Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej, chociaż nazywanej paulińską…nie wymyślili sami paulini
Reklama
Na życzenie króla Jana Kazimierza, w dowód uznania za bohaterską obronę Jasnej Góry, magistrat miasta Warszawy oddał kościół Ducha Świętego Zakonowi Paulinów. Po raz pierwszy pielgrzymka z tej świątyni wyruszyła w 1711 r. W czasie wielkiej zarazy dżumy w latach 1707-1711, paulini organizowali pokutne nabożeństwa oraz procesje wokół kościoła. Przychodziło na nie wielu mieszkańców Warszawy, zwłaszcza że, jak podają zapisy, ich owocem były cudowne uzdrowienia. Wówczas zrodził się pomysł i ślubowanie aby, gdy ustanie zaraza, w dowód wdzięczności pielgrzymować pieszo na Jasną Górę. Zorganizowania pielgrzymki podjęło się wówczas popularne i ważne w życiu religijno-społecznym stolicy Bractwo Pięciu Ran Pana Jezusa. Promotorem pielgrzymki został przeor o. Innocenty Pokorski mający opinię człowieka wielkiej wiary, spowiednik królewski, mecenas sztuki i wybitny kaznodzieja. Pielgrzymka warszawska miała i ma więc od samego początku ofiarny, pokutno-dziękczynny charakter. Wierni ślubom z 1711 r. pątnicy szli podczas zaborów, wojen, mimo zakazów i nakazów władz komunistycznych. Jej przewodnikami byli świeccy, także kapłani diecezjalni, bo przez ponad 100 lat…paulinów nie było. W 1819 r. carski rząd usunął zakonników ze stolicy. Po drugiej wojnie światowej, w 1847r., kard. August Hlond, prymas Polski, oddał kościół Ducha Świętego paulinom. To w połowie XX w. „biali mnisi” wyruszali pieszo, prowadząc ludzi, do Matki Bożej na Jasnej Górze, także nie tylko duchowego serca Polski, ale i serca swojego zakonu.
„Nie widziałem się w roli pątnika…”
Z rozbrajającą szczerością wyznaje, że jako diakon został wyznaczony przez wychowawcę kleryków, ale nie widział się w roli pątnika. Poszedł nawet do przełożonego, by z tej służby zostać zwolnionym, modlił się do również do Matki Bożej, by pielgrzymka go ominęła. Jednak w duchu posłuszeństwa na pielgrzymkę poszedł. Zabrał brewiarz, osobiste rzeczy, przygotował dwa kazania. I związał z warszawską kompanią swe zakonne i kapłańskie życie już na ponad 60 lat. M.in. jako pierwszy wprowadził rozważanie tajemnic różańcowych w czasie marszu, a w 1962 r. nagłośnienie. Pierwsza tuba została przywieziona z Rzymu. - To było wielkie ociągnięcie, pielgrzymkazmieniła zupełnie charakter. Kiedy zostały wprowadzone głośniki, można już było w drodze wygłaszać katechezy. Był kącik jasnogórski, kiedy opowiadałem o tym miejscu, był kącik pytań pątników, na które udzielałem odpowiedzi - opowiada o. Melchior i podkreśla, że „pielgrzymowanie to wielka szansa ewangelizacji, wielki dar Boży”. Wielokrotnie mówił, że coroczne pielgrzymowanie pomaga mu w posłudze na Jasnej Górze, przy ołtarzu i w konfesjonale. - Kiedy już kiedyś przez czyściec dojdę do nieba, to i stamtąd będę towarzyszył naszej pielgrzymce i będę prosił Boga o błogosławieństwo dla pielgrzymów - powiedział o. Melchior.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O. Melchior Królik z Warszawską Pielgrzymką Pieszą związany jest już od ponad 60 lat. Teraz z racji wieku i zdrowia korzysta z samochodu, ale nie wyobraża sobie sierpnia bez pielgrzymki.
„Pielgrzymkę obiecałem Maryi”
Reklama
Wielu paulińskich kleryków udaje się także na piesze pielgrzymki. To „duszpasterstwo w drodze”, zwłaszcza na Warszawskiej Pielgrzymce Pieszej, jest czymś charakterystycznym dla Zakonu Św. Pawła Pierwszego Pustelnika.
- Br. Jakub przed laty „obiecał” Maryi pielgrzymkę za zdaną maturę. - Naobiecywałem wtedy wiele, ale na pielgrzymkę nie poszedłem, dopiero to przyrzeczenie przypomniało mi się, kiedy wstąpiłem do zakonu. Zgłosiłem się na ochotnika, ale wtedy zrobiłem to niejako z przymusu, by wypełnić obietnicę, bardzo mi się nie chciało iść. No ale tak mi się spodobało, że na drugą i trzecią szedłem z wielkim entuzjazmem. - opowiada brat Jakub i jako pauliński kleryk wyruszy z Warszawy po raz czwarty. Wyznaje, że przez chwilę zastanawiał się, czy jako diakon nie będzie bardziej potrzebny tu na Jasnej Górze, ale - uśmiecha się - „pielgrzymka zwyciężyła, więc idę”. Br. Jakub szczególnie ukochał adorację Jezusa w Najświętszym Sakramencie i choć na pielgrzymce nie ma możliwości na takie dłuższe bycie sam na sam z Panem, to jak podkreśla, nauczył się adorować Boga w drugim człowieku.
Reklama
Br. Korneliusz pochodzi z Ukrainy. Uczestniczył w jednodniowych pielgrzymkach z katedry greckokatolickiej w Kijowie do Matki Bożej Wyszogrodzkiej. To wtedy pytał Boga i Maryję czy wstąpić do zakonu. - Nie wiem jakim cudem, ale Pan Bóg mnie wyciągnął z miejsca, w którym żyłem właśnie do paulinów - opowiada br. Korneliusz. Zapytany o największy cud w swoim życiu, odpowiada „moje nawrócenie, a może nawet bardziej nawrócenie moich rodziców”. - Jestem z otoczenia osób niewierzących. Jak się zgłosiłem do seminarium, to nawet do końca nie wiedziałem co to jest. Zwierzyłem się mamie, bo zawsze mnie wspierała, popatrzyła na mnie i się roześmiała, a tata mi zakazał. Ale ja nigdy nie byłem posłusznym dzieckiem. Nie miałem wsparcia, więc dla mnie cudem było to, że miałem w sobie to szaleństwo, żeby pójść za tym głosem Boga, żeby „w to wejść”. Paradoksalnie mi to pomogło, bo mogłem bardziej pokładać nadzieję tylko w Panu Bogu - opowiada dalej zakonnik. Jego mama po latach poszła do spowiedzi, gdy był na pierwszym roku. Tatę próbował nawracać, ale po którejś kłótni powiedział do Boga, że „ma tego dosyć i niech On zrobi z tym co sam chce” i wtedy zadzwonił tata, który wyznał, że był z mamą w kościele, ksiądz „fajnie tłumaczył Pismo św. i chciałby się nauczyć czytać Biblię”. Kiedy zaczęła się pandemia, potem wojna już jako pauliński kleryk nie mógł jednak wyjechać do domu.
„By zapachnieć owcami…”
Choć brat Korneliusz lubi sport, bieganie, siłownię to pierwszej dziewięciodniowej pielgrzymki z Warszawy się obawiał, czy podoła trudom. Podołał, teraz idzie po raz trzeci. Szczególnie pięknym doświadczeniem jest doświadczanie gościnności ludzi, doświadczenie drugiego człowieka. - Najpiękniejszy moment to ten, kiedy widzi się wieżę jasnogórską. Choć boli każdy krok, to dostaje się takich sił, że …ma się ochotę jeszcze raz przejść pielgrzymkę. Piękne jest to, że Pan Bóg daje siły, aby być z ludźmi - mówi paulin.
Marzeniem brata Korneliusza jest w przyszłości organizowanie pieszych pielgrzymek w Ukrainie. - Czego się uczę na pielgrzymce? Czym żyje świat w ogóle. W seminarium istnieje niebezpieczeństwo, że można być nieco odrealnionym. Bardzo mi się podoba w naszej paulińskiej formacji, że są takie okazje, aby jednak w ten świat wejść, zapachnieć owcami - mówi młody zakonnik.
Br. Rafał pójdzie z Warszawską Pielgrzymka Pieszą po raz 16. Po raz pierwszy szedł po Pierwszej Komunii Świętej, jego i brata zabrała mama. - Co roku nie mogę się tej pielgrzymki doczekać - wyznaje. O Zakonie Paulinów też po raz pierwszy usłyszał na pielgrzymce i to powołanie dojrzewało w „wychodzonych kilometrach”.
Reklama
313. Warszawska Pielgrzymka Piesza wyruszyła na Jasną Górę dziś po porannej Mszy św. w kościele pw. Ducha Świętego (diecezjalne sanktuarium Jasnogórskiej Matki Życia). Hasłem tegorocznych rekolekcji w drodze są słowa: „Uświęć ich w Prawdzie”. Na Jasną Górę pielgrzymi dotrą 14 sierpnia.
„Jesteśmy po to, by ludzi prowadzić do Matki Najświętszej”
Paulini to przewodnicy pielgrzymkowych grup nie tylko z Warszawy, ale też z krakowskiej Skałki, gdzie znajduje się drugi po Jasnej Górze najstarszy ich klasztor czy z Podhala - z Bachledówki. Idą też w grupach, w których są wierni z ich parafii jak np. z Biechowa w ramach Pielgrzymki Promienistej czy z Włodawy wchodzącej w skład Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej czy Łukęcina w Pieszej Pielgrzymce Szczecińskiej, z Torunia. Jedną z największych grup każdego roku w Pielgrzymce Wrocławskiej jest właśnie paulińska o charyzmacie maryjnym. Przyjeżdżają też z wiernymi rowerami jak np. ze Starej Błotnicy. Po raz 37. Przyjdzie Piesza Pielgrzymka z Wielgomłyn, gdzie także posługują duchowi synowie św. Pawła Pustelnika. Natomiast po raz 285. przybędą wierni z paulinami z parafii w Wieruszowie. Wieruszowski klasztor słynny jest także dzięki osobie bohaterskiego obrońcy Jasnej Góry z czasów „potopu szwedzkiego”. Klasztor ten odwiedzał ojciec Augustyn Kordecki. Podczas jednej z wizytacji zachorował i 20 marca 1673 r. zmarł właśnie w wieruszowskim klasztorze.
Paulini, to nie tylko ci, którzy towarzyszą wiernym w pielgrzymkowym fizycznym i duchowym trudzie, ale też gospodarze Domu Matki. O. Michał Bortnik, rzecznik Jasnej Góry i zapewnia, że paulini jak zawsze „z wielką gotowością otwierają drzwi Kaplicy Matki Bożej i bramy Jasnej Góry” przed „pątniczą rzeką”. Zakonnik podkreśla, że „po to tu jesteśmy, by ludzi prowadzić do Matki Najświętszej”.