Reklama

Dlaczego żyją w czystości

Śpią w jednej sypialni. Ale obok siebie, jak brat i siostra. Bo - choć decyzja nie była łatwa - zdecydowali się na życie w czystości. Po to, by móc przyjmować Komunię Świętą.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na początku bali się, że sam dotyk może być grzechem, nie wiedzieli, jak mogą się zachowywać

Katarzyna i Adam pobrali się przed dwudziestu laty. Mogli zawrzeć tylko związek cywilny. Ślub kościelny nie wchodził w grę, gdyż oboje byli po rozwodzie. Gdy zaczęli wspólne życie, nie mogli otrzymać rozgrzeszenia ani przystępować do Komunii.
Kiedy się pobierali, nie myśleli, że brak sakramentów może być aż tak wielkim problemem. - Najgorzej było w święta, kiedy wszyscy szli do Komunii, a my czuliśmy się jakby gdzieś obok - mówi Adam Kolanowski. Jego żonie najtrudniej było chyba na I Komunii synka.
- Poszłam wtedy nawet do spowiedzi, ale rozgrzeszenia nie otrzymałam - wspomina. Do dziś ma w pamięci oczy dziecka, które z żalem patrzyło na innych rodziców podchodzących do ołtarza.
Oboje w życiu wiele przeszli - choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. Zdaje się, że zawsze byli tak szczęśliwi jak dziś, z pięknie urządzonym mieszkaniem i dostatnim życiem. A jednak.
Pierwsze i drugie małżeństwo Adam, dziś pięćdziesięcioletni biznesmen, w dzieciństwie był ministrantem. Do 17. roku życia mieszkał w domu. - A potem wyfrunąłem w wielki świat - mówi. Po maturze dostał się na studia, tam poznał dziewczynę. Gdy miał 22 lata, ożenił się. Dużo pracował. I wtedy pojawiła się możliwość wyjazdu. Do Francji, potem do Włoch. Na zarobek. Podobny tryb życia prowadziła (pierwsza) żona. - Sprawy materialne były dla nas najważniejsze: chcieliśmy mieć dobrą pracę, mieszkanie, samochód - opowiada. Dzieci nie mieli. Mogli więc wyjeżdżać osobno. I, chcąc, nie chcąc, zaczęli się od siebie oddalać. A potem... Jedna zdrada ciągnęła drugą, chęć przygody stawała się tak silna, że nie sposób było jej przezwyciężyć. Wciąż jednak udawali, że nic się nie dzieje. Dalej planowali wspólne życie. Jak w filmie - postanowili nawet wziąć fikcyjny rozwód, po to, by żona mogła wyjść za mąż za granicą i otrzymać obywatelstwo niemieckie. Adam miał do niej dojechać, by na zawsze mogli zamieszkać za granicą.
Plany pokrzyżowała kolacja u znajomych, na której Adam poznał Katarzynę - swoją obecną żonę.
- Zakochałem się - mówi. Spotykali się prawie codziennie, przez kilka miesięcy. Gdy okazało się, że spodziewają się dziecka, Adam powiedział żonie, że rozwód wcale nie będzie fikcyjny. Bo postanowił ożenić się po raz drugi i chce zostać ojcem. Miał wtedy 32 lata. Jego przyszła małżonka zaś trzydzieści. Ona też musiała odejść od męża, z którym miała pięcioletniego synka Andrzejka. Tak wspomina ona tamtą decyzję: - Kiedy oznajmiłam mężowi, że od niego odchodzę, postawił warunek: rozwód w zamian za zostawienie mu Andrzejka. W przeciwnym razie zgody nie będzie.
Sąd pozbawił Katarzynę praw rodzicielskich, dzieckiem zajęli się rodzice męża. A ona zamieszkała z Adamem. Cieszyli się z dziecka, które się urodziło. Życie nie było jednak dla nich sielanką. Szybko pojawiły się problemy. - Zacząłem pić, urządzałem awantury, poza tym podobały mi się różne dziewczyny, nie miałem żadnych hamulców moralnych - wyznaje Adam Kolanowski. - Wiedziałam, że mąż ma inne kobiety - dodaje pani Katarzyna. Świat jej się wtedy zawalił. Nie chciała powtórki tego, czego doświadczyła w pierwszym małżeństwie. I wtedy postawiła mężowi twarde warunki: albo się zmieni albo ona odchodzi.
Adam: - Wsiadłem w samochód i pojechałem do kościoła. Przysiągłem, że przestaję pić. To było jedno cięcie. Nagła decyzja.
Katarzyna: - Nie wierzyłam mu, ale alkoholu nie tknął do dziś. Jak powiedział, tak zrobił. Ale nie wszystko wróciło do normy. Wciąż byliśmy daleko od Boga, od sakramentów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Pierwsza noc wstrzemięźliwości

Gdy syn pani Katarzyny z pierwszego małżeństwa - bo cały czas utrzymywała z nim kontakty - zaczął studiować, trafił do duszpasterstwa akademickiego. Chodził na piesze pielgrzymki do Częstochowy. Któregoś roku wybrał się z nim Adam: - Spotkałem księdza, któremu opowiedziałem swe życie. Prosiłem, by pomógł nam wrócić do Boga, znaleźć wyjście, które umożliwiłoby nam przyjmowanie sakramentów. Ksiądz oznajmił, że jest tylko jedno wyjście: wstrzemięźliwość seksualna. Bo współżycie poza raz zawartym małżeństwem zawsze pozostaje grzechem. Białe małżeństwo natomiast umożliwia rozgrzeszenie. Jest to rozwiązanie dla osób, które żyjąc w związku niesakramentalnym, nie powinny się rozstawać ze względu na dobro dziecka.
Dla Adama był to szok. Nigdy przedtem nie słyszał o takim rozwiązaniu. Podobnie jego żona.
Do podjęcia decyzji o życiu w czystości długo dojrzewali. I w końcu stało się.
- Był piątek. Zbliżała się północ. Nie mogłam spać. Zadzwoniłam do męża i zaproponowałam życie w czystości - opowiada Katarzyna. Adam natychmiast się zgodził, jakby czekał na ten krok z jej strony. - Choć oczywiście była to dla nas bardzo trudna decyzja, mieliśmy przecież po czterdzieści lat, a to jest kwiat życia - mówi.
Następnego dnia oboje byli już u spowiedzi. Po raz pierwszy od dwudziestu lat. Znajomy ksiądz zaprosił ich potem na uroczystą Mszę św. W obecności przyjaciół, jakby świadków, udzielił Komunii pod dwiema postaciami. - To było naprawdę ogromne przeżycie - ścisza ton pani Katarzyna. Po jej policzkach płyną łzy. Adam bierze ją za rękę. Potem sam przejmuje inicjatywę i zaczyna opowiadać, że w końcu nadeszła pierwsza noc w "celibacie". - Było śmiesznie - usiłuje rozładować napięcie. Katarzyna się ożywia: - Dziwnie odsuwał się wtedy ode mnie. Pamiętam, powiedziałam do niego: "nie bój się mnie dotknąć". Baliśmy się, że sam dotyk może być grzechem.
O swoich dylematach mówili potem podczas kolejnych spowiedzi. - Księża zawsze zachęcali, bym przytulił żonę, pogłaskał po głowie. To musiało wystarczyć - oznajmia Adam. Bał się, by nie złamać przyrzeczenia. Zwłaszcza, że kryzysy się pojawiały. - Przecież przez długie lata ta intymna sfera życia była dla nas bardzo ważna - podkreśla pani Kolanowska. Wspomina dzień, w którym była gotowa zadzwonić nawet do agencji towarzyskiej, by być z mężczyzną.
- Myślałam, że zwariuję. Ale Pan Bóg daje nam siły i sprawia, że raz odrzucony grzech dotąd nie powraca. Przyrzeczenia nie złamaliśmy ani razu, od dziesięciu lat. Na każdej Mszy św. przystępujemy do Komunii św., co najmniej raz w miesiącu się spowiadamy.

Odzyskaliśmy Przyjaciela

Jak twierdzą Kolanowscy, podjęcie takiej decyzji wypływało przede wszystkim z "głodu Komunii".
- Chcieliśmy po prostu w pełni uczestniczyć w życiu Kościoła - podkreśla Adam.
Oboje nie żałują tej decyzji. Nie wpłynęła ona na zachwianie poczucia męskości i kobiecości. - Wręcz przeciwnie, czuję się nawet bardziej atrakcyjna dla męża, niż przedtem - mówi Katarzyna. - Życie w czystości uzdrowiło nasz związek. Przede wszystkim odzyskaliśmy Przyjaciela, któremu zawierzyliśmy. Jeżeli Bóg jest w życiu na pierwszym miejscu, to wszystko zaczyna mieć sens. Zarówno radości, jak drobne niepowodzenia czy nawet wielkie cierpienia. Bo człowiek zaczyna dostrzegać we wszystkim ukryty sens.
Katarzyna dodaje: - Dzięki życiu w czystości bardzo się do siebie zbliżyliśmy, więcej ze sobą rozmawiamy. W ogóle zresztą "celibat" nie jest taki straszny i można z nim całkiem szczęśliwie żyć! - uśmiecha się pani Kolanowska. I podaje za przykład kapłanów i zakonnice, którzy również ze względu na wiarę dobrowolnie decydują się na życie w czystości. Jej mąż tłumaczy to obrazowo: - Z Panem Bogiem jest tak, jak z pracodawcą, który przyjmuje kogoś do pracy, ale stawia wymagania: że trzeba być dyspozycyjnym, znać języki, przychodzić na ósmą, koniecznie w krawacie i garniturze. Tymczasem zgłasza się pracownik i mówi, że przyjmuje wszystkie warunki, z wyjątkiem jednego: chce zaczynać pracę o dziesiątej, bo nie lubi rano wstawać. I już wiadomo, że pracodawca go nie przyjmie, bo żąda spełnienia wszystkich warunków. Tak samo jest z przykazaniami. Niespełnienie jednego powoduje, że człowiek żyje w grzechu i pozostaje z dala od Boga i od Kościoła.
Zdaniem Kolanowskiego, także po ludzku sądząc, małżeństwo niesakramentalne niesie ostatecznie pustkę. Bo życie się jakoś toczy, dzieci rosną, ale potem przychodzą cierpienia, choroby, w niepamięć odchodzi młodość, uroda, dostatek. - Wszystko mija, tylko Bóg zostaje. Dlatego warto być blisko Niego przez całe życie - zapewnia. I dodaje: - Żeby potem nie było za późno.

2002-12-31 00:00

Ocena: +4 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Galbas w Sosnowcu przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża

2024-03-28 23:35

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

flickr.com/episkopatnews

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

- Kościelne postępowanie w bulwersującej sprawie sprzed miesięcy dobiega końca - powiedział abp Adrian Galbas SAC, administrator apostolski diecezji sosnowieckiej sede vacante. W czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej, którą odprawił w sosnowieckiej bazylice katedralnej, przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża.

- Po podjęciu ostatecznych decyzji, zostanie o nich poinformowana opinia publiczna. Także w sprawie, która w ostatnich dniach spowodowała, że diecezja sosnowiecka znalazła się na czołówkach gazet, jestem zdeterminowany, by wszystko wyjaśnić i adekwatnie zareagować. Proszę przyjąć moje zapewnienie, że nic w tej, jak i w żadnej innej gorszącej sprawie, nie jest i nie będzie zbagatelizowane - powiedział.

CZYTAJ DALEJ

Triduum Paschalne - trzy najważniejsze dni w roku

Niedziela legnicka 16/2006

Karol Porwich/Niedziela

Monika Łukaszów: - Wielkanoc to największe święto w Kościele, wszyscy o tym wiemy, a jednak wielu większą wagę przywiązuje do świąt Narodzenia Pańskiego. Z czego to wynika?

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas w Sosnowcu przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża

2024-03-28 23:35

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

flickr.com/episkopatnews

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

- Kościelne postępowanie w bulwersującej sprawie sprzed miesięcy dobiega końca - powiedział abp Adrian Galbas SAC, administrator apostolski diecezji sosnowieckiej sede vacante. W czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej, którą odprawił w sosnowieckiej bazylice katedralnej, przeprosił wiernych za każde zgorszenie, które kiedykolwiek spowodowali księża.

- Po podjęciu ostatecznych decyzji, zostanie o nich poinformowana opinia publiczna. Także w sprawie, która w ostatnich dniach spowodowała, że diecezja sosnowiecka znalazła się na czołówkach gazet, jestem zdeterminowany, by wszystko wyjaśnić i adekwatnie zareagować. Proszę przyjąć moje zapewnienie, że nic w tej, jak i w żadnej innej gorszącej sprawie, nie jest i nie będzie zbagatelizowane - powiedział.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję