol Porwich/Niedziela

Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe zaapelowało w sobotę wieczorem o całkowite zaniechanie wszelkich aktywności górskich w Tatrach w niedzielę. Powodem są wyjątkowo niekorzystne prognozy pogody, która może stanowić poważne zagrożenie dla życia i zdrowia turystów.

Dla powiatu tatrzańskiego na niedzielę wydano ostrzeżenie trzeciego – najwyższego – stopnia przed intensywnymi opadami deszczu. Towarzyszyć im będą gwałtowne burze z porywami wiatru dochodzącymi do 80 km/h. Miejscami możliwe są także opady gradu.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję