Reklama

Historia

Milczenie świata

Nazywano ich straceńcami, podobnie jak żołnierzy powstania warszawskiego. Przeciwko kilku tysiącom Niemców stanęło niecałe tysiąc bohaterskich żydowskich bojowników. W zemście za wywołanie powstania Niemcy rozstrzelali bądź spalili blisko 60 tys. warszawskich Żydów

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W połowie maja 1943 r. Jürgen Stroop, pod którego dowództwem Niemcy likwidowali opór w warszawskim getcie, raportował Himmlerowi: „Żydowska dzielnica mieszkaniowa w Warszawie już nie istnieje”. Ten opór Żydzi nazywają do dziś największym nowożytnym żydowskim powstaniem. Heroiczna walka rozpoczęła się 19 kwietnia 1943 r., a zakończyła 16 maja. Symbolicznie uznano bowiem, że momentem zakończenia powstania było wysadzenie przez Niemców synagogi przy ul. Tłomackiej. Podczas walk zginęli niemal wszyscy dowódcy powstania i żołnierze. Tylko niektórym udało się wydostać z getta.

Niemiecka przestrzeń

Na niecałych 4 km2 Warszawy Niemcy zamknęli z dniem 16 listopada 1940 r. ponad pół miliona Żydów. Żydowską dzielnicę, swoiste miasto w mieście, obudowali „ceglanym, niepalnym murem”, jak pisano w raportach do Hitlera. Murem na „przepisową wysokość 3,5 m” – raportowali do swojego wodza precyzyjni Niemcy. Getto miało swoją straż – niemiecką i żydowską policję Judenrat, które nadzorowały grabienie i mordowanie Żydów. Wszyscy „podludzie”, jak nazywali ich wykształceni i niewykształceni Niemcy, nosili opaski z gwiazdą Dawida. Poza getto mogli wydostać się tylko za specjalną przepustką bądź pod konwojem. Samowolne oddalenie się z dzielnicy żydowskiej, jak niekiedy nazywali getto Niemcy, było karane śmiercią. Czasem, dla przykładu, rozstrzeliwano również rodzinę, która „nie potrafiła upilnować” uciekiniera. Niemcy założyli getta w kilkudziesięciu miastach w Polsce i Europie. Jednak tylko w Polsce, w połowie października 1941 r., gubernator Hans Frank wydał rozporządzenie nakazujące karać śmiercią Polaków pomagających Żydom.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na co dzień w tym skazanym na zatracenie „mieście” trwało „normalne” życie. Były szkoły, biblioteki, kina, kawiarnie. Domy modlitw i synagogi. Restauracje, teatry, kabarety... Byli również umierający w domach lub na ulicach. Głodni, zakatowani, pozbawieni jakiejkolwiek pomocy ze strony tych, którzy w tym czasie dyskutowali o cenach złota i zboża na światowych giełdach. W ponadpółmilionowym getcie mieszkali bowiem zarówno biedacy, jak i tysiące średnio bądź bardzo zamożnych Żydów. To oni bywali w restauracjach, sycili się wykwintnymi daniami i trunkami, niekiedy sprowadzanymi nawet z Berlina. Bywało, że bawili się razem ze swoimi prześladowcami z SS lub Wehrmachtu. Słuchali szlagierów. Spotykali się na koncertach modnych przed wojną żydowskich artystów. I bywało, że po tych koncertach artyści trafiali do obozów… Również do komór gazowych, skonstruowanych przez wysoką niemiecką cywilizację. O sytuacji, w jakiej znajdują się Żydzi w Polsce, była wówczas informowana tzw. światowa opinia publiczna. Okazało się, że głucha. Dziś mówi się, iż „opinia” nie wierzyła, że „społeczeństwo o tak wysokim stopniu kultury, jakim byli Niemcy”, mogło się czegoś takiego dopuszczać. Tym, co się działo w Polsce, niemal zupełnie nie interesowała się nawet bogata społeczność żydowska w USA i Kanadzie. Wprawdzie przystąpiono, z inicjatywy Niemiec, do negocjacji na temat możliwości wykupienia setek tysięcy uwięzionych w Europie rodaków, lecz… cena została uznana za zbyt wygórowaną. Te i inne winy wypomniała, na początku lat 60. ubiegłego wieku swoim rodakom wybitna filozof Hannah Arendt podczas trwającego w Izraelu kilkumiesięcznego procesu zbrodniarza wojennego Adolfa Eichmanna.

Reklama

Przeciw upodleniu

Za pretekst do wybuchu powstania posłużyło wydarzenie, które miało miejsce na terenie getta w drugiej połowie stycznia 1943 r. Wówczas to Niemcy postanowili wywieźć do obozów kolejnych Żydów – niecałe już wtedy 60 tys., pozostałe z niedawnych jeszcze blisko pół miliona. Nieoczekiwanie jednak doborowe niemieckie jednostki zostały na terenie getta ostrzelane. Zdesperowani Żydzi powiedzieli „stop” niemieckim zbrodniom. Kiedy mimo to w dwa miesiące później Niemcy chcieli ponowić wywózkę, istniejące na terenie getta dwie organizacje bojowe – Żydowski Związek Wojskowy i Żydowska Organizacja Bojowa znów stawiły opór. I tak rozpoczęło się powstanie. Z chwilą zaś jego rozpoczęcia warszawskie radio Polskiego Państwa Podziemnego „Błyskawica” rozpoczęło codzienne nadawanie w świat informacji o dramatycznej sytuacji powstańców. W wolnym od okupacji niemieckiej świecie nikogo to jednak nie poruszyło.

Reklama

Dwie flagi: polska i żydowska

Przed południem 19 kwietnia 1943 r. na teren getta weszły silne oddziały SS, Wehrmachtu oraz formacji łotewskich i ukraińskich, aby wywieźć kolejne tysiące Żydów do obozów. Dowódcą „likwidacji” getta został komendant warszawskiej SS i policji płk. Ferdinand von Sammern-Frankenegg, przedstawiciel niemieckiej arystokracji. Jednak żydowscy powstańcy odparli ten atak. Co więcej, żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego wywiesili na jednym z budynków pl. Muranowskiego dwie flagi: żydowską biało-niebieską i polską biało-czerwoną. Po tej „kompromitacji narodu niemieckiego”, jak miał powiedzieć Himmler, do dowodzenia w getcie mianowany został generał SS Jürgen Stroop. Rozpoczęła się nierówna walka. Niemcy, wyposażeni w najnowszą broń maszynową i artylerię, brutalnie rozprawiali się z powstańcami. Słabo zaś uzbrojeni powstańcy, mimo determinacji, oddawali Niemcom kolejne kwartały i ulice. Po kilku dniach powstania normą stało się podpalanie przez Niemców budynków oraz wywabianie w ten sposób ukrywających się powstańców. I niemal natychmiastowe ich likwidowanie. Żydów zmuszano również do wyjścia z kryjówek, szczególnie z kanałów wodociągowych, używając gazów bojowych. W ten sposób zastrzelono kilkuset żołnierzy powstania. Niemieckie oddziały otrzymały rozkaz, by każdego napotkanego Żyda rozstrzeliwać. Cała groza powstania w getcie warszawskim została zawarta w raporcie Jürgena Stroopa dla niemieckich przełożonych. Na kilkudziesięciu stronach pisał m.in. o likwidacji żołnierzy żydowskich nie tylko tych wychodzących z kanałów, ale także tych, którzy zmuszeni byli opuścić domy podpalone przez Niemców. Po kilkunastu dniach Niemcy zastosowali taktykę palenia każdego domu, tak aby powstańcy i osoby cywilne nie mogły się nigdzie ukryć.

Reklama

Powstanie i polityka

W powstaniu ze strony żydowskiej udział wzięli w większości żołnierze Żydowskiego Związku Wojskowego, wchodzącego w skład polskich podziemnych struktur wojskowych. Byli wśród nich żydowscy żołnierze i oficerowie służący jeszcze przed wojną w polskiej armii. W czasie wojny natomiast działali w strukturach konspiracyjnych Polskiego Państwa Podziemnego. Te powiązania skutkowały również w czasie powstania w getcie. W dniu jego rozpoczęcia oddziały Armii Krajowej zaatakowały Niemców przebywających w pobliżu getta, w ten sposób odciągając ich od walk powstańczych. Żołnierze AK podjęli również próby rozbicia murów getta. Niestety, żadna z nich nie zakończyła się powodzeniem. Jednak ich zbrojne akcje na terenie „aryjskiej” Warszawy w znaczny sposób ograniczały walki Niemców na terenie getta. W największej kilkudniowej bitwie powstania, na pl. Muranowskim, żołnierzy ŻZW wspierał oddział AK i żołnierze Korpusu Bezpieczeństwa pod dowództwem kpt. Henryka Iwańskiego. Oddział kpt. Iwańskiego był też największym „dostawcą” broni dla powstańców żydowskich.

W powstaniu w getcie wzięli też udział nieliczni i bardzo słabo uzbrojeni żołnierze komunizującej Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jednak propaganda komunistyczna w PRL właśnie ich „mianowała” jedyną organizacją walczącą w powstaniu. W jej skład, jak pisał przed laty historyk Paweł Szapiro, wchodziły bowiem również „organizacje w pełni akceptujące pakt Ribbentrop-Mołotow”. Ta prokomunistyczna orientacja ŻOB znacznie ułatwiła propagandystom PRL manipulowanie kartami historii. Wkrótce bowiem „dopisano” do powstania w getcie stronę pomocy udzielonej powstańcom przez komunistyczną Armię Ludową. „Wycięto” zaś informacje o żołnierzach Żydowskiego Związku Wojskowego, którzy stanowili trzon powstańców. Kilku z nich po wojnie było więzionych w komunistycznych więzieniach za udział … w powstaniu warszawskim. „Historycy” Żydowskiej Organizacji Bojowej dowódcą powstania w getcie „mianowali” jedynie Mordechaja Anielewicza i innych z komunistycznej ŻOB, m.in. Marka Edelmana, który wraz z innymi do końca życia zakłamywał historię powstania w getcie. Tymczasem, jak wynika z dokumentów archiwalnych, również z pamiętnika Emanuela Ringelbluma, twórcy archiwum getta warszawskiego, przywódcami powstania byli również Dawid Wdowiński, Paweł Frenkel i Leon Rodal z Żydowskiego Związku Wojskowego. I to oni odegrali największą rolę w przygotowaniu powstania w getcie i kierowaniu jego przebiegiem. Jednak nawet w wolnej, pozbawionej oficjalnej cenzury Polsce przez długie lata pomijane były publikacje książek Dawida Wdowińskiego, Bernarda Ber Marka, Chaima Lazara czy Kazimierza Iranka-Osmeckiego opisujące „nieżobowską” historię powstania i udział ŻZW w walkach. Dopiero od niedawna polscy czytelnicy mogą się zapoznać z inną niż peerelowska historią powstania w getcie warszawskim. Dopiero też dziś te dwie flagi: żydowska i polska, zawieszone przez żołnierzy Żydowskiego Związku Wojskowego, stały się inspiracją dla autora znaczka upamiętniającego 70. rocznicę powstania w getcie. Znaczka dwóch flag, wydanego przez Izrael.

2013-04-29 11:25

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Co odkryto w Chełmsku Śląskim?

Niedziela legnicka 36/2019, str. 8

[ TEMATY ]

historia

Ks. Piotr Nowosielski

Jedne z odkrytych malowideł przedstawiających św. Piotra i św. Jana Chrzciciela

Jedne z odkrytych malowideł przedstawiających św. Piotra i św. Jana Chrzciciela

Leżące w pobliżu granicy z Czechami Chełmsko Śląskie to miejsce, w którym w jego historii zaznaczyła się obecność Cystersów z niedalekiego Krzeszowa. Jedną z pozostałości jest barokowy kościół parafialny pw. Świętej Rodziny.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Konkurs fotograficzny na jubileusz 900-lecia

2024-04-24 19:00

[ TEMATY ]

konkurs fotograficzny

diecezja lubuska

Bożena Sztajner/Niedziela

Do końca sierpnia 2024 trwa konkurs fotograficzny z okazji jubileuszu 900-lecia utworzenia diecezji lubuskiej. Czekają atrakcyjne nagrody.

Konkurs jest przeznaczony zarówno dla fotografów amatorów, jak i profesjonalistów z wszystkich parafii naszej diecezji. Jego celem jest uwiecznienie śladów materialnych pozostałych po dawnej diecezji lubuskiej, która istniała od 1124 roku do II połowy XVI wieku.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję