Reklama

Moim zdaniem

Machineria tęczowej prowokacji

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

„W Białymstoku pobito uczestników Marszu Równości” – alarmujące komunikaty tej treści sprawiają wrażenie, jakby były już zawczasu przygotowane w tzw. mainstreamowych mediach. Zwykle informacje przebijają się tam z dużym opóźnieniem, jednak ta lotem błyskawicy obiegła wszelkie tefaueny, polsaty i radia tok FM. Wyłaniały się z niej monstrualne rozmiary prześladowania „tęczowego marszu” ze strony rozszalałej tłuszczy o poglądach narodowych. W sieci pojawiły się także drastyczne filmy pokazujące katowanie zwolenników LGBT przez ogolonych osiłków. Nagle, jak na zamówienie, pojawiły się wstrząsające relacje o nietolerancji i brutalności ludzi w Białymstoku... Natychmiast też głos zabrali „komentatorzy”, którzy sprawnie podawali interpretacje tych wydarzeń.

Zatrzymajmy się na moment. Czy ustalona z góry narracja oddaje faktyczny przebieg wydarzeń w Białymstoku?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Po kilku dniach zaczęły jednak wychodzić zupełnie inne informacje. Okazało się, że bardzo trudno jest ustalić rzeczywiste ofiary tych „brutalnych faszystów atakujących pokojowych demonstrantów LGBT”. Policji trudno było znaleźć bohaterów internetowych filmików, którzy ponoć spływali krwią. Co zatem rzeczywiście się wydarzyło w Białymstoku? Dlaczego to miało miejsce właśnie teraz?

Otóż pojawił się tam podróżny „orszak” aktywistów sześciokolorowej tęczy; wcześniej byli w Warszawie, w Krakowie i w kilku innych miastach. Wszędzie tworzą liczne pochody, jednak – w większości – są to znane już z innych manifestacji twarze. Podróżują po Polsce i tworzą liczbę uczestników takich manifestacji. Jeśli z całej Polski zbierze się aktywistów homopolityki – często dobrze opłacanych przez rozmaite fundacje i fundusze – to istotnie stworzy się z tego spory tłumek. Sprawia to wrażenie, że nagle jest ich bardzo wielu, mają wielkie poparcie. Są zorganizowani i przeszkoleni w hałaśliwym manifestowaniu swojej inności. Robią to w taki sposób, żeby „nie zostawiać śladów”. Potrafią tak obrazić, zaszokować, że tego nie widać, a kiedy już – wyprowadzona z równowagi – osoba przejawi jakąś emocję, to podnoszą rwetes, że są atakowani. To jest właśnie strategia prowokacji, dobrze przygotowanej, sowicie wyposażonej w środki materialne. To są przecież „absolwenci” kursów i „grup kreatywnych” prowadzonych przez ich pobratymców z Europy Zachodniej i ze Stanów Zjednoczonych. To już nie są zalęknieni i ukryci przed publicznym widokiem pederaści sprzed lat – to już kompletnie wyzuci ze wstydu, roszczeniowi i agresywni działacze homopolityczni, którzy postanowili ze swojej przypadłości uczynić wszechogarniający, polityczny oręż. W całej grze chodzi o wzbudzanie skrajnych emocji i wywoływanie wrażenia, jakoby dzisiejsza Polska była krajem zdestabilizowanym.

Reklama

Wiele wskazuje na to, że w Białymstoku doszło do starannie zaplanowanej prowokacji, która miała mieć przebieg właśnie taki, o jakim – w pierwszym odruchu – poinformowały „Gazeta Wyborcza” i TVN. Scenariusz był prawdopodobnie uprzednio przygotowany: prowokacyjne zachowania homoseksualnych i dewiacyjnych aktywistów miały wywołać – u normalnych ludzi – nie tylko niesmak i obrzydzenie, ale także agresję. Skoro nie wystarczyło prowokowanie i obrażanie przeciętnych obywateli, to prawdopodobnie zainscenizowano drastyczne sceny pobicia aktywistów, które natychmiast trafiły do sieci. Winą, tradycyjnie, obarczono działaczy narodowych, kibiców, Kościół, a także Prawo i Sprawiedliwość oraz prezesa tej partii.

Prowokacje będą się mnożyć. Nie tak dawno aktywistki gender usiłowały sprowokować do agresji proboszcza katedry na warszawskiej Pradze. Profanują święte symbole, usiłują się wedrzeć do sanktuariów.

Dlaczego tak bardzo im zależy na sprowokowaniu nas? Widzą, że mają bardzo nikłe poparcie dla swoich dewiacyjnych postulatów. Kiedy zatem nie można przekonać mas do siebie, to należy tak rozhuśtać społeczne emocje, aby nikt już nie wiedział, co jest rozsądne, a co nie. Wtedy do głosu dochodzą wcale nie najmądrzejsi, ale ci, którzy mają twarde łokcie i są najbardziej głośni. Im chodzi o rozpalenie emocji. Gotowi są nawet sprowokować jakieś tragiczne wydarzenie – tylko po to, żeby wreszcie mieć „męczennika” na swoje tęczowe sztandary. Był już niejaki Diduszko, który pozorował atak serca w czasie interwencji policji, potem podobną rolę odgrywała jego żona. Jest kilku innych „aktywistów”, którzy nie opuszczą żadnej okazji uczestniczenia w antyrządowych zadymach. Zabiera im to tyle czasu, że albo mają odłożone ogromne środki finansowe, a teraz realizują swoje „pasje”, albo też ktoś im za to sowicie płaci.

Reklama

Mechanizm prowokacji ma swoją dynamikę. Najpierw trzeba zgromadzić tłumek ludzi, który będzie prowokował przechodniów nienawykłych do takich „prezentacji”, potem należy indywidualnie – dyskretnie – obrażać co mniej wytrzymałych emocjonalnie. Później, gdy już interlokutor jest rozgrzany i rozsądek idzie na bok, następuje drobiazgowa rejestracja reakcji „napastnika”. Takie obrazki są przecież potrzebne do budowania odpowiedniej „narracji”. Znałem kiedyś reportera TVN, który potrafił cicho obrazić swojego rozmówcę, a potem – gdy tamten już gotował się ze złości – nakazywał włączyć kamerę i nagrywać. Inna „reporterka” krzyczała na kobiety, z którymi przeprowadzała wywiady: „Kiedy się, chamko, wreszcie porządnie rozpłaczesz?!”, a gdy taka wreszcie wybuchała płaczem, ukontentowana autorka „reportażu” filmowała „wzruszoną osobę”. Takie metody stosowane są od dawna. Przecież ta sama telewizja – jako jedyna w Polsce – znalazła na Śląsku „przebrzydłych faszystów” – „miłośników Adolfa Hitlera”, którzy pamiętają o rocznicy jego urodzin. Nie tylko, że odnaleźli takowych, to jeszcze zdołali drobiazgowo zarejestrować każdy przejaw działalności tych ludzi. Tylko złośliwe plotki głosiły przecież, że to była zwykła „ustawka za pieniądze”.

Reklama

Gdy nastroje społeczne są niekorzystne – dla rasowych rewolucjonistów, marksistów – rodzi się jedynie ochota do wywrócenia stolika, przy którym toczy się gra – należy tak rozhuśtać społeczne emocje, aby – za pomocą kilku sprawnie przeprowadzonych akcji – można było uderzyć w ośrodki władzy i doprowadzić do przechwycenia wszelkich instytucji, które mogą odgrywać rolę w realnym procesie sprawowania władzy. Przede wszystkim jednak wysyłany jest na Zachód sygnał: jesteśmy, działamy, konieczne jest wsparcie!

Aktywiści homopolityki sprawiają kłopot nie tylko normalnemu społeczeństwu – są źródłem zmartwień także dla osób, które same odczuwają homoseksualne tendencje w sobie, ale uważają to za sprawę intymną i nie chcą, aby ta ich słabość stała się przedmiotem publicznego rozważania. Niedawno napisał do mnie ojciec nastolatka, który zaczął zauważać u siebie homoseksualne skłonności. „Obserwowaliśmy oboje z żoną, jak przeżywał swoją odmienność i to, co jakby wypływało z niego. Jest bardzo nieśmiały, nie ma żadnego chłopca, po prostu zaczął się orientować, że jest w nim coś innego niż w wielu jego rówieśnikach. Bardzo się tego bał. Czy w takiej sytuacji mieliśmy go opuścić?” – napisał ów ojciec. Bóg ludzi doświadcza w różny sposób. Czy jednak człowiek ten uważał Biedronia za swojego idola? Czy popierał polityczne postulaty aktywistów LGBT? Nie! Po prostu zwrócił mi uwagę, jak wielkie cierpienie całej rodziny niesie ze sobą taka natura dziecka, jak trudno jest radzić sobie w takiej sytuacji.

Czy mógłbym z takiego chłopca kpić, potępiać go, skazywać na margines mojego szacunku? Oczywiście, że nie. Rzecz w tym, jak sobie z owymi doświadczeniami radzimy. Człowiek ma wrodzoną godność i niezależnie od jego osobistych wyborów nikt nie może mu jej odebrać. Homoaktywiści największą krzywdę robią właśnie ludziom, którzy w samotności przeżywają swoją inność.

2019-07-31 10:15

Ocena: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wielka rocznica z oddali

Dziś nie mamy wątpliwości, że dzień 16 października 1978 r. stał się zwrotny w naszym życiu, w życiu narodu, Europy i świata. Wszystko wskazuje na to, że informację podaną w radiu i telewizji najlepiej zrozumieli wówczas tylko ci, którzy nie mieli wiele wspólnego z ośrodkami władzy – prości ludzie. W polskich domach zapanował entuzjazm. Udzielił się on także p. Andrzejowi Kozerze, od 1962 r. prezenterowi telewizyjnemu, który autentycznie wzruszony poinformował Polaków w TVP o tym doniosłym wydarzeniu. Świadectwem ogromnego zainteresowania, jakim od początku swego pontyfikatu cieszył się papież Jan Paweł II, były słowa zawarte w pierwszym po powrocie do kraju prymasa Polski komunikacie KEP: „Wyniesienie polskiego kardynała na Stolicę Piotrową jest przedmiotem szlachetnej dumy każdego Polaka. Nic więc dziwnego, że całe społeczeństwo polskie żywo interesuje się działalnością Ojca Świętego. Z niecierpliwością oczekuje pełnych tekstów jego przemówień i obszernych informacji o jego poczynaniach”. Biskupi bezskutecznie apelowali do władz m.in. o większy nakład prasy katolickiej, skoro państwowe media skąpiły informacji o codziennej pracy Papieża. Intuicyjne zrozumienie dla rzeczy wielkich, które się działy wokół nas, Polaków, nie dotknęło jednak wszystkich. Nie tylko dlatego, że nie wszyscy rozumieją teraźniejszość. „Tej chwili nigdy nie zapomnę. Dziś, 16 października 1978 r., znajdowałem się wieczorem w autokarze jadącym z Warszawy do Olsztyna, wypełnionym uczestnikami polskiej delegacji na obrady II Forum Polska-RFN, które miały się tam nazajutrz rozpocząć. W skład delegacji wchodzili posłowie, dziennikarze, pracownicy naukowi, działacze gospodarczy; byli to w ogromnej większości członkowie partii, wśród nich kilku wyższych funkcjonariuszy jej aparatu i członków KC – wspominał Janusz Zabłocki, także poseł na Sejm PRL z ramienia Znak-u. – Wiadomość ta poraziła wszystkich niby grom z jasnego nieba. W autokarze, wypełnionym dotąd ożywionym gwarem rozmów, zapadła nagle przejmująca cisza. Nie trzeba było wiele wyobraźni, by odgadnąć, o czym teraz myśli każdy z jego pasażerów. Dawało się odczuć, że – poza krańcowym zaskoczeniem – przeżywają wszyscy wewnętrzne rozdarcie. Z jednej strony wybór Polaka na papieża był wydarzeniem, jakiego nie znała dotąd historia, było to nieoczekiwane i niezwykłe wyniesienie pozycji naszego kraju na arenie międzynarodowej, na co żadne serce polskie nie mogło nie reagować radosnym drgnieniem narodowej dumy. Z drugiej wszakże strony oznaczało to osadzenie na szczycie Kościoła człowieka, który w partii zyskał sobie opinię partnera trudnego, krytycznego wobec systemu, a nawet sympatyzującego z opozycją; do tego zbyt dobrze – tak teoretycznie, jak i praktycznymi doświadczeniami swej pracy duszpasterskiej – obeznanego z komunizmem. Wzmacniało to niesłychanie pozycję Kościoła polskiego, a zatem zapowiadało kierownictwu partii nowe powikłania i groziło nowymi trudnościami, których i tak było wiele. W zupełnym prawie milczeniu, jakie po komunikacie radiowym zawisło w autokarze, czuło się niemal fizycznie, jak w każdym z moich towarzyszy podróży te dwie sprzeczne reakcje – narodowa i partyjna – ścierają się z sobą i ważą”. Ks. prał. Bogusław Bijak, który wówczas mieszkał w domu parafialnym kościoła pw. św. Aleksandra w Warszawie przy ul. Książęcej, czyli naprzeciwko KC, opowiadał mi, jak to w gmachu partii przez całą noc paliło się światło. Komuniści się naradzali, debatowali. Kazimierz Kąkol pozostawił w swoich pamiętnikach notatkę z tej niezwykłej nocy: „Absolutnie zdegustowani naradzają się towarzysze: Kania, Kowalczyk, Olszowski, Werblan, Łukaszewicz. Konsternacja widoczna. Olszowski wylewa na jasne spodnie filiżankę czarnej kawy. Westchnienia. Ciężkie. Czyrek ładuje się z tezą – wypracowaną przez nas w drodze z SDP do KC – «zastanówmy się... ostatecznie lepszy Wojtyła jako papież tam niż prymas tu». Teza jest chwytliwa. Trafia do przekonania. Ulga”. Im bliżej serca komunizmu, tym było mniej zrozumienia dla rzeczy wielkich, dla Polaków, Europy i świata.

CZYTAJ DALEJ

Hiobowe wieści dla katechetów

2024-05-14 08:36

[ TEMATY ]

szkoła

katecheza

oświata

korepetycje z oświaty

Red.

Andrzej Sosnowski

Andrzej Sosnowski

Nie mogli być wychowawcami, ale będą musieli uczyć w klasach mających nawet po 30 uczniów z różnych roczników. MEN przygotowuje nowe "elastyczne" zasady organizowania lekcji religii w szkołach i placówkach oświatowych. Konsultacje publiczne i uzgodnienia międzyresortowe projektu rozporządzenia potrwają do 29 maja a nowelizacja ma wejść w życie już od 1 września br. To krok do likwidacji religii.

Jak zakłada projekt nowelizacji rozporządzenia w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach łączone lekcje religii lub etyki będzie można organizować również w tych klasach, w których dotychczas były one prowadzone osobno.

CZYTAJ DALEJ

Karmelitański Bal dla wszystkich

2024-05-16 13:50

Archiwum Karmelitańskiego Balu dla Singli

Zapisy na bal przez formularz na Instagramie i Facebooku Karmelitańskiego Balu dla Singli

Zapisy na bal przez formularz na Instagramie i Facebooku Karmelitańskiego Balu dla Singli

Po sukcesie Karmelitańskich Bali dla Singli czas na bal dla wszystkich. Najbliższy już 25 maja. Organizatorzy zapewniają bezalkoholową zabawę do białego rana.

- Jest to impreza dla singli, małżeństw, par, dla osób zakonnych. Może przyjść każdy kto chce się dobrze bawić i spędzić dobrze czas, a przy tym chwalić Pana Boga tańcem na fenomenalnej imprezie tanecznej, całonocnej, to może się pojawić - zapewnia Maciej Romaniszyn, organizator wydarzenia.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję